19,5. Błogi stan nieświadomości

Start from the beginning
                                    

- Domyślam się, co powiesz, ale powinniśmy podjechać do Banff. W klinice mają rtg, a przez to, że wyczuwam złamane żebro przez skórę, trzeba cię prześwietlić. Mogło dojść do uszkodzenia opłucnej lub śledziony.

Jakbym słyszała Fane'a, pomyślałam.

- Wolałabym nie...- zaczęłam, bo wiedziałam, że pociągnie to za sobą konsekwencje. - Tata... - zaczęłam.

- Mogę do niego zadzwonić. Wszystko mu wyjaśnię fachowo, uspokoję go - próbował mnie tym uspokoić, ale miało to zupełnie odwrotny skutek.

- Nie. Już niech będzie, zgadzam się. Możemy pojechać do Banff - wypaliłam, modląc się, by nie wybrzmiało to tak nienaturalnie jak w mojej głowie.

Doktor Nathan uniósł brwi i zmarszczył czoło, ale chyba usatysfakcjonowała go moja decyzja, bo w mimo wszystko stanęło na jego.

- Będzie dobrze - uśmiechnął się łagodnie.

Skierowałam się w stronę drzwi pokoju, ale mężczyzna odchrząknął znacząco, co mnie zatrzymało.

- Nie przyjechałaś w poniedziałek z tatą odebrać Mikey'a. Domyślam się, że stan, w jakim się znajdujesz jest odpowiedzią na moje niezadane pytanie.

Kiwnęłam potakująco głową.

- Nie spodziewałem się twojej obecności w moim domu. Co prawda wiedziałem, że chodzisz do szkoły z moim synem, ale nie, że coś was łączy - przechylił lekko głowę. Wyglądał raczej na zaciekawionego, nie na posądzającego mnie o cokolwiek.

- Nic nas nie łączy. Udzielam mu korepetycji z matematyki. Tak samo jak Benowi. Mówiłam ostatnio - sprostowałam jak najszybciej.

- Oczywiście - uśmiechnął się sympatycznie, nie pozostawiając mi żadnych wątpliwości, że nie wierzy w żadne moje słowo. A przecież mówiłam prawdę! - Domyślam się, że skoro uznałaś za najlepsze rozwiązanie udawać, że się nie znamy, Fane nie wie również o chorobie twojego brata.

- Nie mówiłam mu, że mam rodzeństwo - przyznałam, po czym zacisnęłam usta w wąską linię. - Nie powie mu pan o tym, prawda?

Wiedziałam, że brzmię żałośnie. Po prostu te wszystkie kłamstwa zaczynały się nawarstwiać, a przez to, jak się do siebie zbliżyliśmy, coraz ciężej było być w tym wszystkim konsekwentnym. Ale przez to, że to wszystko zabrnęło tak daleko, nie było już odwrotu. Nie mogłam przyznać się Reynolds'owi do tego, jak wygląda moja rzeczywistość.

- Tajemnica lekarska obejmuje posiadanie nieco innych informacji, ale uszanuję twoją decyzję - skinął głową z dużo poważniejszą miną, niż wcześniej. Ufałam mu w kwestii leczenia brata, więc uznałam, że mogę zaufać również w tej.

- Dziękuję - odetchnęłam z wyraźną ulgą.

- Jeśli mogę jednak wyrazić swoją opinię, to chciałbym cię uświadomić o jednej rzeczy. Razem z żoną staraliśmy się wychować naszych synów tak, aby szanowali wartości rodzinne. Fane nie jest głupi, tylko wygodny i nie każdemu pokazuje tą wartościową stronę siebie. Staramy się wspierać, bo wiemy, jak dużo to daje. Jeśli ten chłopak oferuje ci swoje wsparcie, nie odrzucaj go, tylko wykorzystaj. Nie dopuszcza do siebie wielu osób, a tobie, wydaje się,  pozwala przekraczać swoje granice. To nie słabość dzielić się z kimś swoimi emocjami.

Patrzyłam na mężczyznę z szeroko otwartymi oczami i pilnowałam, by nie otworzyć z wrażenia na jego słowa buzi.

- Nie rozumiem, co ma pan na myśli... - zaczęłam, ale wszedł mi w słowo.

- Jak często u nas jesteś? - spytał lekko rozbawiony.

- No w zasadzie to... prawie codziennie. Ben bardzo wkręcił się w matme, a ja w ten sposób dorabiam - wzruszyłam ramionami. - Sam Pan wie najlepiej, że rachunki za leczenie Michaela nie są najmniejsze.

bladeWhere stories live. Discover now