1 Moja agresja ma się dobrze pov: Hope

143 6 36
                                    

Czy w ciągu kilku miesięcy życie może się zmienić o 180 stopni? A może i 360?

Okazuje się, że tak.

Nawet moje.

Zwykłe. Nudne. Spokojne.

Czy to źle?...

Hmm...

Może zacznę od samego początku...

***

- Ja pierdole, tępy chuj! - wydarła się moja siostra na jakiegoś dzieciaka, który nieopatrznie zaplątał się jej pod nogami, gdy szła szkolnym korytarzem w stronę biblioteki - Patrz, gdzie leziesz, ofiaro losu! - dodała, a chłopak zwiał tak szybko, jakby co najmniej spotkał samego diabła.

Bo w zasadzie spotkał. Mojego prywatnego demona.

Holly.

Tę Holly.

Całe miasto ją znało. Niekoniecznie z dobrej strony.

Moją młodszą siostrę bliźniaczkę. Gwiazdę w rodzinie, szkole, a nawet w Anchorage - jej w udziale przypadły wszystkie talenty i umiejętności, ale myślę sobie, że to pewnie rekompensata za trudny poród (jednak te pół godziny różnicy w dacie naszych urodzin nie wzięło się znikąd).

Holly na początku była tą mniejszą i bardziej chorowitą córką, trochę później niż ja zaczęła chodzić i mówić, ale jak już zaczęła, to nie dało jej się zatrzymać. W przedszkolu wyrównałyśmy w poziomie naszych umiejętności i ogólnym rozwoju.

Od tamtego czasu jesteśmy praktycznie identyczne, gdyby ktoś nas nie znał, to miałby trudności ze wskazaniem, która jest która, a już na pewno nie byłby w stanie wskazać, która urodziła się jako ta mniejsza. Jak już wspomniałam Holly jest gwiazdą - nie dlatego, że wszyscy ją kochają, o nie...

Holly ma bardzo trudny charakter, jest uparta i bardzo zdeterminowana, jeśli postawi sobie jakiś cel, to nie ma mowy, żeby go nie osiągnęła. Zawsze wszystko jest tak, jak ona chce.

Może to trochę wina rodziców, gdyż od urodzenia chuchali na nią i dmuchali, gdyby mogli, złożyliby jej cały świat do stóp. Nie, żebym czuła się niekochana, o nie, rodzice byli wspaniali, ja sobie zawsze radziłam sama, a Holly potrzebowała więcej pomocy, co nie znaczy, że cały czas trzeba ją było wyręczać we wszystkim.

- Nic się nie stało. Nie strasz dzieci – upomniałam ją delikatnie i rozejrzałam się, czy nie było w okolicy nikogo, kto by ją nakręcał do głupot, bo byłaby zdolna pobiec za chłopakiem i jeszcze zrobić mu krzywdę.

- Nikogo nie straszę. Niech się nauczą chodzić, debile – westchnęła ze złością i z powrotem zajęła się swoim telefonem.

Pokręciłam głową i złapałam ją za ramię, zanim stratowała kolejną osobę.

- Jak nie patrzysz, gdzie idziesz, to możesz na kogoś wejść, wiesz? Sama zaczynasz, a potem wydzierasz się na niewinnych - chciałam dać jej do zrozumienia, że to nie inni na nią wpadają, tylko raczej ona na nich, ale olała mnie, jak zwykle.

- Chuj mnie to obchodzi, kto zaczął. Ważne, kto skończy – podniosła wzrok z komórki i rzuciła mi ironiczny uśmieszek – Ja. Zawsze kończę ja, a ten plebs ma się dostosować, bo jak nie, to ich zniszczę!

Pokręciłam głową z niezadowoleniem.

- Masz problemy z agresją...

- Gdzie tam, żadnych problemów! Moja agresja ma się dobrze – nie przestawała wrednie się uśmiechać.

Hope and Holly cz. 1  "Familia fortitudo mea" [16+]Where stories live. Discover now