21. Dom to pojęcie względne.

Mulai dari awal
                                    

– Nie. – jego ramiona opadły.

– Tak. – westchnąłem, kierując się z kubkiem kawy do salonu.

– Jakim cudem?

– Urok osobisty. – szeroko uśmiechnąłem się do chłopaka, który był bliski tupnięcia nóżką.

Nie sprecyzowałem, o kogo urok osobisty chodziło. Oczywiście, mój mnie nie zawodził, ale to wpływ smukłej brunetki leżącej w moim łóżku, i narzekającej na mój materac zrobił mi z mózgu wodę. Dokładnie w tym momencie, gdy się do mnie przytuliła, moje serce zaczęło bić tak mocno, że bałem się jej reakcji.

Ale w miarę szybko zasnęła, i nie słyszała cholernego wyrywania się serca z mojej klatki piersiowej, które zdradzało więcej niż słowa.

– Na grupie z koszykówki ktoś napisał, że akademik będzie zamknięty przez następne dwa dni. – powiedział niezadowolony, łypkając na mnie oceniającym wzrokiem. Chociaż ta informacja sprawiała, że chciał zatańczyć na środku mieszkania taniec zwycięstwa.

– I w te dwa dni zdołasz przekonać April, byś mógł spać na łóżku? – zakpiłem, ale on uznał to jako wyzwanie. Uniósł dłoń, i zaczął nią wymachiwać w przód oraz tył.

– Daj mi dzień. Wystarczy, że musi słuchać moich żartów. Dzięki temu się we mnie zakocha.

Pokiwałem niechętnie głową.

– Ale przyznaj, pierwszy raz coś nam się udało. – odpowiedziałem zadowolony. Nie wiedziałem, co dostanę w odpowiedzi na pytanie o ilość petard, fajerwerek, oraz innych materiałów wybuchowych, więc w porę ugryzłem się w język. Najprawdopodobniej połowa z nich nie była nawet legalna w tym kraju.

– Niech ta passa trwa. – dodał, biorąc łyk swojej kawy. – Najlepiej by było, gdyby nas nie złapali. Ciężko się będzie wydostać z kicia, gdy Sam chowa przed nami swoje karty bankowe.

– Nie złapią. – machnąłem ręką, słysząc chrapanie małego szopa.

– Nie byłbym tego taki pewien. Byliśmy zjarani, Christian. Wątpię byśmy dbali wtedy o swoją anonimowość.

– Nawet jeśli by nas złapali, to co? Mam dużo pieniędzy.

– To jeśli masz tak dużo pieniędzy, milionerze, to kup płatki. Najlepiej czekoladowe. Twoje kukurydziane wióry mi się znudziły.

Spojrzałem w jego stronę, unosząc prawą brew.

– Kupiłem je... przedwczoraj. I kazałem ci od nich spierdalać. – skrzywiłem się, widząc jak porusza nad blatem pustym pudełkiem. – Trudno. Zjem tosty. Co miałeś na myśli o tej anonimowości? – rzuciłem bez większego kontekstu, zastanawiając się nad jego słowami.

Ivan wzruszył ramionami.

– Nie wiem, po prostu nie pamiętam, byśmy zakrywali twarze.

– Ja ledwo co pamiętam. Świta mi dopiero od momentu, gdy spotkaliśmy je na parkingu.

– No właśnie.

Cmoknąłem niezadowolony. Może i miał rację, ale wątpię by policja Seattle wściekle przeszukiwała kamery, bez ustanku szukając winnego. Odpuszczą, gdy na miejscu nie będzie żadnych śladów, a na kamerach słabej jakości będzie widać tylko sekundy filmu z mężczyznami w czarnych bluzach. Mogłaby się posunąć do głębszych poszukiwań, gdyby uczelnia za to zapłaciła. Miejmy nadzieję, że tego nie zrobi.

Bo jeśli tak, to znajdą na kamerach dwóch skaczących po parkingu mężczyzn, którzy pod wpływem trawki chcieli się pobawić petardą z dymem.

Wróciłem do swojego pokoju, ignorując niepokojenie Ivana. Będzie co będzie. Przebrałem się z pomiętej piżamy, planując jaki obowiązek wypełnić dziś jako pierwszy. Wybrałem ten najmilszy. Sekundę po tym, jak wciągnąłem przez głowę czarną bluzę, wyjąłem z szafki najmniejsze płótno. Szukając wzrokiem odpowiednich farb, zacząłem gapić się na bałagan, jaki wychodził z torby Valentiny. Wszędzie leżały ciuchy, jakby a agresją odrzucała każdy z nich w poszukiwaniu idealnej bluzki. Inne odtrąciła na dywan, tworząc jeden wielki chaos, za który mnie przeprosi.

My Broken ArtistTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang