– Taka ładna laleczka chyba nie powinna przychodzić w takie miejsca sama. – Tuż obok mnie pojawia się dwudziestokilkuletni chłopak i nachyla się, by lepiej mi się przyjrzeć. Pociągam nosem, ale całkowicie go ignoruję. – Zły dzień? Mogę sprawić, że będzie lepszy.

Zostaw mnie, myślę. Niech wszyscy mnie, do cholery, zostawią.

Zaciskam dłonie w pięści i znowu sięgam po kieliszek.

– Mogę ci pomóc – oferuje z wymownym uśmieszkiem na ustach, ale na to również nie reaguję. – Jesteś głucha, czy jak?

– Jest pijana. – Do rozmowy dołącza się chyba jego znajomy, ale nic mnie to nie obchodzi. Siedzę i patrzę w ten sam punkt dalej. Wzięcie oddechu kosztuje mnie resztki ostatnich sił. – Wykorzystaj to – dodaje i chłopak znowu na mnie patrzy. Łapie mnie za rękę i ciągnie, bym wstała.

– Naprawdę jesteś jak lalka. Taka posłuszna – kpi, gdy ściąga mnie z krzesła, a ja lecę na bok, tracąc równowagę. Łapie mnie w pasie i przyciska do swojego boku, śmiejąc się pod nosem. Robi mi się ciemno przed oczami i stawiam chwiejne, niepewne kroki. Moje ciało ze mną nie współpracuje. Nic ze mną nie współpracuje.

Wychodzimy na zewnątrz. Razem z chłopakiem, który mnie trzyma, jest jeszcze dwóch, którzy rzucają jakieś obrzydliwe komentarze i śmieją się, gdy ponownie tracę równowagę.

– Puść mnie. – Tylko te dwa słowa wydostają się spomiędzy moich ust. Zaciąga mnie dalej, prosto w stronę ślepej uliczki, w której panuje całkowita ciemność. Ktoś rozpina mój płaszcz, czuję czyjeś dłonie na swojej talii. – Puszczaj – mamroczę, a gardło ostrzegawczo mi się zaciska, kiedy jego palce zaciskają się na moich pośladkach. Szarpię się, ale moje ruchy są spowolnione, niepewne, kręci mi się w głowie i brakuje mi powietrza w płucach. Słyszę dźwięk rozpinanej sprzączki od paska i wtedy moje tętno przyspiesza. Staram się go odepchnąć, ale napiera na mnie swoim wielkim, obrzydliwym cielskiem. Na policzku czuję jego ciepły oddech i wzdrygam się w sprzeciwie.

– Pokażemy ci, jak zachowują się grzeczne laleczki w tych okolicach – mówi do mojego ucha. Wydaję z siebie pełen sprzeciwu jęk i znowu próbuję się uwolnić. Moim próbom ucieczki towarzyszą salwy śmiechu, jawnie kpią sobie z mojego zachowania.

– Nie – mamroczę. – Nie, nie, nie.

Powtarzam to słowo, gdy pojawia się jeszcze bliżej. Łapie mnie za kark i unieruchamia. Oddech grzęźnie mi w gardle, a w tym samym momencie ktoś go ode mnie odpycha. Chwieję się na nogach i przytrzymuję się ściany, gdy tuż przede mną zaczyna rozgrywać się prawdziwy chaos.

Gdzieś między pięściami i krwią miga mi twarz Remo i Deana. Chłopak trafia nieznajomego prosto w nos, bucha krew i szatyn z wrzaskiem ląduje na ziemi. Odpycham się od ściany, patrząc na to tym samym, zmęczonym wzrokiem. Dean łapie drugiego za kurtkę i uderza go w krtań, na tyle mocno, że napastnik zaczyna się krztusić i zgina się wpół. Blondyn wykorzystuje to i wbija kolano w jego brzuch, po czym pcha go na ziemię i brutalnie kopie.

Oddech przyspiesza mi jeszcze bardziej. Remo zajmuje się ostatnim, tym, który przez cały ten czas mnie trzymał. Przyciąga go w swoją stronę i z furią krzyżuje z nim spojrzenie.

– Za to ja mogę cię nauczyć, jak traktuje się takich bezwartościowych chujów jak ty w tej okolicy – warczy i jego pięść zderza się z jego twarzą bez żadnego ostrzeżenia. Uderza go coraz mocniej i mocniej, aż mężczyzna traci przytomność. To go nie zatrzymuje. Z wściekłością kopie go i łapie za materiał bluzy tylko po to, by uderzyć jego głową o chodnik. Na ziemię tryska krew, jest wszędzie. Widzę dokładnie, jak posoka zdobi jego otarte kłykcie.

– Wystarczy. – Ostrzeżenie w głosie Deana sprawia, że Remo zamiera i puszcza nieznajomego, który bezwładnie opada na bruk. Oboje dyszą ciężko, Remo ociera z twarzy krew, a blondyn krzywi się na widok masakry, którą spowodowali.

Wtem spojrzenie bruneta pada na mnie. Przez cały ten czas wycofuję się na drżących nogach, ale moje ruchy dalej są niepewne, przepełnione słabością. Rusza w moją stronę i ujmuje moją twarz w swoje brudne od krwi dłonie.

– W porządku? Lucy? – Krzyżuje ze mną spojrzenie, ale nie jestem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Zaciskam usta, lecz nie pozwala mi odwrócić wzroku.

– Weź ją, zawiozę was w bezpieczne miejsce. Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Laura do nas nie zadzwoniła. – Dean wypluwa te słowa i patrzy na mnie... z troską. To mnie zaskakuje, ale nie jestem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.

Remo ostrożnie zapina guziki mojego płaszcza i odgarnia kosmyki z mojej twarzy. Przełykam ciężko ślinę i pozwalam, by łagodnie objął mnie w talii. Powoli prowadzi mnie w nieznanym kierunku, a ja z trudem trzymam się na nogach. Przyciska mnie do siebie, jakby wiedział, że nie jestem w stanie utrzymać równowagi.

– Powinienem pamiętać, że zawsze pakujesz się w kłopoty – mówi. Dalej słyszę w jego głosie złość, ale obchodzi się ze mną delikatnie, co wyraźnie mnie dekoncentruje. Rzuca Deanowi kluczyki od auta, po czym otwiera tylnie drzwi i pomaga wsiąść mi do środka. Zajmuje miejsce tuż obok, a ja bezwładnie opieram głowę o jego ramię.

– Przepraszam – mamroczę niewyraźnie. Wiem, że na mnie patrzy, ale nic nie mówi. Zamiast tego poprawia mój płaszcz i pozwala, żebym się zbliżyła. Ledwo rejestruję moment, w którym samochód rusza z piskiem opon i wtedy domyślam się, że zamierzają uciec, by nikt nie powiązał ich z bijatyką, w której właśnie wzięli udział.

– Porozmawiamy później – odpowiada jedynie, ale nie odtrąca mnie. Zaciskam powieki i wdycham zapach jego perfum, kiedy przez cały ten czas trzyma mnie blisko siebie. Nie odsuwa się nawet o milimetr. Mocniej wtulam policzek w materiał jego czarnej bluzy.

#elitaNA

ElitaWhere stories live. Discover now