Bring me out, don't leave me in the deep

68 5 14
                                    

Stary, od dawna nieużywany kandelabr zwisał z kamiennego sufitu ponad posłanym baranią skórą łożem, kurzem, który nazbierał się na nim przez lata można by pewnikiem wypełnić wielkie sale w Ereborze, gdzie niegdyś składowano złoto; w surowej komnacie w Lhan Tarren jedyne źródło światła stanowiły więc (z tytułu nieczynności kandelabra) płomienie, ich ciepły pomarańczowy, bijący od kominka blask. Thorin przesunął wargami po nagiej nodze Miriam, po jej gładkiej skórze, zostawiając za sobą wilgotne ślady od kostki dziewczyny po udo. Piękna sukienka z biesiady w ratuszu spoczywała na zakurzonej podłodze, pomarańcz ognia oświetlał ją, częściowo. Odrobina materiału na stanowiących posadzkę komnaty kamiennych płytach. Miriam odetchnęła głęboko, jej pierś uniosła się i opadła, przyśpieszony puls zwalniał. Jasnobrązowe włosy, rozrzucone na poduszce, miała niemal mokre.

Thorin uniósł do ust nadgarstek tej jej ręki, na której znajdował się tatuaż, jej imię wytatuowane w zawsze dostępnym dla niej miejscu, by już nigdy nie zaistniał, poprzez kłopoty z pamięcią, problem z przedstawieniem się komuś – równie dobrze mogłaby nazwać się „Meira", „Merethyl" czy „Merialeth", to tylko kilka z imion podobnych do jej prawdziwego, wszystkie sprowadzały się do jednego. Były jej rzeczywistego imienia zniekształceniem. A jednak widniało tam, na jej ręce, imię wyraźne jak jutrzenka, poranna zorza: Miriam, niczym jej swoiste alter ego, taka jej wersja, wersja królowej elfów... której bliżej było nagle do króla krasnoludów.

Dębowa Tarcza padł wyczerpany na plecy u jej boku.

– Gorąco – stwierdził, z westchnieniem. – Przez ten kominek.

– A może przez ten seks? – dziewczyna parsknęła słabo, przewracając się z pleców na lewy bok. Wsparła się na łokciu, splątane, spocone kosmyki spłynęły po jej ramieniu. Przez chwilę nie mówiła zupełnie nic, patrząc tak na Thorina wpatrzonego w sufit, w ten zakurzony kandelabr straszący w ciemności poza ciepłym blaskiem płomieni. Jego królewskie rysy spowijał... smutek. Zmarszczyła czoło, uświadomiwszy to sobie, Thorin zadumał się w smutku, choć ledwo skończyli się ze sobą namiętnie kochać. – O co chodzi? – spytała, szeptem. – Wyglądasz na strapionego. Wszystko w porządku? – Nie odpowiedział, cóż, to samo w sobie stanowiło swego rodzaju odpowiedź. Pot błyszczał na jego umięśnionym ciele. – No dobrze, domyślam się, w czym rzecz. Widzę to w tobie, Thorinie, zakochujesz się. I nie podoba ci się to.

– Nie powiedziałbym tak – odparł, w końcu. – Raczej napawa mnie frasunkiem. Nie chodzi o ciebie, chodzi... o mnie – potrząsnął głową. – Mam wreszcie zasiąść na tronie, wziąć królestwo w swoje ręce, nie mogę stracić głowy. Ciąży na mnie odpowiedzialność, za Samotną Górę, za jej mieszkańców. Za mój lud, rozumiesz? To wielka odpowiedzialność. Nie ma w niej miejsca na rozpraszanie się.

– Nie byłabym przecież przy tobie, żeby cię rozpraszać. Tylko żeby ci pomóc.

– Niby w czym ty chciałabyś mi pomóc? – prychnięcie.

– Choćby w odpoczynku po męczącym dniu. – Spojrzał na nią, spojrzeli sobie w oczy. Uniosła brew. – Moglibyśmy choćby robić to. Uprawiać seks.

– Poważnie? – podał to w wątpliwość. – Naprawdę tym chciałabyś być, kobietą, która czeka na swojego faceta całymi dniami, żeby wieczorem rozłożyć przed nim nogi? – odwrócił wzrok i zaśmiał się, nie wierząc w to ani trochę. – Nie rozśmieszaj mnie. Jeśli to prawda, jeśli mówisz serio, to bardzo prędko zmieniły ci się priorytety, bo rękę dałbym sobie w łokciu uciąć, że kiedy cię poznałem ceniłaś się wyżej.

– Po tylu latach bycia samotną jak palec może i bym chciała zwyczajnie rozkładać przed kimś nogi. – Podniosła się, usiadła na łóżku, włosy przesunęły jej się na łopatki. To nie zabrzmiało wesoło, ani żartobliwie, bo też ani wesołe, ani żartobliwe nie było, MOGŁABY zgodzić się na pełnienie takiej roli, gdyby to oznaczało, że żadnego wieczoru nie spędzi już sama. Thorin musiał zdać sobie z tego sprawę, bo nie minęło piętnaście sekund a usłyszała, jak podnosi się za nią do siadu. – Jestem zmęczona – wyszeptała, poczuwszy za sobą jego ciepły oddech. – Chcę mieć dom, Thorin. Chcę mieć swoje miejsce.

DROGA DO SHIRE [REUPLOAD]Where stories live. Discover now