Rozdział 8

132 23 2
                                    


Wracam z pracy późnym popołudniem, lecz unikam pokoju Samuela. Wisi nade mną miecz Damoklesa w postaci gróźb ojca. Jeśli doliczymy do tego anemię, wyziębienie organizmu oraz milczenie bliźniaków, odechciewa mi się czegokolwiek.

Podczas kolacji moja gosposia bardzo oględnie streszcza to, co działo się
z ciężarnym w ciągu dnia. Jej zadaniem jest podawanie mu witamin oraz posiłków o stałych porach. Odkąd Samuelowi doskwierają silniejsze dreszcze, znacznie mniej je. Niby się stara, lecz zazwyczaj kończy się na tym, że wypija gorącą wodę z cytryną i miodem, po czym od razu wraca do spania.

Dziś wieczorem nie pośpi...

Czuję się okropnie na myśl o tym, co muszę zrobić. Z drugiej jednak strony gorzej będzie, jeśli nie zrobię nic.

Masakra. Prawdziwa masakra!

By odwlec w czasie to co nieuniknione, dla pewności jeszcze raz przeglądam wszystkie książki o ciąży, a potem porządkuję sterty papierów, zalegające na moim biurku. Jak się okazuje czasami dobrze jest skumulować stosy dokumentów, bo nigdy nie wiadomo, czy nie posłużą one jako perfekcyjna wymówka przed intymnością z wrogiem, którego goszczę w swoim domu.

Intymność...

Już wcześniej postanowiłem, że stosunek nie wchodzi w grę. Nie chcę, aby Samuel zarzucił mi później, że go wykorzystałem. Zrobię coś odwrotnego. To ja dam mu się wykorzystać. Niech mnie użyje jako narzędzia, które ma sprawić mu przyjemność i tyle.

Kilka minut po dwudziestej trzeciej postanawiam ruszyć się ze swojej bezpiecznej kryjówki. Jednak najpierw udaje się do łazienki. Zdejmuję koszulę
i rzucam ją na podłogę. Biorę szybki prysznic, a następnie rozważam co dalej? Nie założę piżamy, bo sypiam nago. Poza tym od zawsze uważałem, że w takim stroju prawdziwy facet wygląda głupio. Samuel jest tego idealnym przykładem. On zawsze jest szczelnie odziany. Nie pozostawia w ten sposób żadnego pola dla wyobraźni. Nikt się nim nie zainteresuje, jeśli będzie tak dalej postępować.

Wycieram włosy ręcznikiem, po czym spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Ze srebrnej tafli patrzy na mnie młody, postawny i umięśniony mężczyzna. Nieco orientalną urodę odziedziczyłem po ojcu. Obydwaj mamy ciemne, prawie czarne włosy oraz wyraziste, kobaltowe oczy. Jedyna różnica jest taka,
że staruszek nie nosi zarostu. Czasami on lub mama przebąkują, że broda i wąsy niezbyt mi pasują, lecz jestem innego zdania. Uważam, że dzięki temu prostemu zabiegowi wyglądam na starszego, a co za tym idzie, wzbudzam większy respekt. No i mogę dłużej pospać, bo nie tracę czasu na codzienne golenie. Moja skóra ma karmelowy odcień, który zawdzięczam niedawnym wakacjom. Wybrałem się ze znajomymi do Meksyku. To właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem głosy moich synów. Uśmiecham się do siebie, wspominając tamten moment. Tęsknię za dziećmi. Najwyższa pora, abym je odzyskał!

Nakładam na siebie szare dresy, których ściągacz „od niechcenia" układa się nisko na moich biodrach i tyle. Jestem gotowy na szaleństwo.

Boso przemierzam odległość dzielącą moją sypialnię od pokoju Samuela. Nie zapalam świateł, by nikt mnie nie widział. Za to pamiętam, by przekręcić zamek, gdy udaje mi się wślizgnąć do środka, niczym nocnemu złodziejowi.

Nie masz kraść, a uwodzić, idioto!

Naprostowany na właściwe tory, tak jak poprzednim razem, kładę się maksymalnie blisko chłopaka i przyciągam go do siebie. Omega nawet nie drgnął. Jego równy, spokojny oddech świadczy o tym, że pogrążony jest
w głębokim śnie.

Może by tak odejść i dać mu spokój?

I co, zaczekać do rana, aż się obudzi?

Nie kombinuj! Nie czujesz, jaki jest zimny? Zrób to, co miałeś zrobić i po krzyku!

WpadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz