8. Haust powietrza.

236 6 2
                                    

Nicole

Nigdy, bym nie pomyślała, że z tarapatów uratuje mnie jakiś uczeń ze szkoły. Większość nas nienawidzi albo się boi. Sama nie wiem, czym spowodowana jest ta nienawiść. Przecież, to że mamy takich, a nie innych rodziców nie jest naszą winą, ani wyborem. Tak po prostu jest. W dodatku uratował mnie ktoś, kto wcale praktycznie mnie nie zna. Bliźniacy są nowi w mieście. Nie znają nas za czasów, gdy byliśmy normalną rodziną. Znają plotki, związane z tym, że jesteśmy dziećmi seryjnego mordercy. Dlaczego Wes chcę się do mnie zbliżyć? Zauważyłam to, już dawno. To było dziwne uczucie. Ekscytujące, ale i też przerażające. Zna sprawę zamordowanych blondynek. Każdy je zna. Ale nie przejmuje się tym. Nie widzi we mnie córki potwora. Tylko dziewczynę. Dziewczynę ze szkoły. Nie ocenia mojej osoby przez wzgląd na ojca. Nie zraża się. Nie obchodzi go moje nazwisko.

Ciekawe, co teraz sobie o mnie myśli?

Siedziałam skulona na przednim fotelu pasażera. Drżące dłonie schowałam między udami i patrzyłam przed siebie. Nie zerkałam na Warrena. Nie chciałam widzieć jego twarzy, która na pewno wyrażała konsternację. Nie chciałam odpowiadać na jego pytania, które zapewne już tworzył w swojej głowie. A wiedziałem, że jeśli na niego spojrzę, to zacznie się wir pytań. Jechaliśmy w ciszy. Jedyne, co słyszałam to był warkot silnika i cicha muzyka puszczona z radia.

Myślałam, że tak będzie, aż do dotarcia do domu.
Myliłam się.

— Nicole, czy ty uciekałaś przed tym radiowozem?

Zacisnęłam powieki, żałując, że o to spytał. Dlaczego nie zostawił tego w spokoju? Po chwili uniosłam na niego spojrzenie, przygryzając wnętrze policzka.

— Skąd takie przepuszczania? — Zagadnęłam, próbując udawać obojętną, jak tylko się dało.

— Bo biegłaś i byłaś wystraszona. — Zaczął. — W dodatku, gdy usłyszałaś syreny, spojrzałaś w tamtą stronę i wskoczyłaś do mojego samochodu, jak poparzona.

— Ciekawe spostrzeżenia. — Powiedziałam, patrząc na niego bez wyrazu, jakiejkolwiek emocji.

— W co ty się wpakowałaś? — Zapytał z powagą i trwogą.

Wzruszyłam ramionami, odwracając od niego wzrok. Zaczęłam patrzeć prosto w tapicerkę. Drgnęłam, gdy palce Wesa, które spoczęły pod moją brodą odwróciły moją głowę ponownie tak, abym patrzyła mu w oczy. Miał bardzo ładne oczy.

— Nicole, co zrobiłaś?

— Od razu, że coś zrobiłam.

Przewróciłem teatralnie oczami. Choć czułam pod skórą, jak puls mi przyśpieszył.

— Patrz na drogę. — Poprosiłam, starając się, aby mój głos nie zadrżał.

Zrobił to, ale tylko po to, aby zjechać na pobocze i się zatrzymać. Zmarszczyłam brwi. Co jest?

— Stoimy, więc teraz możesz mi powiedzieć, co przed chwilą się stało?

— Nic. — Burknęłam.

Z całych sił starałam się utrzymać jego przeszywające spojrzenie. Uniósł oczy w górę z cichym westchnieniem.

— Nie powiesz mi, prawda? — Odparł, gdy ponownie wlepił we mnie wzrok.

— Nie.

Przetarł twarz dłonią, jakby zmęczony.

— Okej. — Powiedział, brzmiąc na rozczarowanego. — Nie zmuszam cię. Zawiozę cię do domu.

Jak powiedział, tak też zrobił. Nie odezwał się przez resztę drogi. Dopiero, to ja przerwałam ciszę, gdy zgasił silnik tuż przy moim domu.

— Dziękuję, Wes. — Wyszeptałam.

Krew DiabłaWhere stories live. Discover now