6

57 3 1
                                    

- Eleanor Brown? - kiwnęłam niepewnie głową - mamy sprawę.

- - - - - - - - - - - - - - - - -

O co tu chodzi? Kim oni są? Czego ode mnie chcą? Czy mam kłopoty?

- Znamy się? - Powiedziałam tak cicho, że ledwo sama się usłyszałam.

- To ode mnie dostałaś dziś rano kopertę.

Zaraz.. myślałam, że to od Leona. Co prawdaż nie było nadawcy ani żadnego podpisu ale czego chcieli ode mnie jacyś nieznani mi dresiarze?

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zrobiłam tak wielki błąd nie upewniając się od kogo dostałam tą wiadomość. To mógł być dosłownie każdy! Jak bardzo naiwna jestem..

- Jaką sprawę? - zapytałam trochę pewniej. Nie mogłam wyglądać na przestraszoną.

- Znasz Leona Millsa? - potwierdziłam - lepiej mu nie ufaj. - Powiedział prosto z mostu.

- Co? Nie rozumiem.. - Byłam zupełnie zdezorientowana. Po co mieliby mi to mówić? Czemu o nim mowa?

- To zły człowiek. Chcemy cię tylko ostrzec. - mówił stanowczo.

- Po co mi to mówisz? Przed czym mnie ostrzec? - zupełnie nie wiedziałam o czym ten koleś mówił.

- Mills ma na kącie parę morderstw i dilluje. -podniósł głos - Ups zapomniał o tym wspomnieć? - jego słowa ociekały wręcz sarkazmem. 

Jego "goryle" zaczęli się gorzko śmiać.

Ale... - Nie wiedziałam co powiedzieć.

Zatkało mnie. Stałam jak wryta i nie ruszałam się. Wgapiałam się tępo w nieznany mi punkt w oddali. Leo? Może ledwo się poznaliśmy ale to wręcz niemożliwe. Przecież wydawał się być "normalny". Nie ukrywam, rozczarowałam się, polubiłam go. Randka była niesamowita i mogło z tego coś być.

- Radziłbym ci uważać.

I znowu wpadłam w te zamyślenia. Tysiące pytań... Dlaczego mnie ostrzegają? Mają w tym jakiś interes? A może to tylko jakiś głupi żart?  Chciałam zadać jedno z nich, lecz chłopaka wraz z "obsadą" już nie było.

O. Co. Tu. Chodzi ?!

Nie zostało mi nic innego jak wrócić do domu w niepewności.

_________________

Lekki wietrzyk, ciepłe słoneczko, śpiewające ptaszki... i czego pragnąć więcej? Było na prawdę miło. Wiosna tego roku jest cudowna.

Bez żadnych zmartwień spacerowałam po bardzo dobrze znanym mi parku. Uśmiechałam się do każdej napotkanej przeze mnie osoby jakbym znała każdego z osobna jak najlepszego przyjaciela.

W pewnej chwili zauważyłam bialy budynek. W środku parku? Tak, wiem to dziwne.. Z czystej ciekawości postanowiłam wejść do środka. Weszłam po schdach i pociągnęłam za otwarte drzwi. W środku ściany były koloru białego. Nie było tam żadnych obrazów, drzwi ani okiem, lecz mimo to panowała tu jasność. Pewnie szłam wzdłuż niego. Bardzo długo wędrowałam przed siebie, wydawało się, że godziny ale w końcu dotarłam na koniec tego długiego pomieszczenia, na którym były czarne drzwi. Pewnym ruchem otworzyłam je i weszłam do środka. Zrobiłam krok przed siebie i usłyszałam trzask. Obróciłam się ale drzwi już nie było. Nie zostało mi nic innego jak iść przed siebie. Dopiero teraz zorientowałam się, że w pomieszczeniu, w którym się znajduję ściany, sufit, a nawet podłoga wyłożone są lustrem. W każdym z nich odbijała się moja postać lecz nie wyglądały zupełnie tak samo jak ja. Niektóre wyglądały na smutne, niektóre na złe, a inne tryskały szczęściem. Każda "ja" miała inny wyraz twarzy.

- Ufasz mi?

- Zaufaj

- Ufasz - zaczęły mówić 

Powtarzały wciąż te same słowa.

 Początkowo mówiły szeptem, lecz po chwili przerodziło się to w normalny ton głosu, a następnie w krzyk. Było to tak głośne, że zaczęła boleć mnie głowa. Próbowałam tego uniknąć i zaczęłam zatykać uszy rękoma ale nie zdało się to na nic. Biegałam w kółko szukając wyjścia, lecz go nie było. Biegłam dopóki nie potknęłam nie potknęłam się o własne nogi i upadłam ciężko na ziemię.

