25. Dziadek i babcia.

3.1K 232 46
                                    

Valentina's POV:

Pierwszego grudnia, kilka dni po święcie Dziękczynienia, na ulice Seattle spadł drobny śnieg. Prószył od samego rana, więc chodniki i poboczne uliczki wyglądały jak z prawdziwego, świątecznego filmu.

Nienawidziłam śniegu. Nienawidziłam na niego patrzeć, nienawidziłam po nim chodzić. Wkurzało mnie to, jak duża ilość tego dziadostwa potrafiła mnie oślepić na prostej drodze, albo mocno przechodzony mógł sprawić, że ładnie obijałam sobie pośladki na śliskim chodniku. Nienawidziłam tego zasranego śniegu.

Dlatego zamiast podnosić sobie ciśnienie spoglądaniem przez okno, zakopałam się w pościeli Christiana, tuż obok wielu, wielu kartek jakie potrzebowałam wkuć na pamięć. Prawdopodobnie na jutrzejszy dzień.

– Pogoda dopisuje, prawda? – zapytał, blondyn najpewniej bujając się na skrzypiącym, obracanym fotelu.

– Zamknij się. – burknęłam, mocniej wciskając twarz w poduszkę.

Zima to najgorsza pora roku. A śnieg już ją zwiastował. Była tuż za rogiem, by psuć mi każdego dnia humor. Tęskniłam za gorącym latem, albo ciepłą wiosną. Najchętniej na swojej drodze przez mroźne miasto przy minusowych temperaturach rozbiłabym każdemu na głowie sopel lodu.

Ale na tą chwilę starałam się pocieszyć tym, że tu i teraz leżałam w ciepłej, pachnącej cytryną kołdrze.

– Myślałem, że królowa lodu o zimnym sercu i dłoniach będzie zadowolona, że jej pora roku właśnie nadchodzi. – powiedział sarkastycznie, by bardziej mnie wkurzyć. Siedzieliśmy w jego mieszkaniu od paru godzin, i od tego czasu zdążył paręnaście razy zaśmiać się z mojej niechęci do zimy. – Jest tyle ludzi do przebicia soplem lodu.

– Wiesz, w zimie drogi są śliskie, a gdy będziesz przechodził przez pasy, mogę pomylić sobie gaz z hamulcem. – westchnęłam, zakrywając się po szyję pościelą.

Mimo tego, oczami wyobraźni widziałam, jak zaczyna się uśmiechać, głaszcząc swojego obsrańca na swoich kolanach.

Od kiedy musiałam dzielić się Christianem z tym sierściuchem, stał się mniej irytujący. Może dlatego, że opanowałam sztukę ignorowania jego obecności, nawet gdy syczał mi nad uchem.

Telefon pod moim brzuchem zaczął wibrować, powodując przeciągły jęk niezadowolenia wydobywający się z mojego gardła. Obróciłam się na plecy, widząc numer Penny. Przyłożyłam ekran do ucha, czując jego przeszywające zimno.

– Czego? – zapytałam ze zmrużonymi powiekami. Christian przypatrywał mi się z ciekawością. Jako że nic nie robiliśmy, to z treningowych ciuchów przebrał się w czarne dresy, i luźną koszulkę.

– Jest z tobą Christian? – zapytała Penny. Z jej tonu głosu mogłam niewiele wywnioskować. Nie był zbyt zdenerwowany, ani wystraszony.

– Tak. Siedzimy w jego pokoju.

– To daj mnie na głośnik. – rozkazała.

Zgodnie z jej prośbą, włączyłam opcję głośnika.

– No, już cię słyszy.

– Cześć, Penny. – krzyknął do mojego telefonu.

– Jest sprawa. – powiedziała poważnym głosem. – Sprawdźcie, czy Ivana nie ma w jego pokoju.

Chłopak zmarszczył brwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Rudy kot uciekł z jego kolan, i położył się na swoim posłaniu.

– Wydaje mi się, że jakiś czas temu tam wchodził. – powiedział pewnie.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now