Rozdział trzeci

15 2 4
                                    

Madison

Następne parę tygodni wdrażałam się w pracę w firmie. Starałam się dopytywać o wszystko. Nie lubiłam tego uczucia które mi towarzyszyło, kiedy się czegoś uczyłam. Chciałam być najlepsza we wszystkim, co robię już po pierwszej próbie. Takie zachowania towarzyszyły mi już od dziecka. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z tatą, co tydzień znajdowałam nowe hobby. Jeżeli mi nie szło, szybko przechodziłam do kolejnego i tak w kółko. Myślę, że jedyną rzeczą, której nie porzuciłam po paru dniach była gra na pianinie. Mimo ciężkich początków byłam bardzo zdeterminowana, by opanować to do perfekcji. Kiedy moi rodzice się rozwiedli przestałam grać. Nie dlatego, że źle mi się to hobby kojarzyło. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem, kiedy z parteru naszego przepięknego domu dochodziły odgłosy kłótni, ja zamykałam się w swoim pokoju i grałam. Grałam, póki nie bolały mnie palce, a zmęczenie sprawiało, że myliłam nuty. Kochałam to, jednak po przeprowadzce nie było nas stać na kupno pianina. Poza tym w naszym małym domku w Meadow City nie było na nie miejsca. Potem noszona chęcią pomocy mamie zatraciłam się w pracy, przez którą nigdy na nic nie miałam czasu. Czasami na długich przerwach w szkole zamiast iść na lunch chowałam się w sali muzycznej i siadałam do fortepianu, który się tam znajdował. Siedziałam i patrzyłam na klawisze przypominając sobie, jak świetne jest to uczucie, ale nigdy nie odważyłam się zagrać. W mojej głowie zawsze wybrzmiewało jedno zdanie.

"Skup się na pracy, a nie tych bzdurach."

Tak więc teraz siedziałam przy pianinie znajdującym się w moim mieszkaniu. Było tu, kiedy zaczęłam je wynajmować i za każdym razem, kiedy na nie patrzyłam obiecywałam sobie, że jutro zagram. Nigdy się tak natomiast nie działo. Nie było na to czasu. Patrzyłam się na klawisze i powoli wyciągnęłam ku nim ręce z zamiarem zagrania krótkiej melodii. Wzięłam głęboki wdech i kiedy ułożyłam ręce na instrumencie zadzwonił mój budzik, który głośno poinformował mnie, że pora wyjść do pracy.

***

Wjeżdżałam na ostatnie piętro windą. Spojrzałam na telefon w moim ręku. Widniały na nim powiadomienia o dwóch nieodebranych połączeniach od mojej mamy oraz jedno od mojego brata. Westchnęłam i zablokowałam urządzenie. Nie miałam siły na wyjaśnianie im, dlaczego zmieniłam pracę. Wiązało się to z nieskończonymi pytaniami, na które nie chciałam odpowiadać. Muzyka w windzie ustąpiła krótkiemu dzwonku informującym o końcu mojej podróży. Drzwi otworzyły się, a ja wychodząc z windy zderzyłam się z twardym męskim torsem. Spojrzałam w górę i oczywiście tors należał do nikogo innego, jak do Gabriela Walton'a. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak po chwili jego mina rozjaśniła się w zrozumieniu.

– Tak myślałem, że zapomniałem ci o czymś powiedzieć pierwszego dnia. – Powiedział uśmiechając się. – Wybacz mi, droga Madison. – Wszedł do windy i spojrzał na mnie ponaglającym wzrokiem. Ja również, więc weszłam do małego pomieszczenia, a jego drzwi zamknęły się za mną. – Pozwól, że rozjaśnię ci sytuację. – Zaczął widząc moje zmieszanie. Nie wiem czemu, ale powoli zaczynałam się stresować. – Widzisz zapomniałem ci wspomnieć, że kiedy ja mam wolne, to ty również.

– Naprawdę? – Zapytałam stając obok niego.

– No, tak. W końcu jesteś moją asystentką, prawda? – Uniósł brwi w rozbawieniu. – Przepraszam cię, że musiałaś się tutaj dzisiaj fatygować. Kompletnie wyleciało mi z głowy, żeby ci o tym powiedzieć. – Przeczesał swoje czarne włosy palcami.

– Czekaj, skoro masz wolne to, co tutaj robisz? – Zapytałam, a on uniósł na wysokość moich oczu teczkę.

– Musiałem zabrać kilka papierów do przejrzenia w domu. Na szczęście, bo znając tych kretynów to nawet słowem by nie pisnęli, że możesz iść do domu bo mnie nie ma i masz wolne.

Daffodil (Dylogia Flowers #1)Where stories live. Discover now