Epilog

4.7K 171 59
                                    

Rok później

Rok.

Minął jebany rok, od naszego ostatniego spotkania. Rok bez niej był jak pierdolone przetrwanie o życie. Męczyło mnie ono, odkąd jej tu nie było. W Rezydencji znów zrobiło się cicho. Ponuro.

Kwiaty w ogrodzie zwiędły. Wszystkie te chwasty umarły, bo nie było tu kogoś, kogo by one cieszyły. Niebo nad Nowym Jorkiem płakało każdego dnia. A ja? Ja zajmowałem głowę tylko pracą, bo tylko ona pozwoliła mi zapomnieć. Zapomnieć o bólu.

I tak od roku.

Francesco dzwonił tylko dwa razy – gdy dotarli na miejsce i wtedy, gdy Eleanor dostała ataku paniki. Tylko dwa razy. Dwa. Razy.

Nie chciałem narażać jej na niebezpieczeństwo, więc nie kontaktowałem się z nimi więcej. Przede wszystkim z nią. Gdybym tylko usłyszał jej załamany głos, rozkleiłbym się i przy pierwszej lepszej okazji, wsiadłbym w samolot i poleciał do Hiszpanii.

Dlatego od roku nie miałem z nią żadnego, pierdolonego kontaktu.

Eleanor oczywiście próbowała za wszelką cenę choćby raz ze mną porozmawiać, ale odrzucałem jej numer, aż w końcu go zablokowałem. Zaczęła więc wysyłać sekretne listy, których też nie odczytywałem – leżały zapakowane w koperty gdzieś na samym dnie szuflady, aby nie ujrzały światła dziennego.

To, co zrobiła ze mną ta kobieta, było niemożliwe. Absurdalne. Zostawiła po sobie taką pustkę, że każdy w tym domu chodził nieobecny. A ja najbardziej.

Giorgio w tym czasie dał o sobie znać, dopiero miesiąc temu. Wysłał wiadomość z zastrzeżonego numeru, znów próbując nas zastraszyć. Groził atakiem i porwaniem mojej żony.

Villa jednak nie wiedział, że mnie już nie da się zastraszyć. Nie da się mnie oszukać i zaskoczyć. Było mi obojętne, co teraz planował. Mógł w każdej chwili tu przyjechać i próbować mnie zniszczyć. Ja nie miałem już nic.

Eleanor odchodząc, zabrała wszystko – w tym moją duszę.

~♟️~

Dzisiaj jak zwykle tonąłem w papierach. Tylko to pozwalało mi na ucieczkę od strasznej rzeczywistości. Papiery leżały dosłownie wszędzie. Nie widziałem praktycznie normalnej podłogi, gdyż dokumentów było od groma, abym pomieścił się w biurku.

Był trzynasty maj.

W tym dniu, Eleanor obchodziła dwudzieste drugie urodziny. Czyli drugie urodziny, które spędziła sama. Byłem na siebie wściekły za to, że nawet głupich życzeń nie mogłem jej złożyć. Odlatywałem za każdym razem, gdy o niej myślałem. I kończyło się to zawsze w ten sam sposób – piłem i usypiałem w fotelu, aby nazajutrz obudzić się z kacem.

I tak w kółko.

Gdy tylko uporządkowałem większość papierów, postanowiłem pojechać do magazynu. Podobno przyszedł nowy towar kokainy, więc stwierdziłem, że wpadnę zobaczyć, czy było warto inwestować w to gówno. Zgarnąłem po drodze marynarkę i wyszedłem z biura, kierując schodami na dół.

- Dokąd jedziesz? – zagadnął do mnie Troy, wyłaniając się z kuchni. Jak zwykle wyglądał jak zombie – sam cierpiał z powodu odejścia przyjaciółki i pracował dniami i nocami, zapominając o odpoczynku.

Jak ja.

Tyle że on nie szukał pocieszenia w alkoholu.

- Jadę do magazynu. – Odpowiedziałem, krocząc do drzwi.

- Jadę z tobą.

- Nie ma takiej opcji – warknąłem, zatrzymując go gestem ręki. – Popatrz, jak ty wyglądasz – zlustrowałem go od góry do dołu, wykrzywiając twarz w grymasie. – Ile dni temu spałeś, Troy?

THE HETMAN - Mafia Life #1 || 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz