Barnett

12 2 4
                                    


Obudził mnie podniesiony głos Tii. Zakryłam głowę kołdrą, zbyt zmęczona, by wstać z łóżka. Jim odwiózł mnie do domu grubo po drugiej – byłam kompletnie wykończona i jedyne, na czym mi zależało to sen. Zignorowałam dźwięki dochodzące z dołu i zamknęłam oczy. Sen powrócił niemal natychmiast. Powróciła błoga lekkość, jednak tylko na moment. Tym razem usłyszałam kogoś innego. Mężczyznę o dziwnie znajomym głosie. Usiadłam na łóżku, wsłuchując się w tembr jego głosu. Kiedy zrozumiałam, kto pojawił się w domu, włosy zjeżyły mi się na karku. Zmęczenie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wstając z łóżka byłam w pełni rozbudzona. Założyłam spodnie dresowe, i z telefonem zaciśniętym w dłoni, na palcach zeszłam po schodach. Nie chciałam zostać zauważona.

– Adam! – zawołał Barnett. – Wyjdź i porozmawiaj ze mną, sukinsynu!

– Nie ma go, już ci mówiłam.

Przykucnęłam w połowie drogi na parter, dzięki czemu pozostawałam w ukryciu. Doskonale słyszałam toczącą się dyskusję, ale niczego nie widziałam. Wolałam nie zdradzać swojej pozycji, tak na wszelki wypadek. Odblokowałam telefon, wpisałam numer alarmowy i zawiesiłam palec nad zieloną słuchawką. Miałam nadzieję, że Barnett wyjdzie bez wszczynania awantury, ale nie znałam go na tyle dobrze, by mieć całkowitą pewność. Skoro pobił Davida tak dotkliwie... Czy mógł zaatakować Tię?

– Jesteś pijany, powinieneś już iść.

– Najpierw porozmawiam z Adamem.

– Jeśli nie opuścisz mojego domu, wezwę policję!

Tia pisnęła, coś upadło na podłogę. Wystawiłam głowę przez barierkę i kiedy zobaczyłam przyjaciółkę leżącą na ziemi, zasłoniłam usta dłonią, by nie krzyknąć na całe gardło. Barnett minął ją, jakby była przedmiotem i ruszył do salonu.

– Adam! Wyjdź, kurwa! Adam! – nawoływał.

Zbiegłam na dół, patrząc za mężczyzną, który zniknął za rogiem. Kucnęłam obok Tii, łapiąc ją za rękę. Jej telefon leżał na ziemi – Barnett zdeptał go, by nie mogła wezwać pomocy.

– Wstawaj – wyszeptałam. – Musimy uciekać.

– Kręci mi się w głowie – jęknęła. – Nie dam rady wstać. Schowaj się u Davida.

– Nie zostawię cię tutaj, z tym...

– Adam! Wyłaź, łajzo! Tyle dla ciebie zrobiłem, pierdolony skurwysynu, wyłaź, albo zajebie twoją siostrzyczkę!

– Idź! – syknęła. – No już!

Wybiegłam z domu, kierując się w stronę furtki ukrytej w żywopłocie. Tia pokazała mi ją kilka dni wcześniej. David zainstalował ją, kiedy kupił ziemię obok Adama, by nie musieli wychodzić na ulicę, podczas przemieszczania się pomiędzy posesjami. Biegłam z telefonem przyłożonym do ucha. Kiedy usłyszałam głos dyspozytora, serce podeszło mi do gardła. Zapomniałam adresu. Kuwra mać.

– Nazywam się Marie Giles – recytowałam, jak uczyli nas w szkole – do mojego domu wtargnął pijany mężczyzna. Zaatakował Tię Evans, jest agresywny.

– Proszę powiedzieć, gdzie się pani znajduje. – Kobiecy głos wybrzmiał w słuchawce, kiedy dotarłam do drzwi domu Davida.

– Nie wiem. Kurwa. Nie pamiętam adresu. Dopiero się tutaj wprowadziłam.

– Proszę się uspokoić.

Zacisnęłam pięść i kilka razy uderzyłam w drzwi. Pirat zaszczekał, ale nic poza tym się nie wydarzyło.

Your WhisperWhere stories live. Discover now