Rozdział 4

88 5 86
                                    

Trochę blizn....

Nie wierzę, że o to spytałem... Jaki ja jestem zjebany... Ale okej zobaczymy co on na to.
-No pewnie. - Uśmiechnął się do mnie i wstał z kanapy.

O KURWA SZOK! Wstałem też powoli. On ogarnął mnie ramieniem i poszedł ze mną na górę. Posadził mnie na łóżku w moim pokoju i spytał:
-Chcesz się odświeżyć? Czy jesteś zbyt zmęczony?

W sumie mógłbym wziąć prysznic.
-Jasne, ty też możesz jak chcesz.
-W porządku, jakby coś się działo to mnie wołaj.
-Dobrze - powiedziałem i podszedłem do szafy.

Wyjąłem z niej jakieś czarne dresy i, gdy już obróciłem się w stronę wyjścia do pokoju, Byrona już nie było. Wszedłem do łazienki. A właśnie...

Nie ukarałem siebie za to, że nie poszedłem wtedy do szpitala... Gdybym poszedł nic by się nie stało... Byłbym przy nim i nie pozwolił bym, żeby go skrzywdzili... Nie zabili by go... On by żył...

Szybko wszedłem do łazienki i odłożyłem dresy na pralkę. Odetchnąłem cicho i wyjąłem zza lustra ostrze... Wszedłem pod prysznic.

Puściłem wodę, tak żeby nie lała się ona na mnie. Przyłożyłem żyletkę do skóry. Do uda.

Pierwsza kreska, bo jestem okropnym bratem...

Druga kreska, bo ryczę jak baba...

Trzecia kreska, bo musiałem tak strasznie długo pracować na tym strzałem...

Czwarta kreska, bo nie umiem mówić prawdy...

Piąta kreska, bo jestem cholernie złym przyjacielem...

Mogłem tak wymieniać i wymieniać, a kresek przybywało. W końcu postanowiłem przestać. Inaczej zaczną coś podejrzewać...

Krew zmieszała się z wodą, a łzy płynęły mi po policzkach... Ty cholerny kretynie, znowu jesteś słaby... Nie mogłem przestać płakać.

Łzy zamazywały mi mój obraz i nie widziałem praktycznie nic. Zacisnąłem powieki i postanowiłem się opanować.

Gdy już krew przestała lecieć postanowiłem wyjść spod prysznica. Szybko założyłem opatrunek na udo i założyłem dresy.

Zdjąłem gumkę z włosów i je rozczesałem. Były gęste. Nawet bardzo gęste. Postanowiłem, że niedługo coś z nimi zrobię, jakoś je zmienię, albo coś.

Związałem włosy spowrotem gumką i śmiechnąłem się pod nosem. Sądzę, że mógłbym przefarbować je. Oczywiście nie całe, jakieś pasemka, ale zawsze coś. Jeszcze nie wiem na jako kolor, ale wiem, że na pewno coś z nimi zrobię.

Dresy, które miałem na sobie wcześniej wrzuciłem do prania. Potem się tym zajmie. Wyszedłem z łazienki. Byron właśnie wchodził do mojego pokoju.

-Chłopaki skończyli oglądać film i też właśnie biorą prysznic - poinformował mnie przyjaciel.
-Jasne.
-Chcesz żebym dzisiaj został z tobą czy wolisz pobyć sam? - zapytał blondyn.
-Zostań, jeśli chcesz... - szepnąłem.
-Zostanę. Nie chciałbym, żebyś zostawał sam. - Bry uśmiechnął się do mnie z troską w tych jego bordowo-czerwonych oczach.

Obiął mnie ramieniem i ostrożnie usiadł ze mną na łóżku.
-Może spróbujesz usnąć? To był dla ciebie męczący dzień.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję - mruknąłem.

Ale moje "próby" szlag trafił, bo rany na plecach zaczęły niemiłosiernie szczypać. Syknąłem z bólu. Byron od razu zareagował i spojrzał mi w oczy.
-Nathan, co się dzieje?
-Plecy... - wydusiłem.

Nathan Swift. Pozwól mi grać z przeszłością.Where stories live. Discover now