Serce mi się łamało, kiedy widziałam go w takim stanie. To był widok rozdzierający serce. Przytulił się do mnie oplatając szczelnie dłońmi. Szlochał w mój sweter mocząc go, a ja mu na to pozwalałam. Szeptałam w jego włosy uspokajające słowa i co jakiś czas składałam na czubku jego głowy pocałunek, który miał mu dać do zrozumienia, że jestem przy nim i nigdzie się nie wybieram. Płakał, tak bardzo płakał. Był cały w rozsypce. Strach, żal i smutek mieszały się ze sobą.

Mój brat należał do osób bardzo wrażliwych. Można go było zranić kilkoma słowami i wtedy przeżywał to przez kilka następnych dni. Był moim prywatnym słoneczkiem, które łatwo mogło się skryć za chmurami. A teraz się obwiniał za coś co nie było jego winą.

Siedzieliśmy tak długo na zimnej ziemi, że zdrętwiały mi nogi, ale mimo tego nie zmieniłam pozycji. Zawzięcie trwałam i cierpliwie czekałam aż się uspokoi. Po pewnym czasie przestał płakać, a tylko pociągał nosem, by po kolejnych kilku minutach się ode mnie odsunąć.

- Chciałbyś jutro ją odwiedzić? - spytałam cicho i ostrożnie nie wiedząc jak zareaguje na ta propozycję.

Podniósł na mnie przekrwione oczy o jasnych, niebieskich tęczówkach poprzetykanych nitkami szarości. Patrzył z pewną obawą.

- A możemy? - otarł mokry nos rękawem cienkiej kurtki mrugając zawzięcie, żeby pozbyć się ostatnich łez.

- Oczywiście, jeśli tylko będziesz chciał. Jutro jest sobota, więc możemy tam iść od razu jak zacznie się pora odwiedzin, tylko najpierw muszę dowiedzieć się od rodziców May, do którego szpitala ją zabrali.

Spiął się na moje słowa. Bił od niego niepochamowany strach.

- Może lepiej nie...

- Bzdura, porozmawiam z nimi i wszystko im wytłumaczę, nie masz się czego obawiać.

Przez chwilę patrzył na mnie niepewnie, ale w końcu skinął głową na znak zgody.

- Dobrze – znowu pociągnął nosem, a potem zmarszczył brwi nasłuchując czegoś. - Ann, czy ty coś gotujesz.

Zamarłam.

- Jasna cholera, mój makaron! - krzyknęłam zbierając się z klęczek szybciej niż myślałam, że umiem, a potem pobiegłam do kuchni przy akompaniamencie parsknięcia śmiechem przez Jake'a. Tyle z tego dobrego, że przynajmniej się uśmiechnął.

♜♜♜

Przyjaźń jest jak słońce, czasami coś ją przysłoni, ale nigdy nie gaśnie. Świeci dla nas wskazując kierunek, drogę, którą musimy wybrać by dojść bezpiecznie do celu. Oświetla nas swoim blaskiem czasami doprowadzając tym prawie do naszej ślepoty. Skąpa nas w swoim jasnym świetle nie pozwalając nawet na chwilę o sobie zapomnieć. Ogrzewa nas w gorsze dni jak i w te dobre rozpraszając mrok, przyćmiewając go i odganiając daleko. Jest jasną gwiazdą, bezpieczną przystanią, do której zawsze wracamy by odetchnąć. Taka jest właśnie prawdziwa przyjaźń. Silna, jasna, ciepła. Wiąże ze sobą ludzi ciasnymi więzami, ale tymi pozytywnymi. Splata nas ze sobą i łączy w ten sposób przeróżne losy często je odmieniając.

Przyjaźń to nie słowo, to cicha obietnica, która mówi: byłem, jestem i będę przy tobie w każdej chwili, kiedy będziesz mnie potrzebował. Bo przyjaciel to osoba, która będzie nam chciała pomóc za wszelką cenę i wyciągnąć nas z kłopotów lub wpakować się w nie razem z nami pomimo tego, że znał tego konsekwencje. Będzie obok pocieszając, śmiejąc się i płacząc wspólnie. Będzie nas kochał pomimo głupich błędów i niewłaściwych wyborów, jakie często nam, jako ludziom zdarza się popełniać. Będzie nam towarzyszył w mękach, które trzeba przejść by żyć pełnią życia. Pomoże uporać się z problemami i zawsze da jakąś dobrą radę. Będzie trzymał włosy, gdy całkowicie napruta będziesz siedzieć przed muszlą klozetową i będzie głaskał cię po plecach cierpliwie czekając aż skończysz, by później się tobą zająć i bezpiecznie doprowadzić do ciepłego łóżka, a rano przywita cię z tabletkami przeciwbólowymi, wodą, ciepłym uśmiechem oraz nieoceniającym spojrzeniem.

The Snake poisonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz