Rozdział 5

495 35 19
                                    

#TonącwSzkarłacie_watt

Nikomu nie powiedziałam o tajemniczej wiadomości.

Wydawała się ona równie śmieszna, co niepokojąca, jednak zawracanie tym komukolwiek głowy i tak w niczym by mi nie pomogło. Bo co niby można byłoby z tym w obecnej sytuacji zrobić? Nauczyciele najpewniej zrzucą to na jakiś durny żart, a mama tylko niepotrzebnie by się przejęła. A Lucy... cóż, nie miałam szczególnej ochoty prosić ją o pomoc, gdy atmosfera już i tak zagęszczała się za każdym razem, gdy znajdowałyśmy się w tym samym pomieszczeniu.

Utknęłam w tragicznym położeniu i naprawdę marzyłam, aby wszystko skończyło się tylko na tej idiotycznej karteczce. Nawet nie powinna mnie ona dziwić. Widziałam, że ludzie szeptali za moimi plecami. Oczekiwali kolejnego potknięcia, chcąc ponownie wytykać mnie palcami. Stanowiłam łatwy kąsek do drwin oraz żartów, a to... zapewne było częścią zwyczajnych wygłupów.

A przynajmniej z całych sił chciałam w to wierzyć.

Naprawdę ostatnie czego teraz potrzebowałam, to kolejnych kłopotów. Pomimo tego, że umysł zdążył już podsunąć mi tysiąc najczarniejszych wizji, walczyłam ze sobą, aby nie popaść w paranoję. Pozwolenie na to oddałoby tej osobie zwycięstwo. Chciała namieszać mi w głowie i... po części jej się to udało.

Boleśnie wygięłam palec lewej ręki, uważnie rozglądając się po korytarzu, który prowadził na pływalnie. Nie chciałam tutaj być. Wolałam wrócić do domu i nawet jeżeli nie usiadłabym do książek, to może chociaż trochę udałoby mi się odsapnąć. Czułam się przytłoczona po tym dniu. Powrót po takim czasie wydawał się trudniejszy, niż początkowo zakładałam. Poza tym teraz wszystko było już... inne. Dziwne i tak cholernie niewłaściwe.

Jak chociażby cała ta sytuacja ze stołówki. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Powinnam była zacisnąć zęby i jakoś to przeskoczyć, ale wolałam zrobić z siebie ofiarę. Nie pierwszy raz swoją drogą. Tyle że z cholernym trudem przychodziło mi zaakceptowanie, iż życie toczyło się dalej. Świat nie stanął w miejscu, to ja się zatrzymałam, obawiając się kolejnego kroku.

Przerażało mnie to wszystko.

I nikt nie był w stanie tego zrozumieć. Inni już zapomnieli, ale ja nie potrafiłam tak po prostu wyciszyć wspomnień oraz płynących wraz z nimi uczuć. Nieustannie rozdrapywałam stare rany, powiększając liczne blizny. Doszukiwałam się rozwiązań w miejscach, w których nie powinnam nawet szukać, a jednak wciąż popełniałam ten sam błąd.

Gubiłam się wierząc, że dokonywałam słusznych wyborów.

Tak było od zawsze. Nie wiedziałam już, co powinnam zrobić, aby wyrwać się z tej pieprzonej spirali kłamstw. Żadne rozwiązanie nie wydawało się wystarczająco dobre. Każde wiązało się z jakimiś ustępstwami. Brakowało mi powoli pomysłów, aż nie zaczęłam rozważać zupełnego poddania się. Odpuszczenia dalszych starań, aby przestać zajmować decyzyjne położenie i oddać je w ręce kogoś, kto pokieruje moim losem.

Jednak wiedziałam, dokąd i ta decyzja ostatecznie by mnie doprowadziła.

W moim życiu wszystkie drogi tam prowadziły...

– Przyszłaś!

Momentalnie odwróciłam głowę w stronę Davis, która zamiast głównymi schodami, przyszła od strony męskiej szatni. Wygięłam nieznacznie kąciki ust. To akurat było do przewidzenia. W końcu musiała odprowadzić swojego chłopaka przed treningiem.

– Obiecałam, że przyjdę. – Skinęłam krótko głową, biorąc głębszy oddech.

Przyszłaś tu w konkretnym celu, przypomniałam sobie w myślach. Musiałam być ostrożna. Ugryźć się w język, a nawet w ostateczności go odgryźć, jeżeli przyjdzie taka konieczność. Nie mogłam spieprzyć i tego, więc powinnam się pilnować. W innym przypadku cóż... mogłabym na dobre wyrzucić z pamięci wszelkie wspomnienia o Lucy i zbierać się do domu.

Tonąc w szkarłacie #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz