Chciałabym wrócić do domu, Tony.

2.6K 155 86
                                    

- Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, jakby wyglądało twoje życie bez ćpania?

Zaciągam się mocno marihuaną i spoglądam na niebo.

- Czasami.

- I?

- Myślę, że nic by się nie zmieniło. - Wzruszam ramionami. - Ziemia dalej by się kręciła, ludzkość przetrwała, a Stany Zjednoczone dalej by były największą gospodarką na świecie.

- Ale co by się stało z tobą? - dopytuje Isa. 

- Tak szczerze... myślę, że nic by się nie zmieniło. - Odwracam głowę w jej stronę. Naprawdę ładnie wygląda na dachu, kiedy spada na nią delikatny pobłysk księżyca, a jej włosy rozdmuchuje wiatr. - Dalej byłabym tak samo pojebana, jak teraz.

- Na pewno narkotyki cię jakoś zmieniły.

- Na pewno fizycznie, co może wpłynęło na moje zachowanie - przyznaję. - Ale nie sądzę, że mój charakter się zmienił... jest dokładnie taki sam od zawsze. Jeszcze od czasów, kiedy mieszkałam u ojca.

Santan kiwa głową i wystawia rękę czekając, aż jej podam marihuanę. Podaję ją wzdychając.

- Ludzie myślą, że potrzebny jest jakiś konkretny powód przez, który ludzie zaczynają ćpać. Strata bliskich, jakaś trauma z dzieciństwo czy inne gówno... ale czasami po prostu jakoś zaczynasz. Nawet jakby twoje życie potoczyłoby się inaczej i tak wiesz, żebyś zaczął to robić. - Wzruszam ramionami. - Nawet jakbym została w Anglii u ojca... myślę, że i tak bym zaczęła ćpać, pewnie kilka lat później, ale i tak bym zaczęła.*

- Nie lubię brać dragów - przyznaję Santan po chwilowej ciszy. - Marihuana to jedyne co toleruję, a to i tak rzadko... nie lubię tego, że nie mogę siebie kontrolować. Że staję się bezbronna.

- Całe życie czułam się bezbronna, więc jakoś się tym nie przejmuję - mówię tonem jakbyśmy gadali, co zjemy dzisiaj na kolację. - W tym narkotyki są fajne... że tracę kontrole, rozumiesz? Wszystko może się stać, a ja nie będę w stanie tego powstrzymać. Tylko od Boga zależy czy przeżyję tą noc - śmieję się delikatnie i odbieram zioło od Santan.

- Jesteś wierząca? - pyta nagle Isa, wyglądając na zaciekawioną.

- Och, nie - odpowiadam od razu. - Chyba jestem agnostyczką.*

- Dalej możesz wierzyć w Boga - kontrargumentuje Santan.

- Ale nie wierzę... - Wzdycham. - Sama nie wiem, nigdy się jakoś na tym nie zastanawiałam, ale chyba najbliżej mi do ateizmu. - Wzruszam ramionami. - Chociaż mam nadzieję, że ateizm jest prawdziwy. Nie mam ochoty przez wieczność skakać sobie po chmurkach, byłoby to naprawdę nudne. Albo po śmierci być koniem czy jakimś losowym zwierzęciem... chociaż to by było lepsze niż, jakby Bóg naprawdę istniał. Musi być naprawdę okropnym człowiekiem, jak morduje tyle niewinnych dzieci i ludzi. Naprawdę nie chciałabym, żeby ktoś taki decydował o moim losie.

Isa kiwa głową z zrozumieniem.

- Ja jestem ateistką, ale taką ateistką w 100%.

- Domyśliłam się. - Parskam śmiechem i taksuję ją oceniającym wzrokiem. - Wyglądasz na taką. 

- Co to ma znaczyć? 

Wzruszam ramionami.

Santan kręci głową, jakby zawiedziona moim stereotypowymi hipotezami, ale no cóż... taka już jestem. Wychowanie się w najbiedniejszej klasie społecznej w Wielkiej Brytanii niesie swoje konsekwencje do końca mojego życia. Nie mówię, że każdy pochodzący z niej ma jak tak, ale ja... nie umiem się wyzbyć mojego rasistowskiego podejścia. Nie jestem w stanie patrzeć na czarnych i białych tak samo. To nawet nie tak, że uważam ich za gorszych - nie jeden czarny uratował mi dupę, a dużo z nich było (i są) moimi bliskimi przyjaciółmi. Po prostu uważam, że jesteśmy inni. Nigdy czarny, nie będzie białym. Nie umiem patrzeć na bogatych dzieciaków, tak samo jak na biednych. Nie jestem w stanie nie krzywić się na widoki płaczących dzieci, bo mamusia nie chciała im kupić zabawki.*

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz