Prolog

976 54 1
                                    

#TonącwSzkarłacie_watt

Kiedyś wierzyłam, że dla każdego człowieka, niezależnie od jego przeszłości, zostało napisane szczęśliwe zakończenie.

Dlatego nieświadoma czyhającego tuż za najbliższym rogiem zagrożenia, kroczyłam zawiłymi ścieżkami własnego wyobrażenia z dumnie uniesioną głową, nie martwiąc się, że mogłabym ją w każdej chwili stracić.

Byłam odcięta od świata.

Trafiłam do miejsca przepełnionego naiwnością. Bez cienia zawahania się przyjmowałam wszelkie słowa za pewnik. Zaślepiono mnie złudnymi obietnicami, które nie miały żadnego poparcia solidnymi faktami.

Stałam się łatwowierna.

Śniłam, unosząc się ponad to, co niegdyś było mi bliskie, pewne i doskonale znane. Jednak teraz wszystko wydawało się takie obce, cuchnące i zakłamane.

Pogubiłam się, ponieważ nigdy nie potrafiłam odróżnić dobra od zła. Nieustannie błądziłam po labiryncie pełnym kłamstw.

Tonęłam w szkarłatnym potoku gorącej krwi, która została przelana za moje przewinienia.

Zbyt często uciekałam zwodniczymi myślami ku temu, co niebezpieczne. Obawiając się nierównej walki z niemożliwym, pozwoliłam sobie na kolejną błędną decyzję...

Pomimo świadomości ciągnących się za tym konsekwencji, poddałam się nieodwracalnej porażce, która kusiła wizją wiecznego odpoczynku.

Byłam zmęczona.

Tak cholernie zmęczona.

Wykończona wszelkimi grami.

Podstępami.

Intrygami.

Czułam się wyzuta z pozytywnych emocji.

Byłam zniszczona.

Roztrzaskana na najdrobniejsze kawałeczki, które bezpowrotnie się pogubiły.

Ostatnie miesiące udowodniły mi, jak nisko można było upaść. Jak wiele można było poświęcić dla drugiej osoby. Z jaką płynnością przychodziło zatracenie się we własnej kreacji idealnego świata.

Doświadczyłam bolesnego zderzenia z dnem, od którego nie potrafiłam się odbić.

Utknęłam.

Poległam.

Ponownie przegrałam.

I chociaż powinnam pozostać już na zawsze w uścisku przerażającej ciemności... Nie posłuchałam się.

Kapryśny los, który uwielbiał pogrywać z sercami swoich skrzywdzonych marionetek, posiadał dla mnie zupełnie nowe zadanie. Pragnął znów mną sterować i naprowadzić na niebezpieczeństwo. Chciał poruszać po planszy, niczym najzwyklejszy, bezwartościowy pionek.

Za każdym razem, gdy tylko zaczynałam wierzyć, że wreszcie zbliżał się upragniony koniec męczarni, wkraczała kolejna scena, w której zasady nie otrzymywały żadnej roli. Wszelki chwyty były dozwolone, a ciosy prosto w serce wręcz wymagane. Oczekiwano pokazu niewłaściwych czynów dla tych, którzy łaknęli widowiska, ponieważ krzywda stanowiła jedyną pożywkę dla ich zatrutych umysłów.

Kolekcja porcelanowych lalek, które zbyt łatwo było uszkodzić, stale się powiększała.

A ja stanowiłam nieodłączną część przesiąkniętej bólem układanki...

Tonąc w szkarłacie #2Where stories live. Discover now