Rozdział 3 - Groźba

231 22 6
                                    

Weekend majowy powinien tłumnie uderzyć w drzwi kawiarni. Większość ludzi miała wtedy wolne, więc i czas na odrobinę przyjemności. Pech się mnie jednak dalej trzymał, ponieważ w naszej małej mieścince niewielu mieszkańców pozostawało na ten czas, a ci którzy nigdzie nie wyjeżdżali postanawiali cieszyć się chwilą u konkurencji. W taki sposób skończyłem siedząc przy jednym ze stolików, grając w Sudoku, aby choć trochę wysilić szare komórki. 

Dodatkowo tata, który miał wyjść na ten czas ze szpitala musiał w nim pozostać. Coś się zadziało czego nie potrafiłem zrozumieć z lekarskiego żargonu i woleli potrzymać go na obserwacji jeszcze przez jakiś czas. Zmartwiło mnie to, więc choć chciałem sobie zrobić króciutkie wolne i pojechać do Ani to nie mogłem zostawić jego oraz interesu. Moja dziewczyna znowu też nie chciała się ruszać z miejsca, ponieważ książki, z których korzystała były dostępne wyłącznie na miejscu. Ponadto klub studencki, do którego należała razem z uczelnią organizował piknik dla potencjalnych kandydatów na studia.

- Gdzie są podpowiedzi w tej cholernej grze? - mruknąłem, kiedy utknąłem na jednym poziomie. Zanim udało mi się jednak rozwiązać tę zagadkę do kawiarni weszło trzech mężczyzn. Od razu wstałem z miejsca, ponieważ nie chciałem wyglądać nieprofesjonalnie. Coś mi jednak nie przypasowało w nich. Jeden najniższy z tego towarzystwa zamknął zamek u góry przy drzwiach, który wystarczyło przekręcić. Drugi pozbawiony górnego owłosienia zajął się opuszczaniem rolet w oknach coraz mocniej odcinając nas od światła dziennego - Co wy kurwa robicie?

Zanim udało mi się do nich dojść poczułem silny ból w brzuchu. Zaszokowany spojrzałem w dół, aby zobaczyć pięść, która po chwili się od niego oderwała. Krzyknąłem i opadłem na kolana. Dławił mnie ból, którego do tej pory nie doświadczyłem i nawet nie potrafiłem opisać. Spojrzałem w górę na oprawcę. Nie wierzyłem w to co widziałem, ponieważ przypadki nigdy nie chodziły po ludziach. Nie istniało coś takiego jak losowe spotkanie. A jednak stałem oko w oko z mężczyzną, którego napotkałem przed szpitalnymi drzwiami. Zielone oczy były tak chłodne jak je zapamiętałem, włosy ułożone, choć parę pasm się wyrywało, trzyczęściowy garnitur był nienagannie ułożony na dobrze zbudowanej sylwetce mężczyzny.

- Co tu się odpierdala? - spytałem chcąc wstać, ale dwóch oprychów wyglądających jak ochroniarze zacisnęło po obu stronach moich ramion dłonie. Czułem się jakby ktoś uwięził mnie w imadle.

- Spotkaliśmy się już - powiedział wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Tym razem miał zapalniczkę i po chwili było czuć smród tej używki.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - odparłem przez zaciśnięte zęby. Działałem jak na jakimś autopilocie, adrenalina buzowała w mojej krwi. Jedyne o czym potrafiłem myśleć to przeżycie i dowiedzenie się co tu się wydarzyło.

- Wydaje mi się, że nie jesteś teraz w pozycji do zadawania pytań, kundlu - powiedział kucając przede mną. Posłał chmurę dymu w moją stronę i od razu zacząłem kasłać, a do oczu wróciły łzy - Jesteś bardzo podobny do ojca. Nawet to macie takie samo.

Wskazał palcem na mój pieprzyk znajdujący się na policzku. Mierzyłem go wzrokiem, żeby w każdym momencie być gotowym na to co nadejdzie i widziałem - pięść zmierzającą w moją stronę. Chciałem się osłonić, ale silne dłonie goryli tego mężczyzny dalej trzymały mnie w garści. Ból na policzku był porównywalny z tym wymierzonym w brzuch. Przez dosłownie sekundę czułem się jakby moje oczy zaszły ciemnością i straciłem kontakt ze światem. Było to jednak krótkie, ponieważ pieczenie w miejscu uderzenia cały czas mrowiło przywołując mnie do żywych - jeszcze żywych.

- Czego kurwa ode mnie chcesz? - spytałem jednocześnie wściekły, zrezygnowany i przerażony. 

Zmęczone od klęczenia nogi drżały, ręce również, ale z zupełnie innego powodu. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Widziałem je jedynie na filmach, ale to co działo się na ekranie niewiele miało wspólnego z rzeczywistością, przynajmniej do tej pory w to wierzyłem. Napaść w środku dnia, jednak się wydarzyła i w żaden sposób nie byłem na to gotowy. Mogłem jedynie w duchu modlić się, że wyjdę z tego cało.

Kawiarnia (bxb)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora