15. Pomoc medyczna

6.7K 420 70
                                    

Gapiłam się na zdjęcie, które trzymałam w palcach, a moje myśli pędził z gigantyczną prędkością. Przeanalizowałam na szybko kilka możliwych scenariuszy, co zrobić z wiadomością, która właśnie do mnie dotarła i tylko jedna wersja wydawała się sensowna.

- Dziękuję, wydrukować potwierdzenie? - zapytał kelner Fane'a, który właśnie zapłacił za rachunek.

- Nie trzeba, dziękuję - odparł szatyn i schował kartę do portfela. Dopiero wtedy zauważył, że wypadło z niego zdjęcie, i że mu się przyglądałam.

- Nasza rodzinka - powiedział Ben, który nachylił się nad stołem i spojrzał na obrazek.

- Domyśliłam się - odparłam i wymusiłam lekki uśmiech. - Nie widziałam nigdy waszego taty.

Kłamstwo.

- Dużo pracuje. Jest lekarzem w szpitalu w Calgary, często ma dyżury po 36 godzin albo bierze nocki, więc w tygodniu raczej mało się widzimy - wyjaśnił starszy Reynolds.

- A weekendy? - dopytałam niby od niechcenia, bo w końcu nie natknęłam się nigdy na Doktora Nathana w jego własnym domu, chociaż często tam bywałam.

Doktor Nathan... To przez to, że kazał zwracać się do siebie po imieniu w obecności Mikey'a, żeby nie brzmieć zbyt poważnie. To dlatego nie połączyłam nazwisk. A ostatnio nawet pomyślałam, że kogoś mi przypominał.

Czułam, że jeszcze trochę i rozboli mnie głowa.

- Załatwia sprawy, na które nie ma czasu w tygodniu, ale poza tym to stara się je spędzać z nami. No i z mamą. Są teraz na randce, stąd mi przypadło niańczenie młode... Auć - skrzywił się Fane, a ja spojrzałam na niego pytająco. Ten łypnął spod oka na młodszego brata, który jak się domyśliłam, musiał kopnąć go pod stołem.

- Rozumiem - przytaknęłam. - Zbieramy się? - zachęciłam chłopaków do wyjścia, bo robiło się późno, a jutro czekał nas powrót do szkoły po dwóch tygodniach wolnego.

Oboje przytaknęli i wstali od stolika. Ubraliśmy się w kurtki, Ben przypiął smycz do obroży Margo, po czym jako pierwszy ruszył do wyjścia, a my za nim.

Fane odwiózł mnie pod dom. Oczywiście nie obeszło się bez sprzeczki między nami, ale w końcu odpuściłam. Było ciemno i zimno, dodatkowo byłam tak najedzona, że raczej toczyłabym się do domu, a nie szła.

Zaparkował przy ulicy i przez chwilę wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Podziękowałam za burgery, pożegnałam się i szybko wyskoczyłam z auta. Nie chciałam dać szansy Reynolds'owi na realizację jakiś głupich pomysłów.

Musiałam wrócić do rzeczywistości. Skupić się na szkole, korepetycjach, pracy, bracie. Nie mogłam sobie więcej pozwolić na takie rozkojarzenia, jakich doświadczyłam dzisiaj.

Tłumaczyłam sobie, że poszłam dzisiaj w końcu wyjaśnić z Fane'em zdarzenia z imprezy i wszystko, co między nami zaszło na przestrzeni ostatnich tygodni. Może i uzyskałam parę odpowiedzi, ale problem był taki, że zrodziło się jeszcze więcej nowych pytań.

Poniedziałek:

Powrót do szkoły był ciężki. Siedzenie na lekcjach tylko po to, by odhaczyć obecność nie było zbyt motywujące. Zachęcał mnie jedynie fakt, że mogłam w tym czasie robić rzeczy z innych przedmiotów tak, by jak najmniej nauki zostawiać do domu. Kwestia organizacji.

Przyszło mi także skonfrontować się z Leahą i Owenem, którzy nie ukrywali zmartwienia po wydarzeniach z weekendowej imprezy. Odpuścili ten temat dopiero po trzeciej przerwie, która tak jak dwie poprzednie minęła na moich zapewnieniach, że wszystko jest w najlepszym porządku. No prawie.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz