6. Za mało wódki, za dużo emocji.

Start from the beginning
                                    

– Mały gnojku... – zaczął, ale jego kolega po fachu wszedł do pomieszczenia. Mężczyzna od razu przerwał planowane bluźnierstwa w stronę Ivana, i odchrząknął wycierając lepkie ręce. Najpewniej był szczebel, jak nie kilka szczebli wyżej w hierarchii komisariatu.

– I jak sytuacja? – dopytał wchodzący policjant bardzo niskim głosem. Był o wiele chudszy od naszego strażnika, i trochę bardziej blady. Włosy ulizane do tyłu, jakby to miało pomóc mu w ukryciu łysiejącego koła na tyle łba. Wąskie oczy ukryte pod krzaczastymi brwiami spoglądały oceniająco na naszą dwójkę.

– A ty słyszałeś o tej sytuacji? – szepnął do mnie Ivan.

– Jakiej sytuacji? – zmarszczyłem brwi, ale od razu tego pożałowałem. Promieniujący ból rozlał się na granicy mojej lewej powieki.

– Tej co się menel zesrał na stacji. – odpowiedział, chichrając się jak głupie dziecko.

Gdybym nie był teraz w piekielnych cierpieniach, dupa nie bolałaby mnie od metalowej ławki, głowa nie pulsowała, i brew może trochę mniej to mógłbym ośmielić się na lekki uśmiech.

– Nic, a nic. – odpowiedział drugi policjant. – Nikt na razie po nich nie przyjeżdża.

– Biedne sierotki.

– Chyba ty. – burknąłem w odpowiedzi, nie zdając sobie sprawy jak głośno to wybrzmiało w tej cholernej klitce. Surowy wzrok chudszego policjanta padł na mnie, obarczając mnie powinnością wytłumaczenia się.

– Możesz powtórzyć?

Zaciąłem się na chwilę, zastygając z otwartymi ustami.

– Powiedziałem, że mam wszy.

Chyba nie widziałem nigdy człowieka, który kiedyś podniósł tak wysoko brwi. Ale przynajmniej uniknąłem następnych kłopotów w postaci wkurwionego gliny.

– Możecie zadzwonić do kogoś innego, bo jak widać wasz kontakt alarmowy nie odbiera.

Pierdolony Hudson. Pewnie leżał, i chrapał pod jebaną kołdrą.

– Blondas, podejdź do krat  i zadzwoń do kogoś innego. – mężczyzna kiwnął głową, wskazując na naszą przezroczystą torbę z rzeczami.

Kiedy wstałem, kręciło mi się w głowie. Ale tak okropnie kręciło mi się w głowie, że trzymając zimnych krat balansowałem między światem żywych, a umarłych. Byłem też pewny, że to właśnie spowodowało cichy śmiech Ivana.

Policjant ze złotą plakietką na piersi z wygrawerowanym nazwiskiem Miller oddał mi moją komórkę, musiałem ją ponownie włączyć. Zajęło to chwilę, bym znalazł wędrujących po etui palcem odpowiedni przycisk, a potem wcisnął go wystarczająco długo aby telefon mógł się włączyć. Wystawiając dłonie poza obręb celi mogłem zadać sobie trud zaatakowania któregoś z nich, ale jak widać ufali mi tak bardzo że nie zakuli mnie w kajdanki.

Wysoki glina wyszedł z pomieszczenia, ostatni raz obracając głowę w naszą stronę:

– Daj znać, jak ktoś po nich w końcu przyjedzie.

– Tak jest. – zasalutował drugi.

Zadzwoniłem do June. Ona wydawała się najbardziej odpowiedzialna z naszej paczki, ale słysząc kolejne i kolejne sygnały zacząłem wątpić w jej dostępność. Chyba z nadmiaru odpowiedzialności dbała o swój sen. Czekając zacząłem pogwizdywać pod nosem, ale widząc rozzłoszczoną twarz mężczyzny od razu przestałem. Okropnie sztywni są na tym komisariacie.

June odpada. Teraz dzwoniłem do Penny.

Też nie odbierała. Nie wspomnę o Samie. Dlaczego wszyscy nagle postanowili się zabawić w grę nie odbierania od Christiana? Nie ważne, że była druga w nocy praktycznie w środku tygodnia. To nie miało znaczenia, gdy dwóch ich przyjaciół jest uwięzionych w głupiej celi z ciamkającym policjantem.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now