W dodatku ten ktoś został wykryty, jeszcze nie zdemaskowany, ale to była przecież kwestia czasu. Może kilku dniu, ewentualnie tygodni. Isabella współczuła tej osobie, teraz musiała uważać na wszystko, co robi. I przede wszystkim na to, co mówi. Słowa niekiedy były niebezpieczniejsze niż czyny.

To wszystko było takie dziwne.

— Wiesz, kto to? — zapytała, czując narastające napięcie.

— Nie — oznajmił, potrząsając głową.

Domyślał się, kim może być owy szpieg, lecz wolał się najpierw upewnić. Niepewne informacje wywołałyby niepotrzebny chaos, który i tak narastał już od dawna.

W dodatku sam musiał być ostrożny. Nikt nie podejrzewał go o niezadowolenie z powodu wkroczenia w kręgi Śmierciożerców, ale i tak miał się na baczności. Nie brakowało chętnych do donoszenia na innych także wśród popleczników Czarnego Pana.

— Powiesz mi, jeżeli będziesz wiedział? — poprosiła, wpatrując się w niego z nadzieją w oczach.

— Tak — przytaknął, po czym delikatnie uniósł jeden kącik ust. — I tak pewnie będziecie roztrząsać tę sprawę przy następnym spotkaniu.

Krukonka czuła, że jej szczęka zaraz dotknie podłogi. Znalazła drugi sens słów czarnowłosego, który posyłał jej właśnie wymowne spojrzenie.

Zakon Feniksa nigdy nawet nie przewinął się przez ich rozmowę. Isabella omijała ten temat za każdym razem, rozmyślnie przekierowując temat na inne tory, kiedy choćby minimalnie się do niego zbliżali.

Zatem, na brodę Merlina, dlaczego on o tym wiedział.

— Jak ty... Skąd? — zapytała, przeciągając niektóre litery. — Przecież nigdy o tym nie wspominałam.

Izzy widziała jego delikatne rozbawienie, które starał się ukryć, jednak na darmo.

Oczywiście wiedziała, że ich nie wyda. Tym się kompletnie nie przejmowała. Po prostu ta świadomość, że ślizgon doszedł do tego sam, była wszak imponująca.

Ale wzbudzała też lekki niepokój, że ktoś niepożądany mógł dojść do tego samego wniosku.

— Och, Anderson. Wystarczy cię dobrze słuchać i już wszystko wiadomo — wyjaśnił, wygładzając rękaw swojej szaty.

— Wróciliśmy do mówienia po nazwisku, Black?

— A czy kiedyś od tego odeszliśmy, Bella?

— Oczywiście, że nie, Reg.

— Zatem doskonale.

— Dokładnie tak. — Uśmiechnęła się rozbawiona. — Dziękuję za tę informację — dodała już poważniej, po czym oboje rozeszli się w swoje strony, wymieniając się jeszcze jednym smutnym spojrzeniem.

Ta poranna rozmowa krążyła jej po głowie na każdej lekcji, przez co nie wiedziała kompletnie, co się na nich działo. Ale to było ważniejsze od zajęć. Losy wojny mogły się zaważyć w ciągu najbliższych dni. Miała tylko nadzieję, że szala zwycięstwa wreszcie przechyli się na ich stronę...

W każdym razie Starożytne Runy minęły jej w zaskakująco szybkim tempie. Była to jej ostatnia godzina, więc od razu po jej zakończeniu przeniosła się do wieży Ravenclawu, a konkretniej do pokoju wspólnego, gdyż tam właśnie natknęła się na Mel, siedzącą przy jednym z białych stoliczków, otoczoną stertami książek.

— Cześć. — Opadła zmęczona na miejsce naprzeciwko przyjaciółki, rzucając torbę pod nogi.

— No witam, witam — przywitała się tamta, unosząc wzrok znad swoich notatek. — Aż tak cię znudzili ludzie na tych Runach, że dotarłaś tu w... — Spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku. — ...ciągu ośmiu minut? Masz niezłą formę, Izzy. Nie rozumiem, czemu tak bardzo nie chcesz grać w naszej drużynie quidditcha.

Fallen Dignity | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz