- A w co żeście się wpakowali? - spytałam podejrzliwie.

- Mieliśmy pewne zadanie do wykonania - przełknęła ciężko i dopowiedziała szybko. - Wygraną miała być najważniejsza rola w jakimś głupim przedstawieniu w domu kultury, do którego razem chodziliśmy. Uwierz lub nie, ale kiedyś był z niego chuderlawy chłopczyk z zamiłowaniem do bycia adorowanym - zaśmiała się przy ostatnim zdaniu.

Hmm, nie wiedziałam co o tym sądzić, ale nie miałam się też do czego przyczepić. Brzmiało wiarygodnie, ale i tak mnie to niepokoiło.

- Dużo się nie zmieniło patrząc na funkcję, którą piastuje - odparłam na co znów się zaśmiała z lekkością.

- No racja.

Kontynuowałyśmy przygotowania napełniając balony specjalnie wcześniej kupionym helem, dzięki czemu nie walały się pod stopami, a lewitowały pod sufitem. Srebro, czerń i granat zdobiło sklepienie. Starałyśmy się jak mogłyśmy.

Alex urodził się w ostatnim miesiącu roku kalendarzowego. Nie był tym zbytnio zadowolony, dlatego starałyśmy się, żeby jego siedemnaste urodziny były jak najlepsze, szczególnie, gdy sam solenizant miał pesymistyczne podejście do tego święta. Uważał, że trochę niepotrzebnie świętować kolejny rok starzenia się, który przybliża cię do niczego innego, jak do śmierci. Kiedy pierwszy raz usłyszałyśmy z Reid tą opinii byłyśmy... oniemiałe. Rzadko się zdarza, że ktoś podchodzi do swoich urodzin inaczej niż z entuzjazmem. Berry mówił też, że nie chciał świętować urodzin w dużym gronie, więc po prostu woli nic nie organizować.

W Cleveland, dzieciaki miały taką zasadę w naszej szkole, że gdy któreś organizowało przyjęcie obojętni jakiego rodzaju, cała szkoła musiała być zaproszona. Bogatych gnojków nie było wiele, bo mało kogo w tym mieście było stać na pokrycie czesnego, dlatego też klasy były małe i liczyły zaledwie do dwudziestu uczniów, czasami nawet mniej. Przez lata wyrobili sobie teki system zapraszania wszystkich, by – jak twierdzą wszyscy - zacieśnić więzi ze "swoimi". Wiadomo, że chodziło tylko o znajomości, ale nikt się temu nie sprzeciwiał, dlatego niektórzy rezygnowali z przyjęć na rzecz spędzenia urodzin w gronie rodziny.

Ale siedemnaste urodziny to nie żart, to ostatni rok niepełnoletności prawnej i trzeba było to świętować z rozmachem. Ostatni rok, gdzie jeszcze w pełni nie odpowiadasz za siebie i robią to twoi rodzice. Czy może być coś cudowniejszego?

Długo go namawiałyśmy, strzelałyśmy argumentami za jak z procy, aż w końcu przystał na naszą propozycję i miałyśmy oficjalną zgodę na zorganizowaniu mu przyjęcia, na jakie zasługiwał każdy siedemnastolatek przed objęciem statusu pełnoletności i całkowitej odpowiedzialności za swoje czyny. 

Kiedy skończyłyśmy robić absolutnie wszystko udałyśmy się do pokoju szatynki i padłyśmy na łóżko kompletnie zmęczone i wycieńczone. Wszystko mnie bolało, kręgosłup, ręce i nogi. Całkiem możliwe, że też sobie coś naderwałam, ale zamierzałam się tym martwić później, kiedy już odpocznę, aby trochę. Marzyłam o śnie pod cieplutką kołderką. Najlepiej niech mi nikt nie przeszkadza i zostawi w spokoju, a będzie pięknie.

Może jednak powinnyśmy pozwolić Alex'owi nam pomóc, byłoby szybciej i łatwiej.

- Idę spać - zakomunikowałam.

- Tak, to chyba dobry pomysł - Kelly westchnęła zmęczona kładąc jedną rękę na brzuchu a drugą na czole i przymknęła oczy.

Zadowolona włączyłam na wszelki wypadek trzy budziki, a potem weszłam pod kołdrę rozłożoną na łóżku i zakopałam się w niej po same uszy. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Wydawało mi się to minutą, kiedy pierwszy budzik rozbrzmiał w pokoju. Jęknęłyśmy obie i wyłączyłyśmy go, ale kiedy zadzwonił po raz drugi nie było zmiłuj się. Musiałyśmy wstać i zacząć się szykować.

The Snake poisonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz