Rozdział 7

19 2 3
                                    

Natalia

Dziś był ten dzień. Dzień mianowania Jakuba na nadkomisarza. Nie zamierzałam wybierać się na tą uroczystość. W sumie chyba nikt się tego po mnie nie spodziewał. Zwlokłam się z łóżka dopiero po 10. Nie było to w moim stylu, bo w weekendy zawsze wstawałam najpóźniej o 8 i szłam biegać. Dziś jednak nie miałam na to ochoty. Nerwy buzowały we mnie tak mocno, że ciągle budziłam się w nocy. Wstałam, żeby nalać sobie wody do szklanki, a ręce drżały mi tak, że myślałam iż wszystko porozlewam. Cholera, tylko nie to. Już dawno nie miałam takich ataków nerwów.

Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy to miałam swoją pierwszą trudną sprawę. Chodziło o kradzieże. Grupa zamaskowanych przestępców co jakiś czas uderzała w różne banki, sklepy jubilerskie i okradała je. Spodziewaliśmy się gdzie planowali kolejny skok, więc po cywilnemu razem z moim ówczesnym partnerem udawaliśmy klientów sklepu. O mały włos nie dostałam wtedy strzału, który mógłby mnie zabić. Kiedy było już po wszystkim, wieczorem w mieszkaniu załamałam się. Dostałam ataku płaczu, czułam jak oddech mi przyspiesza. Wydawało mi się, że umrę. Po kilku minutach - mimo, że ja miałam wrażenie jakby trwało to godzinami - objawy ustąpiły. Potem jeszcze kilka razy po stresowych sytuacjach, czułam mocny przypływ nerwów. Nikomu o tym nie mówiłam, ale postanowiłam udać się do psychiatry po jakieś leki uspokajające. Już od bardzo długiego czasu ich nie potrzebowałam. Aż do dzisiaj.

Wróciłam do sypialni i podeszłam do komody. Uklęknęłam przed nią i wysunęłam ostatnią szufladę. Pogrzebałam trochę pod ubraniami aż znalazłam to, czego szukałam. Całe nietknięte pudełko, które trzymałam na czarną godzinę. Otwarłam je i wysypałam na rękę jedną tabletkę, po czym popiłam ją szybko wodą. Usiadłam na podłodze i oparłam się o komodę. Przyczłapał do mnie mój pies, który do tej pory leżał na łóżku. Położył mi swoją głowę na kolanach i patrzył na mnie maślanymi oczami.

- Dzięki mały, prawdziwy z ciebie przyjaciel - pogłaskałam go za uchem.

Po kilku minutach wstałam i poszłam do kuchni nasypać psu karmę do miski. Spojrzałam na telefon, dostałam wiadomość od Marceliny.

,,Hej, widzimy się dziś na mianowaniu Jakuba?''

Westchnęłam i odpisałam: ,,Nie będzie mnie.''

,,Jak to...byłam pewna, że się zobaczymy.''

Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Wnioskując po wiadomości, nie wiedziała, co zaszło i dlaczego nie miałam zamiaru pojawić się na uroczystości. Chociaż w sumie. Może by tak zaskoczyć wszystkich i jednak tam iść? Pokażę Jakubowi, że to mnie nie złamało. Pójdę tam, postanowione! Pójdę na tą cholerną uroczystość z podniesioną głową i to ja wygram. Chwyciłam za telefon i napisałam:

,,Wiesz co? Chyba mnie namówiłaś, do zobaczenia wieczorem.''

,,Super!''

Wzięłam głęboki wdech i poszłam przebrać się w strój sportowy. Bieganie było czymś, co pozwalało oczyścić mi umysł. Nie myślałam wtedy o niczym, tylko o poprawnym oddechu. Mimo, że nie miałam ochoty dziś biegać postanowiłam się do tego zmusić. Nie wiedziałam nawet, kiedy to minęło, ale okazało się że biegałam już ponad 2 godziny. Poczułam się głodna, więc zahaczyłam o pierwszą lepszą knajpę i zamówiłam hamburgera. Trochę się zasiedziałam, była już 15. Wróciłam do mieszkania i wyprowadziłam Bruna na spacer. Zrobiliśmy kilka rundek wokół zalewu, aż w końcu musiałam wracać szykować się na wieczór. Kurde. Co ja na siebie założę? To musiało być coś, czym zwrócę na siebie uwagę innych, ale z drugiej strony nic przesadzonego.

Wróciłam do domu około 17 i poszłam wziąć prysznic. Najpierw ułożyłam włosy, następnie zrobiłam makijaż. Tym razem mocniejszy niż zwykle. Kości policzkowe oraz obojczyki musnęłam rozświetlaczem, nadałam też ostrzejszy kontur swojej twarzy za pomocą bronzera. Przyciemniłam lekko powieki i namalowałam długą kreskę oraz mocno wytuszowałam rzęsy. Następnie otworzyłam szafę i zaczęłam po kolei przeglądać ubrania. W końcu natrafiłam na sukienkę, o której kompletnie zapomniałam. Miałam ją na sobie na imprezie na zakończenie szkoły. Była idealna na dzisiejszą okazję. Sukienka była czarna, długa, obcisła u góry i lekko rozluźniła się od pasa w dół. Na lewej nodze miała spore rozcięcie. Zdjęłam ją z wieszaka i nałożyłam na siebie. Do tego założyłam czarne eleganckie szpilki i byłam już gotowa. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się, byłam zadowolona z tego jak wyglądałam. W lustrze widziałam pewną siebie, elegancką kobietę, nie wkurzoną i obrażoną na cały świat dziewczynkę, którą ostatnio się czułam.

Dwa światyWhere stories live. Discover now