1. Normalny dzień

223 18 9
                                    

===========Pov: Tom==========


Tego dnia, jak na co dzień przebywałem w swoim pokoju. Jak na razie, nie zamierzałem z niego wychodzić. Tak mnie głowa boli przez to, że trochę wczoraj przepiłem. Susan, moja kochana gitara, którą odnalazłem przedwczoraj, była dosłownie połamana w pół. Bardzo z tego powodu rozpaczałem, więc sięgnąłem po lek, którym był Smirnoff. Dosłownie dopadnę tego kto jej to zrobił.

Chce spędzić cały dzień na leżeniu w łóżku i patrzenia się w sufit. Mam zamiary dzisiaj naprawić moją Susan, ale jak na razie rozmyślam gdzie bym mógł ją ukryć. Co będzie jeśli znów ktoś ją popsuję? Albo i ukradnie..ugh moja biedna Susan.

Chciałbym odpłynoć gdzieś daleko, wraz z moją kochaną gitarą. Aby tam problemy nie sięgały. Gdzieś gdzie można odpocząć, od wszystkich sprzeczności losu, nie patrząc co będzie dalej...

-Tom, chodź tutaj.- Moje zanurzenie w utopii przerwało wołanie Edda. Postanowiłem udawać, że nie słyszę i spróbować, ponownie odpłynąć w swoją nierealną rzeczywistość.- Toom, choć noo! Śniadanie ci stygnie- powiedział trochę zezłoszczony Edd.

Nie chciałem go bardziej wkurzyć, wiedząc, że nie skończyło by to się za dobrze. Jednak to on robi te śniadanie dla mnie, więc powinienem za to wrazić, choć odrobinę szacunku. Czasem Edd zachowuje się jak, mama, która o wszystkich dba. Czasem jest to trochę denerwujące, ale da się przeżyć. Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i udałem się, nieco szybszym krokiem w stronę drzwi, po czym otworzyłem je i pokierowałem się w stronę bruneta.

Już na klatce schodowej rozpoznałem ten wspaniały zapach. W końcu kto by nie rozpoznał zapachu swojego ulubionego śniadania. Kiedy już znalazłem się w kuchni, przywitał mnie Edd. Na talerzu przy moim siedzeniu, znalazłem moje ulubione tosty z serem. Ucieszyło mnie to danie, które spokojnie stygło, przy moim miejscu. Posłałem skromny uśmiech i wziąłem się za rozkoszowanie się tostami. Były one lekko przypieczone, takie jak lubię.

W czasie kiedy jadłem posiłek zagadał do mnie brunet.
-Tom, zaczyna się robić pusto w lodówce, jedziesz z nami do sklepu?- Nie odpowiedziałem Eddowi i dalej konsumowałem swój posiłek.

Kiedy już kończyłem, zleciał z klatki schodowej Matt-Ejj chłopaki to jedziemy do tej galerii?- Zapytał się rudowłosy.

Nie czekając na ponowne zapytanie "czy jadę do sklepu" powiedziałem. -Ja nie jadę- zaraz zaczną się pojawiać pytania dlaczego, ale na nie, nie chciało mi się, odpowiadać. Wstałem od stołu, podniosłem talerz, po czym włożyłem go do zlewu. Chwyciłem gąbkę do dłoni i nalałem kropelkę płynu do naczyń i zacząłem spokojnie myć talerz po moim śniadaniu.

Nie myliłem się, po paru sekundach Matt wyskoczył z zapytaniem.-Ale dlaczego?-
Popatrzyłem się w oczy Matta i odpowiedziałem.
- Bo mi się nie chce i tyle.- Matt z małym smutkiem w oczach powędrował do czerwonego samochodu brązowowłosego.
-Ale, na pewno nie jedziesz?- Zapytał z pogardą Edd. Jest on miły, że się pyta, ale ja na pewno swojego zdania, nie zmnienię.
-No sory Edd, ale mi się serio nie chce.
-No dobrze, to ja już idę.- powiedział z żalem w głosie. Nie wiem, czy zrobiłem dobrze, czy źle, ale chyba mi to obojętne.
Jakoś nie mam na nic siły, więc z powrotem udałem się do mojego kąta w tym domu-mojego pokoju. Po wejściu do mego zakątka. Usiadłem na łóżku, próbując wrócić do mojej utopi.

Minęło kilka dziesiąt minut i nic. Jakoś nie mogłem się skupić, więc wziąłem do ręki Susan. Wyglądała strasznie gryf (część gitary) był połamany, a wszystkie struny były zerwane. Po sklejeniu gitary, zabezpieczyłem miejsca uszkodzeń gryfu taśmą klejącą. Po zdjęciu poszczarpanych strun, założyłem nowe.
Odkładając Susan, usłyszałem otwarcie drzwi wejściowych, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to było bardziej ich wyważenie.

To był dziwny odgłos, dlatego, że Edd nie miał by po co wyważać drzwi, bo przecież ma klucze. Jestem sto procent pewien, że brunet nie mógł zgubić kluczy od domu. To wypadało by, sprawdzić kto to.

Postanowiłem zajrzeć przez uchylone drzwi. Na klatce schodowej nikogo nie widziałem, więc udałem się do salonu. O dziwo był w stanie nie naruszonym, a drzwi wejściowe były zamknięte...
Podszedłem do nich i sprawdziłem, czy są zamknięte. Edd je przecież zamykał. Okazało się inaczej, może poprostu ich nie zamknął? Raczej je zamknął, bo przecież kto inny opiekuje się lepiej domem, niż ten kto kocha cole. Moje zdziwienie było duże na to, że drzwi były otwarte, jedyne co szybko zrobiłem to zamknąłem je na zamek i rozejrzałem się po swoim domu, aby upewnić się czy nikogo nie ma..

Teraz po jakiś piętnastu minutach rozglądania się po domu, uznałem, że to właściwie, nie ma żadnego celu. Może sobie tylko ubzdurałem ten głośny huk?
Ehh już sam nie wiem, a może to przez to, że mam kaca, który jeszcze nie końca przeszedł?

Mógłbym dręczyć się tak pytaniami przez cały czas.. ale mi się nie chce.
Więc postanowiłem udać się w objęcia Morfeusza. Tylko najpierw, odhaczę wieczorną higienę.

Po szybkim, zimnym prysznicu i umyciu zębów, poszedłem w kierunku mojego zakamarku. Kiedy już byłem w bokserkach i jakiejś bluzce, to od razu opatuliłem się w kołdrę. Przez jakiś czas wpatrywałem się w sufit, a powieki powoli mi się zamykały, stawały się bardzo ciężkie. Próbowałem rozmyślać o dzisiejszym dniu, ale nic z tego nie wyszło, bo w zasadzie nic się nie stało. Doszedłem do wniosku, że tym myśleniem tylko tracę czas, więc oddałem się w objęcia Morfeusza.

=================================
☆864☆
słów
Jest to moja pierwsza książka, na razie powstrzymam się z opublikowaniem, tego rozdziału 28.09.2023r.

Sernik [Tordtom/Tomtord]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon