Rozdział 10.

181 34 3
                                    

media: Versailles — Rosen Schwert

(Alexander Forest)

Nie spodziewałem się zobaczyć Setha w klubie. On pewnie jest tak samo mną zaskoczony, co ja. Przecież nie będę siedzieć w domu, bo on zamierza się wyszaleć. Za kogo on się uważa?

Jednak w żaden sposób nie zamierzałem pojawiać się w polu jego widzenia. Czułem za sobą, jego wzrok, ale nic nie zamierzałem z tym robić. Myśli, że nie mam co robić? Zresztą, po co mamy robić aferę w takim miejscu? Pech chciał, że oboje wybraliśmy taki sposób spędzenie wieczoru.

Dawno nie wychodziłem nigdzie z Lisą, aczkolwiek zamiast przebywać w takim klubie, wolałbym pójść do dobrej restauracji, gdzie nie czuć spoconych ciał, taniego alkoholu i papierosów. Właśnie papierosy. Przez ten smród chcę mi się palić. I właśnie tyle z mojego rzucania palenia. Ciągle coś się dzieje, że sięgam po te papierosy.

– Idę zapalić – powiedziałem do Lisy, żeby nie musiała się martwić, że gdzieś nagle zniknąłem.

– Miałeś to rzucić – powiedziała z wyrzutem.

– Miałem spróbować to rzucić – poprawiłem ją – A tu trudno walczyć z nałogiem – westchnąłem.

Tak szczerze od samego początku nie chciałem tutaj przybywać, ale nie chciałem też odmawiać Lisie, więc stałem pod ścianą, bo ona zawsze miała argumenty nie do pobicia. Jak pewnie każda kobieta. Z moją matką też nie było sensu wdawać się w dyskusję, bo potrafiła zmiażdżyć swoimi argumentami. Niekoniecznie były one sensowne, ale miała siłę rażenia. Lisa może nie ma takiej siły, co moja matka, ale jeśli wyniosłem coś z dyskusji z matką, to tego, by się nie wdawać w dyskusję z nią. A najlepiej z żadną kobietą, bo i tak nie wygrasz i tak.

Wychodząc z klubu, wpadłem na Lucasa, a raczej on na mnie. Dziękowałem, że w klubie jest zbyt ciemno, by mógł przyjrzeć się mojej twarzy. Jest ode mnie o parę centymetrów wyższy, więc pewnie bez problemu rozpoznałby we mnie tego gościa, co pozbawił go pracy, a co najważniejsze, że nie jestem wcale takim przypadkowym gościem, za jakiego mnie może mieć, w tej chwili.

– Sorry – burknął i odsunął się, pozwalając mi przejść. Nie odezwałem się, bo bałem się, że mój głos może mnie zdradzić. W końcu przeze mnie wylali go z pracy. Z drugiej strony, skąd miałem wiedzieć? Może odrobinę zawaliłem, że zrzuciłem całą odpowiedzialność na pracownika. W końcu dałem mu wolną rękę, w zakresie tego, co powie. Mogłem wymyślić jakiś głupi powód, który nie byłby krzywdzący dla nikogo, ale ponawiam swoje pytanie: skąd miałem wiedzieć? Nie wiedziałem przecież, że Lucas to taki kłopotliwy pracownik. Ale zrehabilitowałem się, popytałem i udało mi się znaleźć dla niego pracę, a czy już skorzysta z tej szansy, to nie moja sprawa. Zrobiłem, co mogłem, nie mogę przecież trzymać go za rączkę i mówić, co ma robić. Seth chyba to lubi robić. Nie rozumiem, jak może żyć z kimś, z kogo nie ma żadnego pożytku...

Wyszedłem przed lokal i odpaliłem papierosa.

--Tego drinka mogłeś sobie odpuścić – usłyszałem za sobą głos należący do Setha.

– Jakiego drinka? – zapytałem zdziwiony. Nic nie wiem o żadnym drinku.

– Tego, którego zamówiłeś i... To nie ty?

– Brawo, zgadłeś – mruknąłem. Nie mam pojęcia, co uroiło mu się w tej głowie, ale niech zejdzie na ziemię.