Obudziłam się zalana potem. Ciężko dysząc powstałam do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po znajomym mi pokoju, jasne fioletowe ściany zmieniły swój kolor na szary pod wpływem ciemności. Słońce jeszcze nie wzeszło.  Mały zegar stojący na moim stoliczku nocnym wskazywał godzinę 6:43. Sięgnęłam po butelkę wody, która zawsze stała obok mojego łóżka i zapaliłam lampkę stojącą  tuż obok budzika. Teraz już na pewno nie zasnę.

 Koszmary zaczęły męczyć mnie od śmierci mojego brata. Były to już 2 lata.. Moja żałoba zakończyła się rok temu i pogodziłam się z tym faktem, mimo to niemiłe sny  wciąż mnie męczą. Umarł na białaczkę. Te męczarnie nie zdarzają się co noc ale dość często. Zdążyłam przyzwyczaić się do tego. Często mają jakieś znaczenie ale trudno  je odnaleźć.Gdy mama nie mogła już znieść już moich nocnych krzyków wysłała mnie do psychologa, lecz ta "gadka szmatka" nic nie dawała i sama się wypisałam.

 Minęły już 3 dni od tajemniczego spotkania w parku. Leo pisze i dzwoni kilka razy na dzień, lecz ja ignoruję wszystko co jest z nim związane. Tylko raz odpisałam, że nie chcę kontynuować tej  znajomości ale wiadomości zaczęły przychodzić jeszcze częściej. Kiedy wreszcie zrozumie, że to już koniec?! Powoli zaczyna działać mi na nerwy. Nie jestem pewna słów które miały miejsce kilka dni temu ale to krótka znajomość więc zakończenie jej nie powinno sprawiać większych problemów.

Ubrałam się i zeszłam na parter mojego mieszkania. Zjadłam porządne śniadanie i oglądałam poranne programy. 

O 14:30 zabrałam się za obiad. Postanowiłam zrobić spagetti. Wstawiłam makaron i zaczęłam robić sos, lecz przeszkodził mi w tym głośny dźwięk dzwonka. Podeszłam do drzwi, lekko je uchyliłam, lecz one tworzyły się szerzej pod wpływem siły w ręce mojego gościa i uderzyły o szafkę z butami robiąc hałas. Złapał mnie za nadgarstki i przygniótł do ściany za moimi plecami.  Nasze czoła stykały się ze sobą, a jego przyspieszony oddech uderzał w moją twarz. Nie bałam się patrzeć prosto w jego znajome, niebieskie oczy. Wyglądał na wściekłego. Mogłam spodziewać się tej niezapowiedzianej wizyty, w końcu chyba każdy chciałby dowiedzieć się dlaczego osoba którą polubiłeś być może nawet bardzo polubiłeś nagle przestała się do ciebie odzywać i zrywa z tobą kontakt.

Ciszę przerwał Leo.

- Co się z tobą dzieję?! - wykrzyczał wciąż mnie trzymając.

- Ja.. Skończmy to. - Nie chciałam powiedzieć mu o tym czego się o nim dowiedziałam.

-  ALE DLACZEGO?! CO JA CI ZROBIŁEM?! - poczułam w miejscu jego nacisku silny ból. Reagował na tą wiadomość jakbym chciała z nim zerwać,  a to tylko tydzień!

- Spokojnie... Stwierdziłam, że ta znajomość nie ma sensu i...

-  Przejdź do sedna. - powiedział spokojniej.

- Nie chcę mieć nic wspólnego z jakimś MORDERCĄ i DILLEREM! - teraz krzyczałam - więc łaskawie mnie zostaw albo wezwę policję.

- Mhm - Podniósł jedną brew i uśmiechnął się cwaniacko - Ciekawe jak wezwiesz tą policję - spojrzał znacząco na moje nadgarstki.

Nie zaprzeczył temu co powiedziałam.

Zaczęłam się szarpać ale mu nie robiło to różnicy i tak byłam za słaba. Wywrócił teatralnie oczami i zbliżył swoje usta do moich. Perfidnie zaczął mnie całować! Początkowo nie oddawałam pocałunku ale później... No Przepraszam, że mnie tak całował, że nie mogłam się oprzeć! Oczywiście w porę zorientowałam się co robię i wykręciłam się z jego uścisku, gdy tylko go poluźnił.

- Wiedziałem, że też tego pragniesz - wydyszał

- Miałeś stąd iść! - wskazałam palcem drzwi.

- Już, już.. - pokierował się posłusznie w wskazaną mu stronę - Jutro też wpadnę. - powiedział i od razu zamknął za sobą drzwi abym nie miała szansy się z nim sprzeciwiać.

  

Tak blisko, a tak daleko..Where stories live. Discover now