Marzę o tym, żeby cię poznać, ale nie mogę

101 8 0
                                    

Stałam przed lustrem w przedpokoju, próbując dokonać ostatnich poprawek w moim wyglądzie. Długie włosy w delikatnym odcieniu różu postanowiłam zostawić nieupięte i luźnymi falami spływały na plecy. Nie chciałam wyglądać zbyt elegancko, więc zdecydowałam się na czarne jeansy z wysokim stanem oraz body w tym samym kolorze. Z szafy wygrzebałam wysokie szpilki, które kupiłam dwa tygodnie temu, kiedy wybrałam się na szybką wycieczkę do Katowic.

Dziś wieczorem mieliśmy spotkać się na imprezie urodzinowej dwóch chłopaków ze sztabu, w jednej z restauracji w Żorach. Dokładnie trzy tygodnie zajęło mi wkupienie się w łaski całej drużyny oraz przekonanie ich, że potrafię dobrze wykonywać swoją robotę i do nikogo nie mam zamiaru robić maślanych oczu. Od kilku lat miałam w swoim życiu jeden cel – zostać profesjonalistką godną tego, by ojciec wybrał mnie na dyrektora generalnego w jednym z oddziałów firmy.

Między innymi właśnie z tego powodu znalazłam się w Jastrzębiu. Przecież dotychczasowy marketingowiec doskonale sobie radził. Nie było na niego żadnych skarg, dostał nawet ostatnio podwyżkę. Należało mu się za prawidłowe wykonywanie swojej pracy. Maksymilian Wilk stwierdził jednak, że jeśli mam takie ambicje, by zostać w Polsce i poprowadzić ku dalszemu rozwojowi jego firmę, to powinnam zacząć od podstaw. Miałam spędzić jeden sezon w PlusLidze, skoro posiadałam jakieś tam doświadczenie we współpracy ze sportowcami. Jeśli w tym czasie uda mi się zbudować porządną renomę własnego imienia – będę jedną z jego głównych kandydatek na stanowisko dyrektora generalnego. To i tak wiele. W końcu w firmie Wilka nie uznawało się nepotyzmu. Mogłam być jego córką, ale na odpowiednią pozycję powinnam zapracować sama.

Po trzech tygodniach więc udało mi się osiągnąć chociaż tyle, że nikt nie patrzył już na mnie, jak na potencjalną przeszkodę. W czymkolwiek. W prawdzie trener z prezesem trochę krzywo patrzyli na moją relację z Norbertem, ale gdyby nie on, to pewnie już dawno bym się poddała.

A przecież ja nigdy się nie poddaję!

– Wsiadaj mała! – Zarządził wyżej wymieniony siatkarz, podjeżdżając pod mój blok, pod którym tkwiłam od dobrych dziesięciu minut i marzłam na listopadowym powietrzu. Punktualność była dla niego pojęciem mocno względnym.

– Spadaj gówniarzu – odpowiedziałam uprzejmie, moszcząc się wygodnie na podgrzewanym siedzeniu pasażera. – Wzrost o niczym nie świadczy, ale wiek już tak, więc nie pozwalaj sobie.

– Wzrost świadczy o tym, że w dzieciństwie piłaś zdecydowanie za mało mleka.

Przewróciłam oczami. Taka właśnie była nasza relacja – był dla mnie prawie jak młodszy brat. Znaliśmy się od dawna, łączyło nas kilka lat wspólnej historii. Poza tym to on był tym, który zainicjował to całe odświeżanie znajomości. Jeśli o mnie chodzi, to poza spędzaniem czasu w pracy, zdecydowanie nie miałam nic przeciwko zaszyciu się w mieszkaniu na kanapie z paczką chipsów i oglądaniu jakiegoś dobrego filmu. Ewentualnie z kubkiem gorącej czekolady oraz dobrą książką. Zamiast tego byłam co jakiś czas zmuszana do spędzania wieczorów we wspólnym towarzystwie, robienia wspólnych zakupów w pobliskim supermarkecie, a nawet trzykrotnie wyciągnął mnie na spacer.

Restauracja była przyjemnym lokalem, utrzymanym we włoskim klimacie. Moje nozdrza chwilę po wejściu do środka wypełnił zapach przepysznego jedzenia. Żołądek skręcił się boleśnie, wydając z siebie głośny pomruk. Norbert spojrzał na mnie, unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. No nie zdążyłam zjeść dzisiaj obiadu, a na śniadanie wciągnęłam tylko jogurt. Całe szczęście stół jubilatów został zastawiony już pysznie wyglądającymi makaronami, półmiskami z sałatką, a kelnerzy podawali właśnie typowo włoską pizzę.

– Spóźnianie się już dawno wyszło z mody – rzucił ponad stołem Kuba Popiwczak, dolewając białego wina swojej partnerce.

– Mój szofer się spóźnił, a ja zmarzłam.

– Oj przestań już marudzić – jęknął Norbert, odsuwając po dżentelmeńsku krzesło, na którym miałam najwyraźniej usiąść. – Korki były.

– Korki – prychnął Tomek Fornal, rozsiadając się wygodniej na swoim miejscu. – W Żorach. Stary, następnym razem chociaż popracuj nad bardziej oryginalną wymówką.

Byłam tak głodna, że niemal natychmiast przestałam ich wszystkich słuchać i zabrałam się do jedzenia. Makaron z krewetkami, bruschetta z pomidorami, dwa kawałki pizzy. Całości dopełniałam półsłodkim, białym winem. Skoro miałam tego wieczora swojego szofera, to lampkę czy dwie przecież mogłam wypić. Na darmo alkoholu na stole przecież nie stawiali.

– Gdyby ktoś organizował w najbliższym czasie zbiórkę charytatywną dla głodujących, to połowę tego oddajcie naszej koleżance – zaśmiał się statystyk naszej drużyny. W ramach wdzięczności za jego dobroduszność, jakimś cudem powstrzymałam się od pokazania języka. Właściwie, to powstrzymała mnie od tego buzia pełna tego pysznego jedzenia.

– Marcela, rozwiązałem zagadkę. – Ryan Sclater, atakujący jastrzębskiej drużyny, nachylił się konspiracyjnie w moją stronę mimo, że siedział tuż obok mnie. – Ty po prostu wolisz dziewczyny.

O mały włos nie zakrztusiłam się winem, co uczynił Norbert z Fornalem ze swoimi napojami. Najwidoczniej szept Kanadyjczyka nie był na tyle cichy, jak mi się wydawało. Albo po prostu ta dwójka uwielbiała bawić się w gumowe ucho.

– Jezusie przenajświętszy, Ryan! – Podałam serwetkę Huberowi, by nieco ogarnął resztki swojej godności. – Skąd ty żeś wytrzasnął taką teorię?

– Każda laska leci na mój francuski – stwierdził z rozbrajającą szczerością.

– Ja nie jestem każda laska – zauważyłam, nadziewając na widelec ostatnią krewetkę i machając nią w stronę siatkarza. – En plus, je connais le français aussi bien que vous *– dodałam po francusku.

Do tej pory jeszcze tylko dwie osoby znały moją historię, albo chociaż jej część. Byli to prezes z Norbertem. W ciągu ostatnich trzech tygodni nie widziałam powodu, by dzielić się tym z pozostałą częścią ekipy. Byłam tylko ich koleżanką z pracy. Na co dzień porozumiewaliśmy się po polsku lub angielsku.

– Jednak czymś nas zaskoczyłaś. – Ryan podrapał się po głowie. –Więc co jeszcze ukrywasz, panno Wilk?

Zastanowiłam się krótką chwilę. Prócz znajomości trzech języków oraz bycia doskonałą w swojej pracy – nie mogłam ich już niczym zaskoczyć. Właściwie prowadziłam dość nudne życie, jeśli spojrzeć na to z perspektywy kogoś zupełnie obcego. Praca, dom, praca, dom. Czasem, a nawet bardzo często, praca w domu. Nie lubiłam chodzić na siłownię, ale kiedy nie mogłam spać, to z samego rana wychodziłam pobiegać kilka kilometrów.

– Skończyłam studia na Uniwersytecie Brown, przez siedemnaście lat mieszkałam w Kanadzie i urodziłam się w piątek trzynastego – wyrzuciłam z siebie w nadziei, że chociaż jedna z tych informacji okaże się dla słuchających ciekawa. Mimo wszystko nie chciałam uchodzić za straszną nudziarę.

Reszta kolacji przebiegała w luźnej, spokojnej atmosferze. Gdzieś po czwartym kieliszku wina (tak, wiem, miały być tylko dwa) stwierdziłam, że chyba jeszcze nigdy nie spędziłam tak miłego wieczoru w towarzystwie znajomych od kiedy skończyłam studia. W pracy nikt mnie nie zapraszał na świętowanie w węższym gronie. Wszyscy wiedzieli, że jestem córką Wilka i nie chcieli podpaść szefowi. Chodziłam więc tylko na oficjalne bankiety oraz kolacje, które były organizowane przez firmę.

– Chyba czas się zbierać – oznajmił Norbert, powoli podnosząc się z miejsca. – Zaraz zamykają lokal.

– Lepiej chodźmy do klubu – zarządził ktoś w tłumie, na co część osób przystała z entuzjazmem.

– Taaaak! Chodźmy do klubu!

Podskakiwałam w miejscu, jak mała dziewczynka. Norbert posłał mi mocno sceptyczne spojrzenie. Posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech. Skoro już i tak byłam lekko wstawiona, to dlaczego nie mogłam się zabawić? Tak wolna oraz beztroska czułam się ostatni raz jakieś pięć lat temu.

– Oj chyba ktoś będzie tego żałować.


* Poza tym znam język francuski równie dobrze, co ty.

don't let me love you [ff - Norbert Huber]Where stories live. Discover now