29 Martwiłem się o Haidena Pov: Hope

15 3 0
                                    

Prawie całe popołudnie spędziłam z Hattie w bibliotece. Holly była na mnie tak bardzo obrażona, że nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem podczas obiadu.

 Dobra – jej strata, nie będę cały czas nad nią skakała – znajdę sobie inne towarzystwo, milsze niż ona.

Czas z Hattie mijał mi naprawdę sympatycznie. Po czytaniu i grach wybrałyśmy się na spacer do stadniny – tym razem tylko, żeby poobserwować konie, bo dziś dziewczynka nie miała planowych zajęć. Posiedziałyśmy też chwilę w ogrodzie różanym – moja młodsza siostra wykazała się niemałą wiedzą o gatunkach roślin, które były tu posadzone. Co chwilę pokazywała mi jakiś kwiatek i opowiadała o nim ciekawostki.

- Skąd ty to wszystko wiesz? - nie mogłam wyjść z podziwu, gdy wymieniła mi kilkanaście odmian różaneczników. W życiu bym nie pomyślała, że tyle tego może być.

- Dużo czytam. Wiesz, że po ćwiczeniach i nauce to nie mam za bardzo co robić, szczególnie, gdy chłopcy są w szkole... - no tak, w sumie to fakt, Hattie większość czasu spędzała z Laurą albo rehabilitantami, w roku szkolnym pewnie i z nauczycielami.

 Bracia byli ciągle zajęci, często nieosiągalni. Harry pracował, a ci dwaj młodsi... nieczęsto bywali w domu zwłaszcza, gdy nie było ojca.

 Postanowiłam, że muszę to zmienić. Muszę zrobić tak, żeby Hattie więcej czasu spędzała z rodziną, a nie tylko z obcymi ludźmi, którzy – mimo tego, że są wykwalifikowani i zapewniają jej należytą opiekę – nie są jednak jej najbliższymi. Rodzina podobno jest najważniejsza, nie?

- Miguel też mi bardzo dużo opowiadał. On kocha kwiaty i codziennie z nimi rozmawia – kontynuowała dziewczynka. Rozejrzałam się. Nasz ogrodnik praktycznie cały dzień siedział w pracy – cały czas coś przycinał i skubał. Śmiałam się nawet raz z Holly, że on tę trawę to na pewno pod linijkę strzyże.

A właśnie... Holly....

Do jadalni poszłam z Hattie, w końcu zbliżała się pora kolacji. Trochę dziwnie się czułam, bo od kilku godzin nie widziałam mojej bliźniaczki, a do tej pory w tym miejscu popołudnia starałyśmy się spędzać razem.

- Hope, możesz poprosić swoją drogą siostrę? To że wczoraj miała pozwolone na kolację w pokoju nie oznaczało, że każda tam ma być podawana – Harry jak zwykle brzmiał poważnie i groźnie. Cóż miałam zrobić? Poszłam na górę, do części sypialnianej.

- Nie udawaj, że śpisz – powiedziałam, gdy weszłam do pokoju siostry. Leżała na łóżku przykryta po sam czubek głowy, ale na pewno tylko specjalnie – ona nigdy nie spała w dzień, nigdy. Nawet jak miała grypę, to wolała łazić po domu i jęczeć, niż się położyć. Wyjątkiem była jej choroba lokomocyjna, ale przecież od kilku tygodni nigdzie nie latałyśmy, więc... udawała jak nic.

 Chciała znowu zwrócić na siebie uwagę i wymusić na mnie troskę o jej samopoczucie. Pewnie była zła, że nie spędziłam z nią dziś tyle czasu, ile by chciała i że nie zabiegałam o jej uwagę. Zawsze tak robiła, znałam już te jej numery.

Holly uparcie milczała, więc podeszłam do łóżka i pociągnęłam za kołdrę. Moim oczom ukazała się kupa poduszek owiniętych kocem – to one leżały pod przykryciem... Zaczęłam się niepokoić – wołałam imię siostry i szukałam jej w garderobie, łazience, nawet na balkon wyszłam, ale nigdzie jej nie było.

- Może siedzi na siłowni? - powiedziałam sama do siebie i szybko zeszłam na dół to odpowiedniego pomieszczenia. W dalszym ciągu pudło – nie znalazłam jej ani na sali gimnastycznej, ani na siłowni, basenie, bawialni... 

Sprawdziłam nawet sauny i bibliotekę (tu akurat najmniej bym się jej spodziewała, ale wolałam się upewnić). Próbowałam też do niej zadzwonić, ale chyba miała wyłączony telefon, bo ciągle odzywała się poczta głosowa.

Hope and Holly cz. 1  "Familia fortitudo mea" [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz