7. Oferta nie do odrzucenia

Start from the beginning
                                    

Pomagałam kilku osobom z starszego rocznika, bo ich materiał już dawno przerobiłam. Należała do nich między innymi Ivy i jej dwie znajome z klasy, ale poza nimi nie było nikogo więcej.

Co innego osoby z mojego rocznika, którym regularnie tłumaczyłam coś nawet na przerwach. Jednak Reynolds skądś musiał wiedzieć, że i czwartoklasistom mogłabym pomóc, skoro powiedział mi to wprost na jarmarku zimowym po tym, jak próbowałam go spławić.

- Zamierzasz się zgodzić? - spytał. Wzrok miał skupiony na jakimś papierku, którym bawił się z nudów. Nic dziwnego, ruch był jeszcze mały.

- Za podwójną stawkę, może. Na razie mam inne rzeczy na głowie, jutro jedziemy z Mikey'em na kontrolę - odpowiedziałam, ale żeby nie rozwijać tematu, wstałam i weszłam na lód. - Idę się rozgrzać - machnęłam ręką na pożegnanie i ruszyłam przed siebie.

Poniedziałek:

Krzątałam się po kuchni, żeby jak najszybciej się ze wszystkim wyrobić. Musiałam zrobić sobie jedzenie na cały dzień i doadtkowe kanapki na podróź do Calgary. Przed wyjściem z domu chciałam również zajrzeć do Mike'a, bo opiekunka przyjdzie dopiero za pół godziny.

Do kuchni wszedł ciężkim krokiem ojciec, więc mimochodem rzuciłam na niego wzrokiem. Koszulę w paski miał jeszcze rozpiętą pod szyją i nie włożoną w spodnie, a na nogach kapcie. Podszedł do czajnika i nalał sobie wody, a następnie wstawił go na kuchence gazowej.

- Czego tak biegasz po tym domu? - rzucił zachrypniętym głosem. Jak zwykle pewnie wstał w ostatniej chwili.

- Pamiętasz, że masz dzisiaj wyjść wcześniej z pracy? - zignorowałam jego przytyk, który i tak nic nie wnosił do życia. Gdybym ja nie zrobiła niektórych rzeczy, to nie byłby one zrobione w ogóle.

- Mhm - mruknął i przetarł dłonią twarz.

- I że jedziemy z Mikey'em do lekarza na kontrolę?

- No przecież mówię - warknął, ale ja wolałam się upewnić.

- O 16.15 musimy być na miejscu, więc wyjedźmy o trzeciej - zarządziłam.

Ojciec nic nie odpowiedział, ale wizyta mojego brata u lekarza były chyba jedyną rzeczą, której tej człowiek był jako tako w stanie dopilnować.

Wpadłam jeszcze do swojego pokoju, żeby naszykować dokumentację medyczną. Książeczkę zdrowia miałam na wierzchu, ale jak na złość nie mogłam znaleźć ostatnich wyników badań.

- Cholera - warknęłam pod nosem. - Wszystko trzymam w jednej szufladzie, muszą gdzieś tu być.

Przejrzałam każdą kartkę po kolei, potem jeszcze raz. Zaczęłam przerzucać pozostałe papiery na biurku i komodzie, ale nic. Diabeł ogonem przykrył. Musiałam się pospieszyć, żeby wyrobić się do pracy, ale wiedziałam, że jeśli teraz nie naszykuje tych papierów, to potem nie będę miała czasu tego zrobić.

Zaczęłam się irytować, bo gubienie rzeczy nie leżało w mojej naturze, a już na pewno nie ważnych dokumentów. Spojrzałam na pozytywkę, która stała na komodzie, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. Kiedy je otworzyłam, zjechałam spojrzeniem na mały plik kartek pod pozytywką.

- Tu jesteście! - rzuciłam zadowolona.

Chwyciłam je jedną ręką i pociągnęłam, żeby wyciągnąć je spod metalowej pozytywki z łyżwiarką, która po nakręceniu  kręciła się wokół własnej osi. Nie przewidziałam jednak tego, jak ciężka była szkatułka.

bladeWhere stories live. Discover now