Kwiaty miażdżone pod moimi stopami nie mają dla mnie znaczenia

121 9 0
                                    

Siedziałam na kanapie w salonie, próbując nadgonić nieco robotę. Cały stolik kawowy przykrywała sterta papierów, a na laptopie otwarte miałam okno z wideokonferencją naszej kanadyjskiej siedziby. Od dobrych dwudziestu minut dyrektor do spraw finansowych spierał się o coś, tym od marketingu, ale nie byłam w stanie skupić się na ich słowach. Całe szczęście ojciec również połączył się biura w Warszawie. Liczyłam na jego zdolność zachowania skupienia, chociaż mówiąc szczerze wyglądał na równie zainteresowanego zaistniałym sporem, co ja.

Nie od dzisiaj znany był problem pomiędzy tymi dwoma działami. Niestety obaj dyrektorzy byli w swojej robocie niezastąpieni, więc te spięcia podczas naszych cotygodniowych spotkań nie były niczym nadzwyczajnym. Właściwie to nawet pomagały one dojść do porozumienia w wielu kwestiach; pozwalały nam na wypracowanie złotego środka, który zadowalał zarówno dział finansowy, jak i dział marketingu.

Tego poranka jednak moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Przygryzając długopis, obserwowałam przez otwarte drzwi do sypialni mężczyznę, który spał smacznie w moim łóżku. Na samo wspomnienie ostatniej nocy moje policzki oblewały się rumieńcem. Dzięki Bogu, że kamerki w laptopie nie mają wysokiej rozdzielczości, bo Patricia – nasza najlepsza prawniczka w firmie, a moja osobista przyjaciółką w Kanadzie – na bank by zauważyłam, że coś jest nie tak. A ona uwielbiałam wbijać mi delikatne szpileczki i nie omieszkałaby zapytać przy wszystkich, czy przypadkiem nie jestem chora skoro się tak rumienię. Jako, że słaby ze mnie kłamca w takich sytuacjach, pewnie pogrążyłabym samą siebie i wyznała wszystkim, że przespałam się z najlepszym przyjacielem mojego brata.

A skoro już młodszy z Wilków został wywołany do tablicy, to wcale nie zaskoczył mnie fakt, że wybrał właśnie ten moment na wykonanie połączenia przez FaceTime. Rzecz jasna nie było nawet opcji, bym teraz mogła z nim rozmawiać. Na kanapie dalej leżały rozwalone ubrania Norberta, na brzegu stolika stały dwa kieliszki po winie, a ten mały skurczybyk jest niestety zbyt bystry i szybko doda sobie dwa do dwóch. A ja? Nie byłam jeszcze gotowa by oznajmić całemu światu, że przespałam się z siatkarzem. W dodatku młodszym ode mnie. Zbyłam więc Marcela krótką wiadomością, że trwa właśnie cotygodniowa narada i oddzwonię, kiedy będę mieć chwilę.

W takim razie otwórz drzwi – odpisał po krótkiej chwili, a ja zamarłam. Przecież Marcel zabukował lot tuż przed świętami. Nie było opcji, żeby zjawił się niezapowiedziany, prawda?

Otworzysz, czy nie?

Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że zerwałam się z miejsca z cichym piskiem. Członkowie wideokonferencji skupili teraz na mnie swoją uwagę. Przeprosiłam ich grzecznie za to nagłe zachowanie.

– Czy możecie dokończyć beze mnie? – Zapytałam, próbując zignorować kolejne wiadomości od brata i dalsze pukanie do drzwi. – Muszę pilnie coś załatwić.

Spojrzałam na okienko, w którym znajdował się prezes Wilk. Przez krótką chwilę marszczył swoje ciemne, gęste brwi, aby w końcu machnąć ręką na znak, że jestem zwolniona z dalszej części spotkania. Zdążyłam się tylko rozłączyć i odstawić laptopa na stolik, kiedy tuż przed moimi oczami przemknął zaspany Norbert.

– Rany, Marcela, nie słyszysz, że ktoś się dobija?

Dalej wszystko działo się jakby ktoś włączył przycisk slow motion. Norbert odziany jedynie w same spodnie dresowe postanowił zostać przykładnym panem domu i wpuścić gościa do środka. Widziałam, jak szeroki uśmiech na ustach mojego brata znika. Miałam dosłownie trzydzieści sekund na stworzenie jakiejkolwiek wymówki, zanim Marcel doda sobie dwa do dwóch .

– To nie tak jak myślisz – użyłam najgorszego z możliwych zwrotów jakie miałam do wykorzystania.

Po pierwsze: kiedy ktoś mówi to nie tak jak myślisz, to zazwyczaj jest dokładnie to o czym dana osoba myśli.

Po drugie: mam teraz przed sobą dwóch zdezorientowanych mężczyzn. Jeden z nich to mój brat, a drugi to siatkarz, z którym spędziłam najpiękniejszą noc swojego życia, ale ośmieliłam się stwierdzić, że to nie tak jak myślisz.

– A niby jak?

Huber zachował zadziwiającą przytomność umysłu jak na to, że wstał dosłownie chwilę temu.

– No bo... To nie...

– Stary, prosiłem żebyś pilnował mojej siostry, nie ją przeleciał – mruknął Marcel, przekraczając próg mojego mieszkania wraz z ogromną walizką. – Więc serio mam nadzieję, że to nie tak, jak myślę.

– To wszystko przez śnieżycę! – Brawo Wilk, teraz zabłysnęłaś. Aczkolwiek znalazłam się już w takim położeniu, że czego bym nie powiedziała, to i tak będzie źle. Mogłam już wybierać tylko między opcją, w której mój brat rzuca się na siatkarza wyższego od niego o jakieś piętnaście centymetrów i próbuje go zabić, albo urażeniem męskiej dumy Norberta. Bo przecież to nie tak jak oni wszyscy myślą...

Opowiedziałam więc wybiórczo o tym jak to skręciłam kostkę, Norbert uprzejmie dowoził mnie do pracy i z niej zabierał, a że wczorajsza śnieżyca stwarzała poważne zagrożenie dla kierowców, to nie pozwoliłam mu wracać do domu. Wypiliśmy winko i poszliśmy grzeczne spać.

– A tak w ogóle, to co ty tutaj robisz?

Marcel znów uśmiechnął się do mnie szeroko i mocno chwycił w ramiona. Nawet nie wiedziałam, że ma taki niedźwiedzi uścisk.

– Stęskniłem się za moją siostrą. Przyleciałem już wczoraj po południu, ale ta śnieżyca zablokowała wszystko na dobre i dopiero dzisiaj udało mi się znaleźć jakiś psi zaprzęg, który dowiózł mnie na ten koniec świata.

Już miałam otworzyć usta, by zaprzeczyć, że Jastrzębie wcale nie jest takie złe. Jedynie służby drogowe mają problem z poradzeniem sobie ze skutkami nagłej śnieżycy. Przynajmniej tak mówili w porannych wiadomościach. Prezydent kraju zastanawiał się nawet nad ogłoszeniem stanu wyjątkowego ze względu na metrowy opad śniegu na północy i zachodzie Polski oraz blisko półtorej metra w pozostałej części. Niestety nie było mi dane zabrać głos, gdyż znów rozległo się pukanie do drzwi.

– Kogo tym razem niesie – jęknęłam, kiedy Norbert znów postanowił wcielić się w odźwiernego. Chociaż tym razem nieco mniej zaspanego, a bardziej wkurzonego.

Kiedy tylko drzwi otworzyły się, do środka wparowała Klara Wawrzyniec, rzucając się prosto w objęcia mojego braciszka. Zamknęłam oczy i policzyłam szybko do dziesięciu. Czułam, że za chwilę dopadnie mnie migrena, albo szlag. Jedno z dwóch. To miał być spokojny poranek! Było mi już zupełnie wszystko jedno, kiedy chwilę po Klarze, w drzwiach pojawił się Fornal.

– A ten to kto? – Zapytał Norberta, wskazując głową na Marcela, który dalej tulił mocno moją przyjaciółkę.

– A ty tu co? – Odburknął środkowy, zamykając w końcu drzwi i mierząc naszą wesołą gromadkę ponurym spojrzeniem.

– Czy Norbert tu spał? – Klara zaczęła bacznie się przyglądać siatkarzowi. – I dlaczego nie ma koszulki?

Dobra. Stop.

Usiadłam na kanapie, próbując jakoś ogarnąć ten chaos. Przez ułamek sekundy pozwoliłam sobie zatęsknić za moim poukładanym, kanadyjskim życiem. Tam nikt nie wpadał z samego rana do mojego domu, zadając milion pytań. Wstawałam o piątej rano, piłam szklankę wody, szłam biegać, wracałam na kawę, szybki prysznic i do pracy. Zachciało mi się być ambitną.

– Tomek, poznaj mojego brata Marcela. Przybył do nas nieco przed czasem, bo miał być dopiero przed wigilią do odebrania na lotnisku w Katowicach. Tak, Norbert został u mnie na noc, bo przecież nie mogłam go wysłać do domu w śnieżycę w egipskich ciemnościach, bo przecież wywaliło prąd w całym mieście. – Wyrzuciłam na wydechu. Huber patrzył na mnie teraz, a w jego oczach widziałam całą gamę uczuć. Począwszy od rozbawienia, a skończywszy na złości. Wycelowałam w niego palec wskazujący. – Musimy porozmawiać teraz w sypialni, więc zapraszam.

Klara z Tomkiem zawołali cicho: ktoś tu ma przekichane i byłam prawie pewna, że ona ma na myśli Norberta, a Fornal – mnie.

don't let me love you [ff - Norbert Huber]Where stories live. Discover now