20. Gościnność przyjaciół.

Start from the beginning
                                    

– I nie wiecie nic o tym, czy wrócicie do środka?

– Jeśli tam się pali, to na pewno nie wrócimy. Podejrzewamy, że wyślą nas do jakiegoś motelu, czy coś. – powiedziałam, a sekundę później moją uwagę przykuł obraz wychodzących ze środka strażaków. Wszystkich.

Mężczyzna zarządzający budynkiem od razu podszedł do jednego z nich. Ten ściągnął czerwony kask, i zaczął tłumaczyć coś dyrektorowi.

– I mój brat nie przyszedł z wami, by się upewnić czy jestem cała? – Penny skrzyżowała ręce na piersiach.

– Powiedział, że skoro jesteś wiedźmą, to spłoniesz jak na stosie w średniowieczu.

Blondynka spojrzała na Ivana jak na opętanego, po czym głośno prychnęła.

– Czemu czuję od was trawkę? – odwróciłam się w stronę Christiana, który zamrugał powiekami. Od czasu, gdy zjawili się obok nas, poczułam znajomy zapach, ale uznałam że to tylko mi się wydaje, i w skupisku studentów ktoś na pewno był w środku palenia blanta.

Dlatego parę sekund wcześniej postawiłam kilka kroków w tył, by upewnić się, że to nie od Christiana i Ivana. Myliłam się, a zapach marihuany wokół nich był bardziej zaostrzony.

– Wydaje ci się. – prychnął Christian, klepiąc swojego przyjaciela, któremu styki połączyły się po paru sekundach, i zaczął przytakiwać.

– W chuj ci się wydaje. – potaknął Ivan.

– Ej, faktycznie. – April przybliżyła się do bruneta, który na ten ruch otworzył szerzej oczy. – Faktycznie. – powtórzyła.

– No dobra, może spaliliśmy troszkę zanim tu przyszliśmy. – Christian lekko się uśmiechnął. – Nieszkodliwą dawkę.

– A skąd to mieliście? – dopytała ciekawska April.

– Babcia z mieszkania obok handluje na naszej ulicy. Hoduje to obok pomidorów na parapecie. – zaśmiał się Ivan. Blondynka uderzyła go w ramię, ale po chwili sama się cicho zaśmiała.

– Uwaga, prosimy o uwagę! – krzyknął dyrektor przez duży megafon. – W budynku nie znaleziono żadnego pożaru.

Między studentami rozległy się głośne oklaski i wiwaty, lecz mężczyzna zajmujący się tym miejscem uniósł rękę, by uciszyć tłum.

– Ale ktoś zrobił sobie z nas żarty, i wrzucił bomby z niezwykle niebezpiecznym dymem, by imitować prawdziwy ogień. Prace nad uporządkowaniem tego wymagają, by mieszkańcy drugiego i trzeciego piętra opuścili swoje pokoje na czas nieokreślony. – dokończył, co wzbudziło już mniej radości, niż wcześniejsza wypowiedź.

Ramiona mi opadły. Ze wszystkich pięter, akurat nasze musiało paść ofiarą głupiego żartu.

– Ci, którzy mają zapewnione lokum u znajomych, lub rodziny, prosimy o zgłoszenie tego u naszej administratorki. A tym, którzy potrzebują zastępczego dachu, zapewnimy pokoju w pobliskim hotelu. Wszystkich z tych pięter prosimy o zabranie najpotrzebniejszych rzeczy. Dziękujemy za cierpliwość, i przepraszamy za niedogodności.

– Mam nadzieję, że Hudson zmienił pościel. – mruknęła Penny, wpisując coś w telefon. – Na co czekacie?

– My? – wskazałam palcem na swoją klatkę piersiową.

– Chodźcie po rzeczy.

– I?

– I idziemy do ich mieszkania. – pokazała  na Christiana i Ivana.

– My? – powtórzyłam. Pierwszą myślą był hotel, bo będąc w mieszkaniu trójki studentów zauważyłam, że nie było miejsca na goszczenie trzech dodatkowych gości na noc. – Myślałam, że idziemy do hotelu.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now