No gorzej chyba być nie może

3 0 0
                                    

Szłam jak na ścięcie do biura szefa. Czarny korytarz, którym szłam był ledwo oświetlony a na końcu były otwarte drzwi z którego dobywało się intensywne światło. Miałam wrażenie, że jestem w śnie w którym wszystko mówi nie idź w stronę światła. Lecz ja nie miałam wyjścia. Weszłam i zmiana światła trochę mnie oślepiła. Mój szef miał bzika na punkcie bezpieczeństwa. Głównie swojego.
-Możesz zmienić to przeklęte światło, przecież nie przyszłam Cie zastrzelić.
Chociaż czasem marzę o tym. A jedyne co mnie powstrzymuje to jego dolary, które mi płaci.
-Siadaj- rozkazał.
Był wściekły. Jak nigdy wcześniej. Zadrżałam gdy zobaczyłam jego wzrok. Widziałam w nim chęć mordu.
-Szefuniu, czy coś się stało? Wiedziałam, że igram z ogniem i próba rozbawienia go tylko pogorszy sprawę.
-Nie wkurwiaj mnie. Jak ty wyglądasz. Masz godzinę żeby doprowadzić się do ładu albo wypierdolę Cię na zbity pysk i nigdzie pracy nie znajdziesz. Gwarantuje Ci.
-Zawsze mogę spróbować za granicą, prawda? Kurwa ja to powinnam sobie ryj czymś zakleić.
Carter podszedł do mnie. Oparł dłonie po obu stronach fotela i zawisł nade mną. Poczułam jak rośnie mi ogromna kula w gardle i nie mogę jej przełknąć.
-Mówił Ci ktoś, że nie masz instynktu samozachowawczego. I chyba nie dość rozumu by wiedzieć kiedy się zamknąć.
-Szczerze to Ty dość często mi o tym przypominasz. Wyszeptałam, cała się trzęsąc.
Złapał mnie za szyję i zbliżył usta do moich.
-Nie prowokuj mnie. Bo waham się tylko w dwóch sytuacjach czy zabić kobietę czy ją zerżnąć. A Ty się prosisz o to pierwsze.
Przerażający zimny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa.
-Przepraszam. Ale nie rozumiem dlaczego jesteś tak wściekły o kilka minut spóźnienia.
-Nie mów, że kurwa znowu zapomniałaś. Wyjął pistolet i przyłożył mi zimną lufę do skroni. Poczułam jak zły spływają mi po policzkach. Nienawidziłam okazywać emocji, w zwyczaju ich nigdy nie okazuje. Lecz teraz nie panowałam nad swoim ciałem. Carter poluźnił uścisk na moim gardle.
-Gdybyś nie była taka ładna i kumata mimo wszystko dawno bym Cie zabił. Ogarnij się i wróć tu przed północą. Dziś mam ważnych gości. Będziesz obsługiwać nas tutaj, plus ogarniasz dziś klub. Puścił mnie i schował broń. Odwrócił się i wsunął dłonie w kieszenie spodni. Jego plecy w tej pozycji wyglądały na jeszcze większe. Silny, umięśniony, niebezpieczny, przystojny i cholernie pociągający. Co jest kurwa ze mną nie tak. Otrząsnełam się i wstałam. Po cichu szłam do wyjścia by nie dać mu kolejnych powodów do straszenia mnie. Jedna myśl mnie napędzała. Lecz gdy złapałam za klamkę, zamarłam. Jebane drzwi są zamknięte. Przecież to pierdolony bunkier. Nie wyjdę jeżeli on mi nie pozwoli. Kiedy on nas tu zamknął? Znaczy mnie,  z tym potworem. Poczułam jak moje nogi zaczęły drżeć.
-Olo?usłyszałam za sobą. Nie byłam w stanie się ruszyć. Patrzyłam tępo na klamkę z którą się przed chwilą szarpałam.
-Życie Ci nie miłe widzę.
-Tak szefie. Dotarło do mnie, że muszę się odezwać, bo na prawdę zrobi mi krzywdę.Wole się nie odwracać bo jestem prawie pewna, że celuje do mnie z broni.
-Czekam. Czułam, że ledwo panuje nad gniewem. A ja nad strachem.
-Ja też. Aż otworzysz pierdolone drzwi bo mam mało czasu. Boże co ja gadam.
Na moje słowa tylko chrząknął. Czułam jak nogi mi drżą, ręce zaczęły się pocić a w ustach czułam tylko suchość. Odwróciłam się i zobaczyłam jak mężczyzna jest kilka milimetrów ode mnie.
-Jak, kiedy, co? Poruszasz się jak duch?
Złapał mnie za brodę bym przestała wgapiać się w jego klatkę piersiową.
-Nie próbuj uciekać z miasta. Nawet nie myśl o tym żeby się zaszyć. Wszędzie Cie znajdę i uwierz mi nie chcesz tego. Bym to ja Cię znalazł. Także jeżeli myślałaś, że stąd wyjdziesz i już nie wrócisz bo byłem troszkę mniej delikatny. To lepiej sobie odpuść.-Jak sobie życzysz. Wyszeptałam.
Zaskoczyło to go tak samo jak mnie. Uniósł kącik ust. Wyglądało to na kształt uśmiechu ale ja się bardziej przeraziłam.
-Mogę już wyjść? Wyszeptałam sama ledwo to słysząc.
-Nie tak szybko. Zbliżył usta do mojego ucha.
-Moi ludzie Cie odwiozą. Uśmiechnął się demonicznie. A ja zadrżałam.
-Chcesz mnie podniecić? Powiedział czując jak moje ciało drży przez jego bliskość.
-A może to Ci sie podoba, nie panujesz nad ciałem. Nie rozumiesz, że w jednej chwili chcesz mnie zabić i dosiąść mnie jednocześnie.Warczał dalej do mojego ucha i przysunął się do mojego ciała. Czułam jak wbija mi się broń a może nie broń.
-Muszę iść bo szef mnie zabije i to dosłownie. Nie spodobało mu się to co powiedziałam, leniwie odsunął się ode mnie przycisnął kciuk do urządzenia obok drzwi, które w końcu się otworzyły. Biegłam ile sił w nogach ale w korytarzu stał już Derek i Luk. Wynieśli mnie tylnymi drzwiami wrzucili do samochodu i zawieźli do domu.

Już mi nie uciekniesz Where stories live. Discover now