-Nie, nie mogę odpuścić

Usłyszeliśmy ratowników których Will zawołał na piętro. Nawet ich wkroczenie nie odciągnęło mnie od siostry. Dwóch ratowników i lekarz przejęli ode mnie akcje a Will wziął mnie w róg pokoju

-Migotanie komór -powiedział ratownik

-Przyszykujcie  zestaw do intubacji

Chwile później lekarz zaintubował Hailie. Jej serce dalej nie zaczęło pracować a ja nie mogłem się uspokoić.

-Odsunąć się -powiedział któryś z nich- Defibrylacja

Ciało siostry lekko się podniosło. Nie chciałem na to patrzeć. Od wróciłem  głowę i napotkałem wzrok Willa. Patrzył się na mnie, nie do końca wiedząc co się dzieję.

-Dalej nic

-Jeszcze raz, zwiększ na 300 -usłyszałem

-Osunąć się -odwróciłem jeszcze bardziej głowę -Defibrylacja

-Dalej

-Zwiększ do 360

-Odsunąć się -dalej się modliłem-
Defibrylacja

-Wróciła

-Co z nią będzie? -zapytał Will

-Dowiecie się państwo w szpitalu od lekarza

-Prawdopodobnie wzięła te leki -powiedziałem i podałem im opakowanie

-Dziękujemy to może wiele pomóc

Ratownicy wzięłi Hailie do szpitala. Dalej nie umiałem się uspokoić. Will mimo że tak samo bardzo się martwił  był dużo spokojniejszy ode mnie. Podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie. Przytulił mnie tak mocno jakby chciał ochronić przed całym światem.

-Ej spokojnie tak? Będzie już tylko lepiej

-Ona nie może umrzeć rozumiesz? Nie może. Ona była jedyną osoba która mnie nie zostawiła.

-Ciiiii. Nie umrze uwierz mi. Chcesz jakieś leki na uspokojenie?

-Nie

-Dam ci a później od razu pojedziemy do szpitala okej?

Delikatnie pokiwałem głową. Mój brat chwilę później przyniósł mi tabletkę którą wypiłem. Nie wiem co on mi dał ale w ogóle nie zadziałały. Nie dziwiłem się jednak. Byłem zbyt roztrzęsiony. To było już dla mnie za dużo. Pierw Vince, Shane, Will i teraz Hailie. Will zaprowadził mnie do swojego pokoju i dał mi usiąść na łóżku. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale w końcu się uspokoiłem.

-Will jak chcesz możesz jechać do szpitala. Ja muszę pomyśleć.

-Nie zostawię cię samego. Poczekam z tobą tyle ile będziesz potrzebować.

-Idę na siłownię- powiedziałem -Nie idź za mną proszę

-Dobra ale co jakiś czas będę patrzyć co u ciebie.

Skierowałem się na siłownię. Musiałem się porządnie wyładować. To było jedyne co mnie interesowało.
Zacząłem od bieżni. Dawno nie ćwiczyłem lecz nie zamierzałem się oszczędzać. W pewnym momencie poczułem się strasznie słabo. Chyba nie do końca było to dobrym pomysłem, ale czułem się lepiej psychicznie. Oparłem się o ścianę ledwo utrzymując się na nogach. Will akurat wszedł na siłownię i momentalnie do mnie dobiegł.

-Tony co ci się stało?

-Słabo mi- powiedziałem i osunąłem się po ścianie. Później była już tylko ciemność.

POV:WILL:

Kurwa. Stracił przytomność. Dzisiaj się dużo stało i to pewnie z nerwów i przemęczenia. Powinienem przy nim cały czas być.

-Tony -poklepałem go po policzku - budzimy się.

Po chwili zaczął otwierać oczy, a ja odetchnąłem z ulgą.

-Słyszysz mnie? -zapytałem
-Tak, co się stało?

-Straciłeś przytomność, możesz wstać?

-Tak. Pojedziemy do szpitala?

-Możemy ale pod warunkiem że cały czas będziesz siedzieć.
-Mhm dobrze

POV:TONY:

W sali braci leżała już Hailie. Na szczęście nie była już zaintubowana tylko miała maskę z tlenem. Podszedłem do jej łóżka i przyklęknąłem  obok. Położyłem głowę na jej klatce piersiowej i po cichu zaczęłem płakać, tak aby nikt nie zauważył. Co chwile bezgłośnie  łkałem.

-Co tam się stało? -zapytał Vince

-Ja też nie wiem do końca -powiedział Will i spojrzał na mnie

Shane podniósł się z łóżka i powolnym krokiem podszedł do mnie. Przytulił mnie od tył.

-Możesz nam powiedzieć co tam się stało? -zapytał delikatnie

-Prawie przedawkowała. Znalazłem ją nieprzytomna bez pulsu. -odpowiedziałem cicho. Znów załkałem ale tym razem Shane to usłyszał

-Tony odpocznij trochę -odezwał się najstarszy brat

-Nie chce

-To usiądź przynajmniej -powiedział Dylan podając mi krzesło.

Usiadłem na nim, lecz dalej nie zmieniłem pozycji. Lekarz wszedł do sali i stanął nade mną.

-Proszę pana proszę się jeszcze położyć -zwrócił się do Shane'a który niechętnie wrócił do łóżka.

-To Pan zaczął resuscytację?

-Tak

-Uratował ją Pan. Dostarczył Pan tlen do mózgu i nie doszło do żadnych urazów neurologicznych. Najwcześniej jutro się obudzi.

-Dobrze

Lekarz wyszedł a ja zostałem sam z braćmi. Nawet nie wiem kiedy usnąłem, ale tylko przy nich mogłem sobie na to pozwolić bo czułem się bezpiecznie.








////////dziś trochę dłuższy. Sory za błędy ale mam nową aplikacje i nie mogę się jeszcze do niej przyzwyczaić.

 Wymyślona Historia Rodzina Monet „Wypadki" Where stories live. Discover now