R O Z D Z I A Ł 9

98 27 43
                                    

Słoneczko! Zanim się weźmiesz za czytanie tego rozdziału, upewnij się, że przeczytałeś/aś wcześniejsze!

Siedziałam w kuchni, popijając już zimną kawę i tępo patrzyłam się przed siebie. Dochodziła godzina jedenasta, co oznaczało, że już dawno powinnam być w pracy. Nie miałam jednak dzisiaj na nic ochoty – nawet na to, żeby tam iść. Co jest do mnie niepodobne, bo przecież kocham to miejsce i zawsze z wielkim zapałem do niego idę.

Dzisiaj było inaczej, i to pewnie przez przeżycia, jakich ostatnio doświadczyłam. Nie mogłam wybić sobie z głowy sytuacji z oceanarium. Nie mogłam sobie wybić jego obrazu, ani dotyku. Dosłownie, do tej pory czułam na swoim ciele przyjemne ciepło, w miejscach, gdzie jego skóra stykała się z moją.

To popieprzone.  

Wszystko było jak z marzeń. Nigdy nie widziałam nic piękniejszego, niż ten widok rekinów pływających wśród meduz. Tworzyły cudowną kompozycję, a przepływające co jakiś czas koło nich rybki, dodawały temu magicznego akcentu. 

Niestety, wszystko się zepsuło, gdy mężczyzna wypowiedział moje imię. 

Skąd on do cholery je znał? Nie przypominałam sobie, żebym, kiedykolwiek się mu przedstawiała ani żeby, gdziekolwiek je przypadkowo usłyszał.

– Porozmawiasz ze mną w końcu? – z przemyśleń wyrwał mnie James opierający się o framugę w kuchni. Nie rozmawiałam z nim od tej feralnej kolacji z moimi rodzicami i szczerze powiedziawszy, dalej nie miałam na to ochoty. 

Wstałam ze swojego miejsca, chwytając kubek po kawie i odłożyłam go do zlewu. Wzięłam telefon ze stołu i zamierzałam wyjść z pomieszczenia, gdy ten złapał mnie lekko za łokieć.

Czemu to zawsze jest łokieć ?

– Nie ignoruj mnie, Desiree – spojrzałam w jego oczy, które wyrażały zmęczenie i zirytowanie – Proszę, porozmawiaj ze mną jak dorosła, a nie bawisz się w kotka i myszkę.

Chwilę zastanawiałam się nad tym, czy to zrobić, ale finalnie odrzuciłam od siebie tę myśl. Nie miałam zamiaru z nim pogrywać, chciałam tylko dać mu jeszcze szansę przemyśleć to, jak chce mi się wytłumaczyć.
Ewentualnie usłyszę kolejne kłamstwa, które wymyśli w międzyczasie.

Pokiwałam przecząco głową i wyrwałam się z jego uścisku.

– I kto tu się bawi, James? – zapytałam, marszcząc brwi – Śpieszę się do pracy, może później – mruknęłam obojętnie i go wyminęłam.

Będąc w przedpokoju ubrałam krótkie, białe trampki i wyszłam z domu, ówcześnie zabierając małą torebkę oraz klucze. Gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam niesamowite ciepło, na co na mojej twarzy zagościł mały uśmiech. 

W ostatnim czasie pogoda w ciągu dnia zaczynała nas rozpieszczać, co niezmiernie mnie cieszyło. Nigdy nie przepadałam za deszczem ani zimnem, dlatego można powiedzieć, że jesień i zima to moje dwie najmniej lubiane pory roku. 

Zeskoczyłam z trzech ostatnich schodków, które były przed drzwiami do naszego mieszkania i skręciłam w lewo, kierując się wprost do pracy.

***

Spacer przy tak pięknej pogodzie troszkę poprawił mi humor. Uważnie obserwowałam okolicę i ludzi przechadzających obok mnie, by tylko odwrócić swoją uwagę od natrętnych myśli. Czy było łatwo? Nie. Czy się udawało? Można tak powiedzieć. 

COVETEDWhere stories live. Discover now