Tak ubrana ustawiłam się posłusznie za ladą i czekałam na klientów. Wyglądałam jak ktoś wyjęty żywcem z jakiegoś durnego magazynu z lat siedemdziesiątych. 

Tego dnia nie było zbyt wielkiego ruchu, zresztą co się dziwić, kto chciałby podróżować taką drogą, przy której stała tak obskurna stacja paliw? Bodźmy szczerzy, nikt. 

Nudziło mi się, tym bardziej, że jako jedyna obsługiwałam całą stację benzynową, nie miałam nikogo do kogo mogłabym się odezwać i zwyczajnie porozmawiać trochę dłużej, niż z rzadkimi klientami. Siłą rzeczy zaczęłam myśleć o tym, że znajomi ze szkoły pewnie wylegują się na tym skwarze nad morzem, jeziorem bądź przy odcinku rzeki, która przecina Cleveland. I może byłam okropna i czyniło mnie to złym człowiekiem, ale cieszyłam się, że chociaż moi przyjaciele tak samo jak ja są zajęci dorabianiem kilku dolarów u swoich rodziców. Kelly – dziewczyna, z którą znam się od pierwszej klasy podstawówki, osoba pełna pasji, czasami równie szalona co ja i przy tym troskliwa niczym matka – pracuje w te wakacje u swojego ojca, który jest właścicielem popularnej strzelnicy. Alex natomiast pomaga ojcu, który ma własny, mały warsztat, w którym potrafią wspólnie naprawić chyba każą elektroniczną rzecz. Nie wiem, czy istnieje coś czemu by nie podołali.

Na dumaniu i zajmowaniu głowy najróżniejszymi sprawami upłynęła mi większość dnia. Nim się obejrzałam, pozostała mi godzina do skończenia pracy i zamknięcia lokalu. Na dworze zaczęło się ściemniać, a temperatura spadać, stanowiąc najlepsze co mnie mogło spotkać, bo od tej duchoty zaczynało mi się kręcić w głowie. Żeby zająć się czymś przez pozostały czas, poszłam po jeden z kartonów na zaplecze. Wracając wyłączyłam trzeszczącą klimatyzację, która gówno dawała i otworzyłam drzwi, by rześkie powietrze przesycone zbliżającym się wieczorem wypełniło sklep. Zaczęłam mozolnie wypakowywać kolejne produkty na półki całkowicie tym pochłonięta, gdy do jednego z dystrybutorów paliwa podjechał czarny samochód. Z ciekawości zerknęłam kogo przywiało o tak późnej porze, w tak ponurą okolicę. 

Kierowca wychodząc z pojazdu trzasnął wściekle drzwiami wcześniej upominając kogoś siedzącego w środku syczącym i pełnym grozy głosem. Ostrożnie wyjrzałam, by mieć widok na odgrywającą się scenę, szczerze zaciekawiona. Kiedy młody mężczyzna skończył nalewać paliwa i podszedł do auta by wyjąć zapewne portfel do zapłaty, tylnie drzwi samochodu otworzyły się z rozmachem, a wtedy młoda dziewczyna nie mająca więcej niż czternaście lat wypadła na ziemię. Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc co się właśnie odgrywa. Dziewczyna jakoś dała radę dźwignąć się szybko ze związanymi rękami i puścić biegiem. Miała zakneblowane usta.

Powietrze zatrzymało się nie docierając do płuc, serce zgubiło swój rytm, a oczy wytrzeszczyły z niedowierzaniem.

Jak tylko tajemniczy nieznajomy zorientował się w sytuacji, ruszył za dziewczynką biegiem i nie wyglądało to jakby chciał ją zatrzymać i ochronić przed wbiegnięciem na ulicę, która oddzielała stację od lasu, lecz jak pogoń drapieżnika za swoją ofiarą. 

Zastanawiałam się czy nie znalazłam się czasem w jakiejś ukrytej kamerze, ale się na to nie zanosiło. To nie był głupi żart jednego z amerykańskich programów.

Chciałam coś zrobić, cokolwiek, ale nie mogłam, bo moje nogi przyrosły do podłoża, a gardło zacisnęło się mocno ze strachu. Liczyłam na ta dziewczynę. Chciałam, żeby jej się udało, ale mężczyzna był od niej zdecydowanie szybszy i już po chwili złapał w pasie wierzgającą nastolatkę wracając z powrotem do auta, w którym dokładnie ją zamknął i ruszył w moją stronę. 

The Snake poisonWhere stories live. Discover now