– Skoro to nie ty, to kto... – zaczął, ale uprzednio mu przerwałem.

– Stwórco, zamknij się. Jesteś pijany? – zapytałem go, odwracając się w jego stronę.

– Chyba – stwierdził, a ja podszedłem kilka kroków do przodu, by móc się mu przyjrzeć.

– Ty jesteś pijany – powiedziałem.

– Nie jestem pijany – zaprzeczył, a ja złapałem go za łokieć.

– Uwierz mi, jesteś. Chodź – powiedziałem. Wyrzuciłem papierosa na chodnik i wciąż trzymając go za łokieć ,zaprowadziłem go do środka. Postawiłem go pod ścianą i kazałem czekać. Nie miałem wyboru, musiałem zaleźć Lucasa i kazać mu zaopiekować się Sethem. Jego nie powinno tutaj być.

– Hej! – krzyknąłem do Lucasa, który odwrócił się w moją stronę. W duszy modliłem się, żeby nie zamierzał podchodzić bliżej mnie, ani ja do niego.

– Twój chłopak... Jest kompletnie pijany, zajmij się nim, zanim ktoś ci go sprzątnie spod nosa – powiedziałem szorstko. Nie chciałem uzyskać taki efekt, ale wkurzyłem się. Seth w moim odczuciu to jeszcze dziecko, które udaje dorosłego. A to nigdy nie świadczy o niczym dobrym.

– A ty, co za jeden? – zapytał.

– Zaopiekuj się nim, dobra?! – ryknąłem i jak gdyby nic, sobie poszedłem. Zrobiłem swoje, prawda?

Dobra, Alex, uspokój się, nic się nie stało. Idiota zaraz weźmie Setha do domu, będzie okej. Musimy teraz wrócić do Lisy.

No właśnie, gdzie Lisa?

Znalazłem ją przy barze, w najlepsze flirtując z barmanem. Serio?!

Z trudem się powstrzymywałem, żebym nie zrobić sceny na środku klubu, więc postanowiłem wyjść z nią. Jest środek nocy, nie wielu ludzi będzie przechodzić, a nawet jeśli, kto weźmie na poważnie kłócącą się parę, przed wejściem do klubu?

– Co w ciebie wstąpiło? – wypaliła nagle.

– Nie było mnie pięć minut, a ty zaczęłaś podrywać barmana.

– On mnie – stwierdziła.

– Nie obchodzi mnie to – odparłem stanowczo – Nie wyglądałaś na niezainteresowaną – stwierdziłem.

– Jestem kobietą, lubię komplementy – próbowała się wybronić.

– Masz narzeczonego – przypomniałem jej – Mnie – wskazałem na siebie.

– Kiedyś ci to nie przeszkadzało – powiedziała z wyrzutem.

– Kiedy mieliśmy po dwadzieścia lat i nie planowaliśmy wspólnie życia.

Lisa prychnęła, jakby to ją nic nie obchodziło.

– Ja wracam do klubu – obwieściła.

– Wróć tam, a nie będziesz miała dokąd już wrócić – moje słowa otrzeźwiły kobietę, bo spuściła głowę i wydukała przeprosiny. Kiedyś uśmiechnąłbym się i powiedział, że to nic takiego, objąłbym ją i pocałował. A teraz? Nie potrafiłem tego zrobić, dlaczego? Sam nie wiem. Coś mnie powstrzymywało i mówiło, że nie zasługuje w tej chwili nawet na ułamek mojego współczucia.

– Nie przytulisz mnie? – zapytała cicho.

– Nie – pokręciłem głową. Nie chciałem być dla niej za surowy, ale nie potrafiłem zachować się inaczej, dlaczego to ja mam być tym dobrym? Tym, który wybacza, ale nigdy nie jest to docenianie, a nawet wykorzystywane? Co zrobiłem nie tak?

– Możemy wracać już do domu? – zapytała cicho. Chyba nie jest pewna, tego czy nie wybuchnę.

– Możemy – odparłem. Zresztą chyba nie myślała, że wrócimy do klubu jak gdyby nic?

You're Mine \\ boy x boyWhere stories live. Discover now