nie każdego możemy pokochać

597 42 4
                                    

• • •






Tamtego dnia Ezra miał pełne ręce roboty. Nie spodziewał się przybycia Cadisa, a tym bardziej nieznanego mu chłopca, który miał nad wyraz lekceważące podejście względem osoby tak wysoko postawionej w hierarchii. Pół demon przyrządzając kolejne eliksiry tryskał energią, która już od dawna tak nie rozpaliła go od środka. Trzymając w kieszonce szerokich zwiewnych spodni karteczkę pozostawioną przez czarodzieja był jeszcze mocniej podekscytowany i zamierzał jak najszybciej skomplikować życie Cadisa poszukując informacji o Rilanie z Neres. Mężczyzna miał przeczucie, że zdoła odnaleźć coś więcej niż adres zamieszkania.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Ciężkie, długie buty o grubych podeszwach przemierzyły pracownię Ezry, który nawet nie musiał spoglądać na osobę, która weszła do jego świątyni tak bezczelnie. Rzucił jedynie krótkie spojrzenie pod wpływem impulsu, ponieważ sam huk zwrócił jego uwagę i dostrzegł on wysokiego demona o długich, białych włosach.

Ezra nie przerywał pracy i za pomocą długiej pęsety dorzucił do fiolki łuskę rzadkiej rasy jaszczurki, przez co wywar zaczął zmieniać swój kolor na ciemny odcień fioletu. Tymczasem demon rozsiadł się na honorowym krześle za biurkiem, na którym ułożył swoje nogi przekładając jedną na drugą w okolicach kostek.

— Coś ty taki szczęśliwy? — rzucił białowłosy, który zobaczył uśmiech Ezry rozciągnięty na całej twarzy.

— Zawsze jestem szczęśliwy, gdy nie ma cię w pobliżu, Azazelu — czarnowłosy zaakcentował od niechcenia imię demona. — Miałem dziś przepiękną klientkę! Elfica z krwi i kości! — zaczął zmyślać, aby poddenerwować stałego klienta, któremu w głowie była tylko wojna z czarodziejami z Zachodu.

Tamtejsi czarodzieje nie posiadali takiej mocy jak ci z Vesos. Byli dopiero uczniami, którzy jak się okazało, trenowali swoją magię na porywanych przez społeczeństwo demonach. Azazel nie mogąc zignorować krnąbrnych uczniów i przyszłych reprezentantów swej rasy postanowił walczyć na własną rękę ignorując słowa swego pana Lucyfera. Rozpoczął samotną walkę ukrywając swą tożsamość i rasę, aby nie wywołać międzynarodowego i międzyrasowego konfliktu. Był sam jak palec, dlatego nie obyło się bez poważnych ran. Choć teraz siedział dostojnie i pełen wyższości za biurkiem tak naprawdę pod obcisłym strojem okrytym ciemno-srebrną peleryną ukrywał mnóstwo blizn. Ezra o nich wiedział, bo to on własnoręcznie opatrywał jego rany zadane magią, ostrzami, strzałami i różnego rodzaju bronią. Pół demon wielokrotnie karcił klienta i zarówno pacjenta, ale nie przynosiło to żadnych skutków, a tylko częstsze wizyty.

— Ah tak — burknął Azazel, a Ezra wreszcie spojrzał na demona.

Jego długie, chude nogi uwięzione w obcisłym materiale od początku przykuły jego uwagę i wzrokiem powędrował wyżej spoglądając posępną miną na twarz demona.

— Czego?

— Potrzebuję kilku eliksirów — Azazel rzucił w kierunku handlarza kulkę kartki, na której zapisane były potrzebne rzeczy.

Ezra rzucił okiem. Była to długa lista.

— Nie spłacisz tego za najbliższe pięćdziesiąt lat. Masz u mnie dług i wciąż prosisz o więcej?

— Nigdy cię o nic nie prosiłem. Myślisz pojęcia.

— Może gdybyś to zrobił to bym się chociaż zastanowił.

— Po moim trupie.

— Mało ci brakuje. Łatałem twoje ciało niejednokrotnie. Już brakuje miejsca na szwy.

Wampir&Czarodziej (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz