37 Holly... tak nie można Pov: Hope

20 3 4
                                    

Kolejne dni w szkole upływały mi naprawdę miło. Na stołówce nie musiałam siedzieć już z braćmi, a mogłam towarzyszyć Alexandrze i Arianie – takiej miłej dziewczynie z kółka szachowego, którą poznałam na zajęciach.

 Czasami dosiadał się do nas Luke, jednak tu wyrozumiałość moich braci się kończyła i zawsze odganiali go ode mnie. Moje dwie nowe koleżanki szybko załapały dobry kontakt ze sobą i od tego momentu starałyśmy się spędzać czas we trzy – w asyście ochroniarza księżniczki, który chodził za nią wszędzie jak cień.

 Ariana na początku stresowała się obecnością mężczyzny, ale po pewnym czasie przyzwyczaiła się tak, jak i ja. Z naszej trójki tylko ona chodziła bez ochrony, mimo że jej rodzice mieli sieć restauracji w całej Georgii i zapewne mogliby sobie na to pozwolić.

- Nie będę im podsuwać głupich pomysłów, dobrze jest jak jest – mówiła ze śmiechem, gdy zapytałyśmy, czy jej rodzina nigdy nie korzystała z ochrony firmy zewnętrznej.

Spędzałam też dużo czasu z Lucasem, ale to głównie na zajęciach obowiązkowych i dodatkowych. Na korytarzu rzucaliśmy sobie tylko ukradkowe uśmiechy i lakoniczne pozdrowienia. Nie rozumiałam, dlaczego ten chłopak tak przeszkadzał moim braciom – przecież był miły, spokojny i uprzejmy. Traktowałam go jako kolegę z zajęć i czułam się przy nim dobrze.

 Dziwnie natomiast czułam się przy innym chłopaku... Robercie z drużyny Harveya. Rob był... tak przystojny, że wystarczyło, by zwrócił swoje zachwycające oczy w moją stronę, a wyglądałam jak cegła – dosłownie czerwieniłam się w momencie. A gdy jeszcze czasem mrugał do mnie, bądź uśmiechał się, to... wręcz roztapiałam się pod jego wpływem. Ręce pociły mi się, a serce biło tak szybko, że bałam się, że wszyscy w najbliższej okolicy to słyszeli.

 Zazwyczaj moje reakcje na Roba były takie, że odwracałam wzrok albo spuszczałam głowę, żeby tylko nie mógł tego zauważyć. Za to lubiłam mu się ukradkiem przyglądać, a okazję do tego miałam w czwartki, bo wtedy nie było żadnych zajęć dodatkowych dla mnie, chłopcy mieli natomiast swoje zajęcia i dali mi wybór: chodzę na próby z Haidenem, treningi z Harvem, albo dzwonią po kierowcę i wracam do domu.

 Oczywiście, że wybrałam... treningi, żeby legalnie obserwować Roberta przez te 2 godziny na boisku.

Starałam się kilka razy w tygodniu jeździć do mamy. Wizyty u niej były takim plasterkiem na bolące miejsce: mogłam się jej zwierzyć ze wszystkiego, nawet tego, czego nie mówię Holly. Opowiadałam o szkole, koleżankach, sytuacji w domu... Siostra nie odwiedzała mamy tak często jak ja, a przynajmniej się tym nie chwaliła. 

O ile w szkole wszystko układało się dobrze, czułam się coraz lepiej i radziłam wręcz wyśmienicie, o tyle w domu atmosfera była... dość sztywna. A to wszystko za sprawą babci moich braci. Kobieta – gdy tylko nie widziała Henrego w pobliżu – zaczynała się nas czepiać.

 Holly łatwo się uruchamiała, a ja musiałam ją potem uspokajać. Bałam się, co to będzie za 2 dni – gdy ojciec wróci do Sydney. W końcu miał zostać tylko do urodzin Harrego, które były już w ten weekend...

Przy Henrym Theresa zachowywała się w miarę poprawnie, dlatego też zastanawiałam się, jak to będzie, gdy ojciec wyjedzie na 6 tygodni. 

Czy ona zostanie? Ile jeszcze będzie u nas siedzieć? Laura też już miała dość wiecznych narzekań babki Melvin i nawet wzięła z tego powodu kilka dni wolnego, ale na szczęście dziś miała wrócić, może to będzie bodziec do wyjazdu dla starszej pani?

- Chyba mam plan, jak ją wykurzyć – powiedziała mi tego samego dnia Holly, gdy wróciłam ze szkoły i odrabiałam lekcje. Siostra jak to zwykła robić codziennie – wpadła do mojego pokoju i rozwaliła się na łóżku.

Hope and Holly cz. 1  "Familia fortitudo mea" [16+]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora