Rozdział 14 - Ciasto

219 20 9
                                    

Dość mocno zestresowany, późnym wieczorem wszedłem na luksusowe osiedle pięknych bloków, w których mieszkania pewnie kosztowały tyle ile ziemia i dom na pierwszej lepszej wsi. Pojmowałem, dlaczego ludzie pchali się do takich ciasnych powierzchni. Nie musieli się niczym przejmować od wszystkiego był jakiś pracownik, który w mig potrafił naprawić każdą usterkę. W domu samemu trzeba było o wszystko dbać, ale jednak był jakiś ten komfort, że nie było tych wścibskich uszu sąsiadów.

Przez kilka lat studiów mieszkałem w bloku z wielkiej płyty i siedząc na kiblu słyszałem każde słowo, które sąsiadka mówiła do męża. Dość ciężko było mi się przestawić z domowego myślenia na to blokowe. Dlatego z Anią jednym z marzeń jakie dzieliliśmy to nieduży domek otoczony naturą, ale wiadomo że na stare lata, ponieważ karierę najłatwiej było robić w dużych miastach.

Wszedłem do odpowiedniej klatki i chciałem zadzwonić domofonem, ale okazało się, że żadnego nie było. Otworzyłem więc drzwi i pierwsze co zobaczyłem do ogromy hol wyglądający trochę jak poczekalnia w luksusowym hotelu. Przy recepcji siedział ochroniarz w średnim wieku i łypał na mnie wzrokiem. Nie chcąc konfliktów podszedłem do niego grzecznie i wyjaśniłem powód mojej wizyty. Musiałem wpisać się na jakąś tam listę, a następnie podano mi kartę gościa, na której było już wczytane piętro, na którym winda powinna się zatrzymać. Nie sądziłem, że na naszym wypizdowie są aż tak eleganckie osiedla. Z drugiej jednak strony ci wszyscy bogaci ludzie lubili się kryć w takich niepozornych mieścinach, w szczególności kiedy mieli coś za uszami.

- Jesteś bardzo punktualny.

Nie powiem, że nie byłem zaskoczony takim wyglądem Michała, choć chyba byłby szalony jakby nawet we własnych czterech ścianach nosił trzyczęściowy garnitur. W zwykłej, białej koszulce z krótkim rękawem oraz luźnych, czarnych dresach wyglądał bardzo młodo. Lekko rozczochrane czarne włosy jakby dopiero wstał z łóżka nawet mu pasowały, choć ciężko będzie się przyzwyczaić do tego widoku. Wydawał się też bardziej spokojny i niegroźny, ale wiedziałem, że to tylko złudna otoczka, a ten człowiek spokojnie mógłby mnie po raz kolejny wysłać do szpitala tylko tym razem na sale operacyjną.

- Po prostu chcę wiedzieć czego ode mnie chcesz i szybko się stąd zmywać.

- Niestety to nie będzie takie szybkie, choć też dużo będzie zależało od ciebie . Zapraszam dalej. Nie gryzę.

- Nie, ale wysyłasz ludzi do szpitala - mruknąłem rozglądając się po wnętrzu mieszkania.

Było tutaj dość pusto. Wszędzie walały się jakieś nierozpakowane kartony. Meble, których było dość niewiele były po prostu ustawione jakby ktoś je wniósł, walnął byle gdzie i wyszedł. Białe ściany: puste bez żadnych zdjęć, ani obrazów. Wszystko wydawało się tutaj niezwykle smutne, ale to może moja wina, że tak myślałem. U mnie w domu było wszystkiego tak pełno, że czasami nie było jak się ruszyć. Dodatkowo na każdej niemalże półce stało jakieś zdjęcie, a na ścianach były taty dyplomy ukończenia jakiś kursów, moje dyplomy jeszcze za czasów dzieciaka jak brałem udział w konkursach typu "Ile wiesz o własnym mieście".

- Możesz być spokojny, że dzisiaj nic takiego się nie wydarzy.

- Czyli nie potrzebnie wziąłem gaz pieprzowy. Powiedz, dopiero wprowadziłeś się do tego mieszkania?

- Nie, mam je chyba od roku - powiedział prowadząc mnie do w miarę przestronnej kuchni jak na blokowe warunki. Jednak apartamenty bogaczy rządziły się własnymi prawami. Byłem pod wrażeniem tych nowoczesnych sprzętów, które wyglądały jakby dopiero zostały odebrane ze sklepy.

- To coś ci się nie śpieszy z wypakowaniem rzeczy.

- I tak zazwyczaj tu tylko śpię - wzruszył ramionami, a na jego ustach pojawił się dziwny uśmiech. A może taki się wydawał, ponieważ w domowych warunkach Michał nie posiadał tej morderczej aury, choć dalej nie mogłem spuścić gardy. Po prostu wzrok przeniosłem na tatuaże aniołów. Dalej były tak samo piękne jak przy ich pierwszym zobaczeniu - Przejdźmy jednak do konkretów.

Kawiarnia (bxb)Where stories live. Discover now