Fane'owi woda sięgała do klatki, więc ja będę zapewne zanurzona pod samą brodę. Na samą myśl o tym, jak mało kontroli miałabym mieć, przechodziły mnie ciarki.
- Co ci tak zależy? - spytałam zaciekawiona, chcąc odwrócić i jego i swoją uwagę od wizji mnie w basenie.
- Mam potrzebę zrobienia dobrego uczynku - westchnął. Tego się nie spodziewałam, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Zaliczam ci go. Liczą się chęci i masz plusa za poświęcenie, że wszedłeś już do wody - oświadczyłam obiektywnie.
Szatyn patrzył na mnie z politowaniem, chociaż to on stał w wodzie, a ja na brzegu.
- Nie będę paradowała przed tobą w bieliźnie - wypunktowałam kolejny świetny powód, żeby się na to nie zgadzać.
- To załóż moją koszulkę - wskazał na kupkę jego ubrań leżącą przy moich stopach.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie masz już więcej argumentów - przerwał mi. - Wskakuj.
Milczałam dłuższą chwilę, bijąc się z własnymi myślami, ale chłopak wiedział już, że wygrał.
- Odwróć się - rozkazałam. - Muszę się przebrać.
Mina Reynolds'a wydawała się ukazywać niezadowolenie, ale najwidoczniej nie zamierzał dyskutować i posłusznie odwrócił się w wodzie.
Zdjęłam sweter, spodnie i stanik, po czym sięgnęłam po szarą koszulkę.
- Gotowa - mruknęłam.
Miałam na sobie teraz tylko T-shirt chłopaka i czarne majtki, jednak koszulka sięgająca mi prawie do połowy ud bez problemu je zasłaniała.
Fane zeskanował mnie wzrokiem od góry do dołu, a ja przewróciłam oczami. W końcu podeszłam do drabinki.
- Wejdź do wody.
Wahałam się i nie było mi już do śmiechu. Tym razem i chłopak zachował powagę, chyba widział, że to przeżywam.
Zanurzyłam się powoli w wodzi, aż ta sięgnęła mojej klatki. Cały czas trzymałam się drabinki, chcąc być jak najbliżej wyjścia.
- Widzisz, normalna sprawa - powiedział cicho. - Bardzo dobrze, a teraz puść się murka.
Pokręciłam przecząco głową. Nie było takiej szansy.
- Nie chcę - powiedziałam, jednocześnie puszczając się przecząc swoim słowom.
Zaczęłam narwowo machać rękami robiąc wokół nas zamieszanie. Oddech mi przyspieszył, a w oczach zebrały się łzy.
Fane chwycił mnie pod pachami i bez wysiłku uniósł do góry.
- Masz tutaj dno - powiedział, probując ukryć rozbawienie.
- Nie śmiej sie ze mnie - warknęłam.
Mokra koszulka przylgnęła do mojego ciała, przylegając do wszystkich krągłości. Jak na złość, wzrok Fane'a zatrzymał się na wysokości mojego biustu. Pożałowałam, że nie zostałam w staniku, ale nie chciałam go zmoczyć.
- Mogłem wziąć dzisiaj białą koszulkę - westchnął, a ja walnęłam go w ramię. Co za idiota.
- Złap się mnie - zaproponował, a ja spojrzałam się na niego, jakby mu rogi wyrosły. - No złap.
Moje wahanie musiało go bawić, ale nie czułam się wyśmiewana. Wręcz przeciwnie, ten wesoły i wyluzowany Fane rozładowywał w pewnym stopniu atmosferę.
CZYTASZ
blade
RomanceZachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie trudno skupić uwagę wszystkich na dumie miasteczka, a sprzyja to tym mieszkańcom, którzy o tą uwagę...
12. Dobry uczynek
Zacznij od początku