Rozdział 5

132 2 279
                                    


Coś do odstresowania...

Trening skończył się szybciej niż myślałem. Ból w plecach zelżał do połowy. Niby bolało, ale jednak nie za bardzo. Byron podbiegł już do mnie z boiska. Podałem mu wodę. Rutynowo.

Chłopaki napili się i usiedli. Większość z nich na trawie. Ja w tym czasie schowałem gitarę spowrotem do futerału i wstałem. Kopnąłem lekko piłkę, a Byron zaraz zerwał się z murawy jak opatrzony.

-Nie wolno ci trenować! - krzyknął za mną, bo byłem trochę dalej.
-Wiem, tylko piłkę dotknąłem!
-Dobra, ale wracaj zaraz!
-Jasne!

Powoli usiadłem na środku boiska i popatrzyłem na piłkę obok mnie. Co mnie tak ciągnie do tego sportu? Ja nie wiem. Nie mam bladego pojęcia. Może po prostu miłość do piłki... Chyba zaraziłem się od brata...

Spojrzałem na obtarcia na piłce. To wszystko... To mój brat kopał te piłkę. Wytrenował na niej to wszystko... Te wszystkie zagrywki, techniki... Może i mnie się uda?

Przecież nigdy nie będziesz nawet w połowie tak dobry jak on! Ty siebie słyszysz?! Nie pierdol głupot, bo to ci nic nie da!

Wstałem z murawy biorąc piłkę do ręki. Rozejrzałem się jeszcze po boisku i podszedłem do chłopaków. Futerał z gitarą zarzucilem przez ramię. Piłkę miałem w ręce. Byron spakował moją wodę do swojej torby. Jaki opiekuńczy...

Postanowiliśmy z chłopakami, że pójdziemy do sklepu. W końcu trzeba uzupełnić braki w lodówce. No i ogarnąć jakieś rzeczy do sprzątania.

Futerał z gitarą założyłem na dwa ramiona, tak jak pierwszaki noszą plecak i wziąłem wózek sklepowy. Byron szedł obok mnie. Pierwszy był dział z owocami.

Wziąłem dużo owoców. W końcu je kocham, więc no. Nie zabrakło również trochę warzyw. Ich akurat nie lubię, ale często się przydają w kuchni.

Potem dział mleczny. Chłopacy pakowali do wózka, mleko, sery i inne takie pierdoły. Słodycze... Tu daje im wolną rękę. Napoje. Wziąłem ich też sporo.

Pieczywo. Tutaj też dbałem o dużą ilość. Higiena. Poleciłem Byronowi, żeby prowadził wózek. Zebrałem potrzebne rzeczy. Jutro będę musiał się zająć sprzątaniem, bo dzisiaj już nie będę miał zbytnio czasu chyba.

Przejąłem wózek. Chyba wszystko? Został jeszcze dział z alkoholami, ale to omijamy szerokim łukiem... Chociaż...

Skierowałem wózek w tamtą stronę.
-Co ty robisz? - zapytał Bry.
-Idę po coś do odstresowania - uciąłem krótko.

Jako, że nie jesteśmy pełnoletni, nie sprzedadzą nam alkoholu, wziąłem piwo bezalkoholowe. Włożyłem je do wózka i podjechałem w stronę kasy samoobsługowej.

Chłopaki pomogli mi wszystko skasować, a ja wyjąłem kartę kredytową zza etui telefonu. Zapłaciłem za zakupy i wyszliśmy ze sklepu.

Ruszyliśmy spowrotem w stronę rezydencji. Szedłem zamyślony, a Byron trzymał rękę na moim ramieniu. Pewnie był wykończony po treningu. Pozwalałem mu podtrzymywać się na moim ramieniu.

Doszliśmy do domu. Otworzyłem drzwi i powiedziałem chłopakom, żeby zostawili zakupy w kuchni.
-Zaraz to rozpakuje, idźcie się odświeżyć i tak dalej. Zaraz zrobię coś do jedzenie.

Chłopcy mnie posłuchali i poszli na górę. Byron został ze mną i nadal trzymał się mojego ramienia. Oparł nawet na nim głowę, gdy zamawiałem nowe żaluzje do domu przez telefon.

Zauważyłem, że miał przymknięte powieki. Postanowiłem zaprowadzić go na kanapę do salonu. Położyłem go ostrożnie na kanapie i przykryłem lekko kocem. On uśmiechnął się pod nosem i nadal miał zamknięte oczy.

Nathan Swift. Pozwól mi grać z przeszłością.Where stories live. Discover now