Część 1

22 1 5
                                    

W huku eksplozji, otoczona paniką cywili i gryzącym pyłem, widziała pełne troski spojrzenie. Jaka szkoda, że miało kolor fiołków.

Wisząc na otaczającej ring linie, Sakura nie była w stanie myśleć. Jej otumaniony mózg mógł skupić się jedynie na kroplach potu, które formowały się na każdym skrawku ciała i chaotycznie spływały po nagrzanej skórze. Gdzieś w tle kołatało niemrawe pytanie; w jaki, graniczący z cudem sposób, uda się jej wydostać z przemoczonego sportowego stanika? Oczywiście, wiedziona promocją na black friday, kupiła w rozmiarze lekko za małym.

Westchnęła, choć zabrzmiało to bardziej jak jęk rannego zwierzęcia. Treningi z Gaiem zawsze kończył się wielkim bólem, połączonym z chorą, wręcz masochistyczną satysfakcją, przy której wyrwana z jej marzeń figura i żelazne pośladki były jedynie przypadkowym dodatkiem. Z resztą, choćby mogła i tak by z nich nie zrezygnowała.

W pełni skupiona na uspokojeniu oddechu, zignorowała huk zamykanych drzwi i pisk gumowych podeszw na startym linoleum. Dopiero znajome chrząknięcie było w stanie oderwać ją od monotonnej czynności. Roztargniona zarzuciła przydługą jak na jej standardy kitką, z trudem wyginając szyję w stronę Shikamaru i stojącego za nim mężczyzny.

— O ile dobrze pamiętam, zakazałam tu wszystkim wstępu. Nawet tobie, Nara. — Chociaż jej głos był spokojny, nawet przy krótkim, urywanym oddechu, to widok intruzów mocno ją zirytował.

— A ja powiedziałem ci, że będę to respektować dopóki będziesz punktualna, Haruno.

Warknęła. Ociężale odepchnęła się od liny i przeszła w róg ringu, gdzie z wysłużonej torby sportowej wyciągnęła smartfon. Godziny jej ćwiczeń były świętością. A jednak, gdy odblokowała ekran i płynnym ruchem zabandażowanego palca dotarła do kalendarza, obok treningu był blady kafelek innego spotkania.

Zniesmaczona zacisnęła wargi. Myślała, że już wyjaśnili sobie niedorzeczność jego roszczeń, a jednak wpis w terminarzu był aż nazbyt jasny w odbiorze. Zupełnie go ignorując, spojrzała na kolejny zajęty termin i z pełnym sarkazmu triumfem wyłączyła ekran.

— I jestem. Spotkanie ze starszyzną zaczyna się za dwie godziny — oświadczyła z przekąsem, rzucając telefon na wystający z bagażu ręcznik.

— Daruj sobie. Doskonale wiesz, że w obecnej sytuacji, każdy z twoją pozycją wymaga wzmocnionej ochrony.

— No to zwiększ liczbę patroli ANBU i daj mi wreszcie spokój. Chociaż i tak jest ich tak wielu, że są niedostrzegalni jak szczyny na śniegu.

Być może przeginała. W zasadzie już nie tylko naciskała mu na odcisk, lecz go wręcz bezczelnie ścierała, pozostawiając zajebiście bolesną i babrającą się ranę. Nie była jednak w stanie zachować spokoju i odpuścić, gdy wszyscy wokoło, nawet najbliżsi przyjaciele, zarzucali jej słabość.

— Serio, dzieciaku? Po to mnie wyciagnąłeś z dziury, w którą mnie wpakowałeś? Jak chcesz zaruchać tę laleczkę, to wynajmij jakiś pokój.

Shikamaru nigdy nie było łatwo zirytować. Ale jakimś cudem, od kiedy stara koleżanka z Akademii została jego bezpośrednim przełożonym, ciśnienie podnosiło się mu częściej niż przy młodej Yamanace i skuteczniej niż po porannej kawie. Coraz mniej dziwił się, że Shizune zrezygnowała ze stanowiska, zaraz po abdykacji Tsunade, nie chcąc mieć nic wspólnego z jej młodszą uczennicą.

Wprawnym ruchem wyjął papierośnice z kamizelki. Wyciągnął papierosa, ostukał go o metalową ściankę, poprawiając rozkład tytoniu i zapalił. Gdy wypuścił gorzki dym z płuc, był gotowy na konfrontację.

zadziorna suczka || hidasaku [naruto ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz