Rozdział 10. Chłopiec z pianinem.

495 65 3
                                    

Moja mama była w moich oczach zdecydowanie najspokojniejszą kobietą, jaka kiedykolwiek stąpiała po tej ziemii. Nigdy nie reagowała na nic krzykiem, nie lubiła się kłócić, a dookoła siebie roztaczała aurę głębokiego wyciszenia. Ktokolwiek by z nią nie rozmawiał, bardzo szybko mógł uznać ją za osobę przepełnioną ciepłem oraz serdecznością. Dlatego też byłam tak bardzo zdezorientowana, gdy wpadła do pomieszczenia, w którym byłam zamknięta z Samuelem krzycząc i przeklinając. Widząc mnie gorzko zapłakała, a chwilę później zamknęła moje ciało w szczelnym uścisku. Tuż za nią, w środku pojawił się mój ojciec w towarzystwie Gabriela oraz pewnego wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyzny. Ignorował on jednak moją obecność, a cała jego uwaga skupiała się na siedzącym obok wampirze.

Na pierwszy rzut oka potrafiłam dostrzec podobieństwo między nimi. Obaj byli wysocy, a rysy ich twarzy były niemal identyczne, z tym że ten pierwszy mógł pochwalić się już pierwszymi zmarszczkami. Budziło to we mnie jeszcze większy respekt, głównie dlatego, że pierwsze oznaki starości u wampirów pojawiają się dopiero po przekroczeniu pięćsetnego roku życia. Ojciec Samuela mnie przerażał, dlatego kiedy przybliżył się do swojego syna, ja automatycznie wlepiłam wzrok w podłogę. Przeraźliwie bałam się, że postanowi jednak zwrócić się do mnie i będę zmuszona nawiązać z nim rozmowę, podczas której nie byłabym w stanie wykrztusić z siebie nawet jednego słowa.

— Mamo rozumiem, że sytuacja jest patowa ale wcale nie polepszasz jej podduszając mi siostrę. — Rzucił Gabriel, gdy dostrzegł mój widocznie niezadowolony wyraz twarzy.

— Moja córka, prawie zginęła. Chyba mam prawo upewnić się, jak się czuje? Trzymali nas z daleka od niej przez wystarczająco długi czas. — Prychnęła z wyraźnym wyrzutem. — Zawsze wiedziałam, że ta przeklęta Akademia nie była dobrym pomysłem. Nie powinniśmy byli się was słuchać.

Pierwszy raz w życiu nie czułam się komfortowo w ramionach własnej matki. Z widocznym żalem przeniosłam wzrok na tatę, który stał naprzeciw mnie z założonymi rękoma. On zawsze wiedział, co należało zrobić. Wierzyłam, że i tym razem będzie w stanie coś wymyślić.

Przecież zawsze powtarzał mi, że wszystko można rozwiązać za pomocą odpowiedniego rytuału lub zaklęcia.

— Trzymanie dzieci pod kloszem nigdy nie przynosi niczego dobrego Edwino. Gdybyście posłali ją do Akademii wcześniej, szybciej poznałaby panujące w niej zwyczaje. Myślę, że uniknęlibyśmy dzięki temu wielu komplikacji. —Ton głosu Michaela Von Steina choć wydawał się mi być całkowicie spokojny, to bardzo szybko zorientowałam się, iż była to tylko pozorna zagrywka mająca na celu wyprowadzić z równowagę moją matkę.

— Uważasz, że to co się wydarzyło to wina mojej córki? —Warknęła wściekle kobieta stając przed wampirem wyższym od siebie o przynajmniej głowę. U jej boku, prawie natychmiast znalazł się Sebastien gotowy w każdym momencie stanąć w jej obronie. — A może gdybyś nauczył swojego syna, bardziej panować nad swoim pragnieniem...

— Uważam, że to przede wszystkim wasza wina. Jako rodzice powinniście zadbać o obycie własnego dziecka ze światem rzeczywistym. Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz było mi dane dowiedzieć się, że poza synem arcykapłan ma także nastoletnią córkę, byłem w niemałym szoku.

— Nie przyszliśmy tutaj po porady wychowawcze. — Stwierdził stanowczo mój ojciec. Stojący przed nim mężczyzna roześmiał się, a ja poczułam jak wokół mojego nadgarstka owinęła się dłoń. Nie odrzuciłam jej tylko ze względu na to, jak cholernie bałam się ojca jej właściciela.

— Och, proszę mi wybaczyć. Ale nim przedstawię wam rozwiązanie naszego małego sporu... — Mój koszmar ziścił się, gdy Król Michael stanął przede mną i dłonią uniósł mój podbródek w taki sposób, abym na niego patrzyła. — Powiedz mi Bea, jak ma się twoje samopoczucie? Czy Samuel zadbał, aby niczego ci nie brakowało?

𝐒𝐡𝐚𝐝𝐞𝐬 𝐨𝐟 𝐂𝐫𝐮𝐞𝐥;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz