Rozdział 2. Mała Wiedźma.

879 79 5
                                    

— Jeszcze raz, w imieniu całego grona pedagogicznego, bardzo gorąco witamy w murach naszej Akademii. To dla nas ogromny zaszczyt, zważając na to, że oboje waszych rodziców kilkadziesiąt lat temu, kiedy ja również byłam jeszcze uczennicą. Wierzę, że podobnie, jak twój brat dołączysz do naszych najbardziej utalentowanych nabytków.

Sylvan Collier po zaledwie dwudziestu minutach rozmowy, wydała mi się być najnudniejszą personą na świecie. Bez przerwy tłumaczyła mi, jak bardzo cieszy się, że postanowiłam iść ścieżką wydeptaną przez moich przodków, twierdziła, iż to prawdopodobnie najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek mogłam podjąć. Zupełnie, jakbym miała na nią jakikolwiek wpływ.

Z góry narzucono mi również pewną dość specyficzną listę wymagań i celów. Według Gabriela, wymagano ode mnie więcej przez wzgląd na naszego ojca, który podczas rozmowy wstępnej z Panią Collier zaznaczył czego oczekuje od szkoły. Gdy mój brat był jeszcze uczniem, traktowano go w ten sam sposób.

Było to dość niesprawiedliwe w stosunku do innych, natomiast w razie jakiejkolwiek potrzeby mogliśmy zwrócić się do nauczycieli specjalizujących się w danej dziedzinie magii. Poza zwyczajnymi zajęciami, mieliśmy przywilej prywatnych spotkań, podczas, których dogłębniej mogliśmy poznać interesujące nas zagadnienia.

— Będziesz w pokoju sześćdziesiątym szóstym, z pewną bardzo uroczą i osobliwą wiedźmą. —kontynuowała swój wywód, a ja zerknęłam na twarz mojego brata, który wydawał mi się być nadzwyczaj zadowolony z wypowiadanych przez kobietę słów. — Morticia jest teraz na trzecim roku, podobnie jak ty. Kilka godzin przed waszym przyjazdem, ucięłam sobie z nią małą pogawędkę przy herbatce i obiecała mi, że weźmie cię pod swoje skrzydła.

— Dziękuję. —rzuciłam bardziej z przymusu, niż wdzięczności. Nie chciałam już od samego początku mojego pobytu w akademii robić komukolwiek w życiu pod górkę. Miałam Gabriela i Voodoo oraz nieco pokrętną mapkę pomieszczeń znajdujących się w budynku, jakoś dałabym sobie radę bez zewnętrznych ingerencji. Jeśli miałam zdobyć przyjaciół, to chciałam zrobić to całkiem sama.

— Ależ dziecko, nie ma za co. —pokręciła radośnie głową. — Moją rolą jest dbanie o najlepsze możliwe samopoczucie uczniów.

Zerknęłam na twarz mojego brata, który z trudem powstrzymywał śmiech. Brunet wiedział doskonale o tym, że wciskała mi największą możliwą ściemę. Nieszczególnie mnie to dziwiło.

— Gabrielu, odprowadzisz swoją siostrę do jej sypialni, prawda? Z ogromną chciałabym wam towarzyszyć, jednak obowiązki mnie wzywają. Początek roku, to same problemy. — zwróciła się do chłopaka.

— Oczywiście pani dyrektor. —objął mnie ramieniem. — Przy okazji pokażę jej szkołę. Bea z pewnością będzie zadowolona z mojego przewodnictwa.

— Dziękuję, doprawdy jesteś demonem. —od jej uprzejmości zaczynało mnie mdlić. — Cóż, do zobaczenia wieczorem, na oficjalnej ceremonii rozpoczęcia roku.

Na moje szczęście, dość szybko zniknęła z naszego pola widzenia zza drzwiami jednego z mijanych przez nas pomieszczeń. Zacisnęłam dłoń na rączce walizki i pozwoliłam sobie wzrokiem wodzić po każdym, nawet najdrobniejszym szczególe korytarza, który wydawał mi się być najciekawszą rzeczą, jaką miałam okazję podziwiać w ostatnim czasie.

— Co sądzisz o Sylvan? —Gabriel wyraźnie zaciekawiony moją opinią na temat jego nowej pracodawczyni. Wzruszyłam ramionami.

— Bardzo osobliwa kobieta. —stwierdziłam najbardziej dyplomatycznie, jak tylko byłam w stanie.

— Nie polubiłaś jej. —parsknął śmiechem. — Jest okropna, prawda?

— Tragiczna. —jęknęłam niemal od razu. — Dlaczego to sobie robisz? Czy jako nauczyciel, nie będziesz przypadkiem spędzał z nią masy czasu podczas posiłków i innych tego typu dziwactw? —spytałam nieco załamując się jego losem.

𝐒𝐡𝐚𝐝𝐞𝐬 𝐨𝐟 𝐂𝐫𝐮𝐞𝐥;Onde histórias criam vida. Descubra agora