R O Z D Z I A Ł 8

81 32 43
                                    

Zanim weźmiesz się za czytanie tego rozdziału, upewnij się, że przeczytałeś wcześniejsze :)

Rozdział ten będzie podzielony na dwie części!

Wierzycie, że waszym życiem steruje los? Mnie czasami wydaje się, że tak, jest to jak najbardziej możliwe. Można być jego ulubieńcem lub ofiarą, a my nigdy nie wiemy, co nagle dla nas przyszykuje. Uśmiechamy się, gdy nam sprzyja, kusimy, gdy bywa złośliwy i okrutny. 

Bo czy gdyby nie los, to poznałabym tajemniczego bruneta? Wpadłabym na niego w kawiarni, oblewając go kawą? 

Czy gdyby nie los, to spotkałabym go w sklepie i sprzeczała się o ostatnią puszkę sosu pomidorowego? A może to ktoś inny miał mi pomóc z tym oblechem w barze? 

No właśnie, w każdym z tych przypadków mogła być to inna osoba, lecz to jednak zawsze był on. Non stop pojawia się na mojej drodze, jakby był specjalnie do tego zaprojektowany. I to, nie byłoby nic złego, gdyby nie fakt, że z każdym naszym spotkaniem, zakorzenia się w mojej głowie jeszcze bardziej. A nie powinien. 

Może gdyby nie los, to nie szłabym teraz koło nieznanego mi mężczyzny, który pachnie i wygląda jak marzenie, w miejsce znane tylko jemu? Nie mam pojęcia czemu, ale on ma w sobie coś takiego, co wyklucza mi normalne myślenie. Bo przecież on może być każdym. A jednak nie boję się go, nie boję się, że przy nim może stać mi się coś złego. 

–Cieplej ci już? 

Z zamyśleń obudził mnie głos bruneta. Potrząsnęłam głową na boki i jeszcze bardziej opatuliłam się bluzą, którą mi użyczył, wychodząc z baru. Była niesamowicie wygodna, już nie wspominając o zapachu, który na niej się roznosił. Pachniała nim

–Zaraz wejdziesz do samochodu, to się ogrzejesz– przystanęłam na chwilę, co mój towarzysz zauważył i zrobił to samo, co ja. 

–Chyba śnisz, a co jeśli jesteś jakimś szemranym typem i mnie wywieziesz? Albo co gorsza, sprzedasz moje narządy? Jestem bardziej cenna, niż ci się wydaje – powiedziałam, zadzierając nos, na co usłyszałam ciche parsknięcie. 

–W to nie wątpię skarbie, dlatego tym bardziej rusz się, bym mógł cię szybciej sprzedać– pacnęłam go w ramię i zaśmiałam się cicho. On jest niemożliwy– Wsiadaj maleńka.

Nie mam pojęcia, kiedy doszliśmy do dużego, ciemnozielonego samochodu, przy którym stał już brunet, otwierając mi drzwi od strony pasażera. Zignorowałam go, oglądając maszynę z każdej strony, zachwycając się kolorem, jak i samym autem. Jest to wersja SUV-a o charakterze sportowym, która ma bardzo długą maskę i mocno rozdmuchane nadkola, głównie tylne. Z przodu za kołem, jest miejsce dla trzech ozdobnych otworów wylotowych. Na samym środku, nieco niżej niż maska, widnieje  dosyć szeroki grill z pionowymi żeberkami. Całość dopełnia logo marki, jakie reprezentuje trójząb. 

–Widząc twój samochód, nie uwierzę, że chcesz mnie sprzedać, na bank nie dostałbyś za mnie tyle, ile wydałeś na tę maszynę– powiedziałam zgodnie z prawdą. Zaraz się jeszcze okaże, że to pieprzony transformers!

 Brunet obszedł mnie i schylił głowę tak, by oprzeć brodę o moje ramię. Jego zapach znów drażnił moje nozdrza. Słodki jezu..

–Jesteś cenniejsza niż to– kiwnął lekko głową na auto– Za to, żebyś była moja, mógłbym wydać dużo, dużo więcej– mruknął, a po chwili się wyprostował i jeszcze raz podszedł do samochodu, i otworzył mi drzwi, machając w stronę wejścia– Zapraszam.

Poczułam, jak na moich polikach pojawił się krwisty rumieniec. Dobrze, że jest ciemno.

–Cóż, za gentleman– grzecznie wsiadłam do samochodu, zakrywając pupę. Oszczędzę mu takich widoków.

–Ej, to była moja okazja– oburzył się. W tym momencie wyglądał jak dziecko, które nie dostało od mamy cukierka. Znów się zaśmiałam, przy nim robię to dość często. Może nawet zbyt często.

–I już mogę zapomnieć o kurtuazyjnym zachowaniu– wywróciłam oczami, na co tym razem, to on parsknął śmiechem i zamknął mi drzwi. Wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił silnik.

–Wiesz, co oznacza logo Maserati?– pokiwałam przecząco głową, na co zaczął mówić dalej– Oznacza siłę, energię, wigor– spojrzał na chwilę na mnie, ruszając dwuznacznie brwiami– oraz odwagę i sportowego ducha.  

Zlustrowałam go od góry do pasa. Wyglądał niesamowicie za kierownicą, jakby czuł się za nią jak ryba w wodzie. Wszystkie jego ruchy były bardzo płynne i swobodne. Światła z ulicy skrawkami padały na jego twarz, wyglądał na rozluźnionego. Lekko roztrzepane włosy i ten pieprzyk pod okiem dodawały mu uroku. 

–Jesteś pewien, że opisujesz markę? Bo ja mam wrażenie, że jednak siebie– kącik ust mu lekko drgnął ku górze. Wiedziałam.

–O tym przekonasz się niedługo.

Nie skomentowałam już tego. Było zdecydowanie za późno, a ja powoli odczuwałam, jak bardzo jestem zmęczona dzisiejszym dniem. Oparłam głowę o szybę samochodu, obserwując miasto nocą. Czułam, jak moje powieki robią się coraz cięższe, co oznaczało, że zaraz odlecę w krainę morfeusza. Nim jednak do tego doszło, usłyszałam jak tajemniczy nieznajomy włącza radio, z którego leciała jedna z moich ulubionych piosenek. Mogłabym przysiąc, że brunet nawet ją cicho śpiewa pod nosem. 

Don't tell me it's not worth fightin' for
I can't help it, there's nothin' I want more
You know it's true
Everything I do, I do it for you

––––––––––––––

Dzisiaj bardzo krótki rozdział:\ W następnej części dowiecie się gdzie nasz tajemniczy chłop bez imienia zabrał naszą Desiree :) 

Jeśli chcecie przesłuchać piosenkę to proszę bardzo: Bryan Adams- (Everything i do) i do it for you <3 

Dawajcie znać co sądzicie! 





COVETEDWhere stories live. Discover now