36 Pamiętaj: królestwo i koń Pov: Holly

20 3 1
                                    

Hope pojechała z przygłupami, a ja zostałam sama o nieludzkiej porze w jadalni. A mogłam pospać do 9.

 Oczywiście znając życie i tak nikt nie doceni mojego poświęcenia dla siostry. Będą tylko narzekać, że wymyślam, przesadzam, a ja przecież tak dobrze ją znam. 

Ona nie potrzebuje żadnych znajomych – ma mnie. Do tej pory jej wystarczałam, z nikim się nie zadawała i wszystko było idealnie. Teraz coś czułam, że może się zjebać. Ech, czemu nie mogę być tam dzisiaj z nią?...

Miałam już wychodzić z pomieszczenia, gdy wszedł Harry. Ale jaki to był Harry! - bez garnituru! Przynajmniej nie miał go na sobie, bo w ręku trzymał pokrowiec na ubranie, którego kształt sugerował, co tam jest w środku.

Pierwszy raz w życiu widziałam go w takim wydaniu. Brat ubrany był w białą koszulkę polo i beżowe materiałowe spodnie z paskiem, które były szykowne, ale na pewno nie pochodziły z garniturowego kompletu. Na nogach miał ciemnobrązowe, sneakersy, ale nie takie typowo sportowe, tylko hm... eleganckie?

- O... Harry? To ty? - powiedziałam na jego widok. Znacząco zmarszczyłam brwi – Jesteś chory?

Brat spojrzał na mnie, ale się nie uśmiechnął, no może lekko zadrżał mu kącik ust, ale zbyt lekko, żeby uznać to za śmiech.

- Dzień dobry Holly, jestem całkowicie zdrowy, czemu pytasz?

- Bo wyglądasz jak nie ty... na pewno wszystko okej? - kontynuowałam.

- Wszystko w jak najlepszym porządku. Mam spotkanie biznesowe na polu golfowym i nie wypadało mi się inaczej ubrać. Taki dress code golfisty.

- A po co ci w takim razie garnitur w pokrowcu? Nosisz z sentymentu, jak dziecko swoją ulubioną zabawkę? - drążyłam temat.

- Po grze wybieram się na lunch do restauracji przy polu golfowym, a tam z kolei obowiązuje inny dress code: ten mój codzienny.

Spojrzałam na niego i zapytałam:

- Często masz takie spotkania biznesowe? Bo w takim wydaniu to widzę cię po raz pierwszy, a już kilka tygodni się tu kręcę...

- Przynajmniej raz w tygodniu odbywam takie spotkanie w warunkach poza gabinetowych. Najczęściej mnie nie widzisz, bo jeżdżę tam prosto z biura w centrum miasta. Dziś wyjątkowo mam bardzo poranną rozgrywkę.

Wstałam od stołu i podniosłam moje łyżwy. Brat spojrzał na mnie i tym razem to on zapytał:

- Po co ci sprzęt sportowy w jadalni? Nie możesz się rozstać jak dziecko z ulubioną zabawką? - Ha ha, bardzo śmieszne Harry...

- Pokazywałam chłopakom jak ostre potrafią być takie łyżwy. Chciałam mieć pewność, że będą dobrze pilnować Hope w szkole, bo ja przecież nie mogę z nią być – spojrzałam z wyrzutem na mężczyznę, w końcu on też w jakiś sposób był za to odpowiedzialny.

- Hope to rozsądna dziewczyna. Poradzi sobie. Chłopcy wiedzą, że mają jej pomagać wdrożyć się w nowe otoczenie, przedstawić odpowiednich znajomych, a tych nieodpowiednich trzymać z daleka od niej.

- Nie ma czegoś takiego jak odpowiedni znajomi dla Hope! Dla niej odpowiednia jestem tylko ja, ona nie potrzebuje żadnych innych osób i nie będzie z nikim się zadawała! - Niestety bracie, ale podnosisz mi ciśnienie. Harry spojrzał na mnie poważnie i po chwili powoli powiedział:

- Posiadanie koleżanek to nie zbrodnia. Taka koleżanka nigdy nie zastąpi siostry, ale może pomóc przetrwać trudny czas w nowych warunkach. Rodzina jest jak zawsze najważniejsza i tylko jej można ufać, ale to nie znaczy, że trzeba się od razu od wszystkich izolować. Żeby odnaleźć się we współczesnym świecie, trzeba nauczyć się w nim żyć... Masz do mnie i do taty pretensje, że cię ograniczamy, prawda?

Hope and Holly cz. 1  "Familia fortitudo mea" [16+]Where stories live. Discover now