16,5. Nadgodziny

7.6K 459 166
                                    

Dobra dziewczyno, wdech i wydech. Uspokój się i zacznij myśleć racjonalnie.

- Zejdziemy na dół? - zapytał niepewnie Fane, jakby nie chciał mnie spłoszyć jeszcze bardziej, ale to przecież nie o to chodziło.

Przeczesałam palcami włosy i dałam sobie jeszcze chwilę na opanowanie emocji. Zacisnęłam parę razy dłonie w pieści, na zmianę rozluźniając je. Próbowałam rozładować napięcie, stres, cokolwiek, co mną właśnie zawładnęło.

- Tak. Jasne, pewnie, chodźmy - w końcu odparłam.

Moje ciało raczej przeczyło słowom, które wypowiedziałam, bo nie ruszyłam się z miejsca. Reynolds patrzył się na mnie z góry trochę zakłopotany i nie mogłam go za to winić, bo sama nie wiedziałam, co i dlaczego odwalałam.

W ostatniej chwili przed opuszczeniem pokoju przypomniałam sobie o rozpiętym staniku. Wygięłam ręce do tyłu i spróbowałam go zapiąć, ale z drżącymi z emocji dłońmi było to trudniejsze, niż mogło by się wydawać.

Kątem oka zarejestrowałam ruch w pokoju, a w kolejnej chwili poczułam za plecami obecność chłopaka. Jak gdyby nigdy nic podwinął mój sweter do góry, zapiął mi stanik i z powrotem opuścił ubranie, a następnie udał się bez słowa do wyjścia z pokoju.

Chłopak zszedł po schodach przede mna, po czym zdecydowanym krokiem ruszył do salonu. Stała tam Charlotte, a Ben właśnie był stawiany przez swojego tatę na ziemię. Musiał go za pewne wziąć na ręce lub podrzucić do góry.

Pan Reynolds... Czy może powinnam o nim cały czas mówić Doktor Nathan? Wiedziałam, że wszystko rozwiąże się w ciągu kolejnych kilku minut.

Fane podszedł do ojca i przytulił go w męskim uścisku, natomiast ojciec jedną dłonią złapał go za kark, a drugą poklepał po plecach.

Powoli dołączyłam do zebranych. Kiedy spotkaliśmy się z Doktorem spojrzeniami, wiedziałam, że od razu mnie rozpoznał. Wahałam się do ostatniej sekundy, jak to rozegrać.

Fane puścił ojca i stanął obok, a Charlotte wskazała na mnie ręką.

- To jest Maeve - uśmiechnęła się ciepło i zachęciła ruchem dłoni, żebym podeszła bliżej.

Widziałam, jak Nathan otwiera usta, żeby oznajmić swojej rodzinie, że znamy się od dobrych dwóch lat, dlatego szybko odezwałam się, jeszcze zanim zrobił to on.

- Dzień dobry, Maeve LeBlanc, milo mi pana poznać - wyciągnęłam rękę w kierunku mężczyzny i błagalnym wzrokiem spojrzałam się w znajome szare oczy.

Dopiero teraz, kiedy byłam tak blisko, a obaj mężczyźni stali obok siebie, zobaczyłam jak bardzo podobni byli. Fane był minimalnie wyższy i bardziej umięśniony, ale Doktor Nathan był równie postawny. Oczy mieli identyczne, chociaż mężczyzna będący zapewne przed pięćdziesiątką nie był w stanie ukryć zmarszczek dookoła nich.

- Dzień dobry, ciebie również miło poznać - odpowiedział, a ja westchnęłam z ulgą.

Przymknęłam oczy w niemym podziękowaniu.

- Fane nigdy nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny - powiedział mężczyzna.

- Oh, ja tylko udzielam korepetycji. Benowi też - podkreśliłam.

- Ale z Fane'em siedziała już trzecią godzinę - mruknęła Charlotte. Jak tylko dotarło do mnie, co powiedziała, szczęka mi opadła. Nie miałam odwagi spojrzeć na reakcje jej starszego syna.

- Co mówiłaś kochanie? - zapytał pan Reynolds.

- Nic, nic, po prostu przez twojego syna biedna dziewczyna wyrabia nadgodziny - wzruszyła ramionami, ale kąciki jej ust wystrzeliły do góry.

bladeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz