Rozdział 4

309 15 0
                                    

Siedziałam na szpitalnym korytarzu. Gdybym nie musiała, wcale bym tu nie była. Jednak musiałam pomóc Nathanowi. Nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji. Sykes zemdlał na ulicy tak po prostu. Nic nie rozumiałam i to najbardziej przeszkadzało mi w tej chwili.

Po korytarzu chodziło w tę i wew tę mnóstwo lekarzy. Nie wiedziałam, czy zabrakło mi odwagi, aby do któregoś z nich podejść, czy po prostu tak bardzo przeraziłam się wcześniejszym zdarzeniem, że nie byłam w stanie nic powiedzieć.

Nie mogłam dłużej wytrzymać presji, którą sama na sobie wywoływałam. Wstałam z miejsca i ruszyłam przed siebie. Wpadłam na pierwszego lepszego lekarza, po czym rozpoczęłam z nim rozmowę.

-Pół godziny temu przywieźliście tutaj Nathana Sykesa. Mogę wiedzieć, co się z nim dzieje? - spytałam, krzyżując ręce na piersiach. Człowiek stojący przede mną głośno westchnął.

-Jest pani rodziną pana Sykesa? - zadał mi pytanie. Pokiwałam przecząco głową.

-Jestem jego najlepszą przyjaciółką. - skłamałam. - Czy mogę wiedzieć, co z nim?

-Pan Sykes jest w dobrym stanie. Zasłabł ze względu na chorobę.

-Jak to? Nath jest chory? - spytałam, otwierając szerzej oczy ze zdziwienia.

-Tak. Nie wiedziała pani? - spytał, po czym zrobił pauzę w swojej wypowiedzi, aby posłuchać mojej odpowiedzi.

-Nie, Nathan nic mi na ten temat nie mówił. Mogę wiedzieć, co to za choroba? - zadałam lekarzowi kolejne pytanie, denerwując się coraz bardziej z sekundy na sekundę.

-Myślę, że pan Sykes sam pani o wszystkim opowie. Pokój numer sześć. - rzekł, odchodząc. Westchnęłam cicho, składając przed sobą ręce. Spojrzałam się beznamiętnie w sufit. Zamknęłam oczy, próbując sobie wszystko powoli poukładać w głowie. Nie przychodziło mi to niestety z łatwością.

Zaczęłam iść przed siebie, kierując się do wskazanego wcześniej przez lekarza pokoju.

Co prawda, Nathan nie był mi bliski, bo praktycznie go nie znałam, ale czułam, że coś mnie do niego ciągnie.

Podeszłam pod pokój i przycisnęłam klamkę drzwi w dół. Popchnęłam drzwi do przodu, dzięki czemu po chwili ujrzałam Nathana leżącego na łóżku. Chłopak nie wyglądał źle. Wręcz przeciwnie. Brunet wprost promieniał z radości. Podeszłam bliżej Sykesa, po czym przysunęłam do jego łóżka krzesełko i na nim usiadłam. Nath momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej, po czym oparł się plecami o poduszkę, która przysunięta była do ściany.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś chory? - spytałam bruneta, patrząc się na niego z lekkim zawiedzeniem. Nathan zacisnął usta, przenosząc swój wzrok na dłonie.

-Nie chciałem cię martwić. Poza tym, nie znam cię na tyle długo, aby móc ci zaufać. - zauważył. Fakt, chłopak miał w tym punkcie niestety rację.

-To prawda, ale naprawdę mnie wystraszyłeś. To powiesz mi, na co chorujesz? Nie musisz się martwić, że komuś to powiem. Możesz mi zaufać. - powiedziałam, zapewniając chłopaka o swoich czystych intencjach. Nathan spojrzał się na mnie, po czym zaczął mówić.

-Mam rzadki nowotwór, Becca. To tylko dlatego nie mam przyjaciół i żyję sam z matką w wielkiej willi z pięknym ogrodem. Nie chciałem zawierać żadnych przyjaźni, bo się bałem, że jak już odejdę, to ludzie będą się zamartwiać. Rozumiesz, o co mi chodzi. Nie chciałem, aby inni przeze mnie cierpieli. Moja mama chciała, aby żył jak najlepiej. Dlatego też kupiła ten piękny dom w Brighton, choć kosztował majątek. Kiedy byłem mały, marzyłem o takim dużym domu z wielkim ogrodem, w którym będę mógł się bawić. Nie sądzisz, że moja mama jest kochana?

Heaven & Nature ➳  Nathan SykesOù les histoires vivent. Découvrez maintenant