Nie miałam zbyt wielu okazji do spotkań z Robem w te niecałe trzy tygodnie przed świętami, bo miał nawał zajęć i musiał się skupić na ocenach. To w końcu jego ostatni rok w szkole i zależało mu na jak najwyższej średniej GPA, żeby mieć więcej punktów na studia. Tak jak i mój brat marzył o naszej uczelnianej drużynie futbolowej, która podlegała pod Uniwersytet Stanowy.
- Najpierw obowiązki, potem przyjemności. A przyjemności już coraz bliżej – mówił mi podczas jednego z naszych niestety nielicznych spotkań w grudniu.
Nie przychodził nawet na „wolontariat", bo musiał się uczyć, więc sama ozdabiałam stołówkę i korytarze na święta.
Holly wymyśliła sobie, że pojedzie autem z chłopakami i Leną. Przykro mi się zrobiło, że zapomniała o mnie. Pierwszy raz miałyśmy być rozdzielone aż na tak długo. Dwa dni drogi... Oszalała ta moja siostra jak nic.
Gdy obudziłam się w dniu, w którym mieli wyjeżdżać okazało się... że zaspałam. Nikt mnie nie poinformował o tak wczesnej godzinie ich podróży. Znowu zrobiło mi się smutno.
Ta moja Holly tak jakoś... oddala się ode mnie. A może to ja zaczęłam oddalać się od niej?
Siostra zrehabilitowała się pisząc praktycznie cały czas i dzwoniąc też kilka razy. Może jednak dalej wszystko jest okej, tylko ja wymyślam?
W dniu naszego wylotu zawiozłam kota do Katii. Kobieta z ochotą przystała na propozycję opieki nad nim. Ucieszyłam się, że Magnus będzie z kimś, kogo zna. Andrew i Miguel też na pewno dobrze by się nim zajęli, ale co Katia to Katia.
Trenerka zaglądała do mamy równie często jak ja, więc cieszyłam się, że w święta nie będzie sama, bo najlepsza przyjaciółka na pewno ją odwiedzi.
Trochę stresowałam się lotem, w końcu to dopiero trzeci raz w moim życiu. Dwa poprzednie były z Holly i nie wspominam ich dobrze. Teraz było inaczej: nikt z podróżujących nie cierpiał na chorobę lokomocyjną i po chwilowych wstrząsach przy starcie sam lot przebiegł bardzo spokojnie.
Hattie dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa i praktycznie cały czas grałyśmy w gry i oglądałyśmy bajki. Harry siedział z nami w części salonowej, ale na stoliku rozłożył laptopa i coś pisał. Co chwilę jednak zerkał na nas, a kilka razy nawet się uśmiechnął. I to nie tylko do Hattie.
Bałam się lądowania, bo znowu zaczęło trząść, ale siostra uspokajała mnie, że to przejściowe. Dziewczynka miała za sobą już kilkadziesiąt lotów i nie robiło to na niej wrażenia. Mały weteran jak nic.
Z lotniska odebrały nas wynajęte przez Henrego samochody. Do jednego zmieściliśmy się we czworo – ojciec usiadł z przodu. Ochrona pojechała innym autem, a nasze bagaże kolejnym. Przyglądałam się widokom obcego dla mnie miasta – wprawdzie byłam już w Kanadzie, ale nie w tej jej części. Gdy zbliżaliśmy się w stronę oceanu zauważyłam, że w mieście znajdują się charakterystyczne, kolorowe domki. Paleta barw była ogromna: żółte, niebieskie, zielone, pomarańczowe, fioletowe.
Na końcu ulicy na ogrodzonej posesji znajdował się największy, różowy dom. To był cel naszej destynacji. Wjechaliśmy na niepozorny podjazd. Z przodu budynek nie wyróżniał się niczym specjalnym, oprócz swojego rozmiaru. Jaskrawy kolor wpasował się do innych obiektów na tej ulicy.
Gdy już wszyscy wysiedliśmy z auta Henry zawołał, abyśmy podeszli. Zamierzał zapukać, ale nie zdążył, bo drzwi otworzyły się, gdy tylko podniósł rękę. W drzwiach stanęła kobieta, która wyglądała trochę przerażająco: najgroźniejsze były czarne, długie spiczaste paznokcie. Ubrana była w długą sukienkę, która wyglądałaby jak ślubna, gdyby nie to, że była czarna. Jaskrawoczerwone włosy falowały jej na wietrze, gdy wyszła przed dom, żeby uścisnąć Henrego.
YOU ARE READING
Hope and Holly cz. 1 "Familia fortitudo mea" [16+]
Teen FictionOstrzeżenie: nieprzyzwoity język, przemoc słowna i fizyczna, czynności seksualne, niepoprawne wzorce postępowania. Zanim przeczytasz, zastanów się, czy treść jest dla Ciebie odpowiednia. Co się stanie, gdy rozpieszczone, bogate dziewczynki z dobrego...