Dom z okładki czasopisma

29 3 0
                                    


Tęgi mężczyzna pomógł mi wciągnąć walizkę do pociągu. Spakowałam do niej wszystko, co zdołałam zmieścić. Wiedziałam, że w kolejnych miesiącach będę musiała zacisnąć pasa. Wynajęcie pokoju – o mieszkaniu nawet nie marzyłam, było zdecydowanie poza moimi możliwościami finansowymi – jedzenie i oszczędności na studia, które kołatały mi się gdzieś z tyłu głowy. Bałam się, że sobie nie poradzę, ale bardziej przerażało mnie, że miałabym zostać w Leeds. Londyn otwierał przede mną nowe, nieznane dotąd możliwości. Wyjście z ram narzuconych przez rodzinę i przyjaciół mogło zwiastować wielki sukces, albo sromotny upadek. Pierwszy raz w życiu absolutnie wszystko leżało w moich rękach.

Tia wysłała mi lokalizację domu Adama. Czułam się niezręcznie, prosząc ją o nocleg, głównie dlatego, że mieszkała u swojego brata. Gdyby to był jej dom, nie miałabym oporów. Choć znałyśmy się krótko, wiedziałam, że mogę jej ufać. Tylko jej.

Dom wyglądał dokładnie tak, jak się spodziewałam – żeby było mnie stać na coś równie imponującego musiałabym pracować przez dwieście lat, bez prawa do urlopu wypoczynkowego. Zadzwoniłam domofonem i kiedy znalazłam się na posesji, przywitało mnie ujadanie. Zatrzymałam się, przerażona. Rozejrzałam się w poszukiwaniu psa, jednak zanim zdążyłam się zorientować, czekoladowy labrador opierał przednie łapy na mojej klatce piersiowej.

– Odejdź, piesku – poprosiłam przez zaciśnięte zęby, modląc się w duchu, by pies nie przegryzł mi tętnicy. Wiedziałam, że ta rasa należy do najłagodniejszych, jednak nie znałam tego zwierzęcia. Tia nie wspominała o psie. – Zostaw mnie.

– Pirat, do nogi! – zawołała Tia od progu. – No już, zostaw Marie w spokoju!

Pies usiadł przede mną, otworzył pysk i wyciągnął język. Dyszał, jak po przebiegnięciu maratonu, merdając przy tym ogonem. Ominęłam go szerokim łukiem, ciągnąc za sobą walizkę. Obejrzałam się, mając nadzieję, że nie poszedł za mną. Myliłam się, człapał tuż obok, wyraźnie ożywiony obecnością nieznajomego człowieka.

Dom wyglądał jak z okładki magazynu o luksusowych rezydencjach. Duże okna, jasna elewacja, drewniane elementy dekoracyjne i grafitowy dach. Wokół niego jaskrawo zielona trawa – idealna jak na polu golfowym i zadbany ogród pełen kwiatów i krzewów. Znalazłam się w raju, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że to tylko przystanek.

– Nie wspominałaś o psie – powiedziałam, witając się z Tią. – Nie spodziewałam się ataku dzikiego zwierza od wejścia.

– To pies Davida. Opiekuję się nim podczas jego... – urwała, posyłając mi nikły uśmiech. – podczas jego nieobecności. Sama rozumiesz. – Zrobiła głupią minę wzruszając ramionami. – Czuj się jak u siebie – powiedziała, wpuszczając mnie do środka.

– Chyba żartujesz? – prychnęłam. – Jak u siebie? Mój pokój to ciasna klitka z łóżkiem, szafą i biurkiem. To – rozejrzałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę – w niczym nie przypomina mojego domu.

– Nie przeżywaj – powiedziała lekceważąco, prowadząc mnie po krętych schodach na górę. – Pokój gościnny jest przytulny, myślę, że będzie ci się podobał. Rozpakuj swoje rzeczy – masz szafę i komodę, powinnaś się zmieścić. – Otworzyła drewniane drzwi prowadzące do jasnego pomieszczenia. – Zapraszam.

W centralnej części pokoju znajdowało się łóżko małżeńskie zaścielone białą pościelą. Puchaty dywan w kolorze ecru idealnie komponował się z drewnianą posadzką w kolorze ciepłego miodu. Po drugiej stronie pomieszczenia znalazła się wysoka szafa i komoda, nad którą zawieszono ogromny telewizor. Podeszłam do okna, zaciekawiona fakturą ciężkich, błękitnych zasłon. Były miękkie i solidne, dające możliwość zapewnienia sobie odrobiny intymności.

Your WhisperDonde viven las historias. Descúbrelo ahora