2. Aktywność dodatkowa

Start from the beginning
                                    

Leah tak naprawdę nie musiała wcale tu pracować. Szkółka należała do Państwa Evans, a ich dzieci, bliźniaki, Leah i Owen Evans jedynie pomagali.

Razem z Chloe i z bliźniakami mocno się trzymaliśmy, gdy byliśmy mniejsi. Po śmierci mamy jednak wszystko się posypało. Odsunęłam się od nich i nie pozwoliłam się do siebie zbliżyć, a oni mimo wielu prób nie byli w stanie się przebić przez mur, który wokół siebie wybudowałam.

Ostatnie lata były dla mnie okresem, w którym ledwo kontaktowałam z rzeczywistością. Działałam na autopilocie. Nim się obejrzałam, nasza paczka rozpadła się całkowicie. Chloe całkowicie przestała się z zadawać z Evansami, a ja nawet nie wiedziałam dlaczego. Zachowywali się, jakby nic się nie wydarzyło, ale mimo wszystko nie byłam ślepa. Po prostu nie wnikałam, to była ich sprawa, a skoro żadne z nich nigdy mi nie wyjaśniło, co tak naprawdę zaszło, nie zamierzałam dociekać.

- Nie mogło być tak źle - stuknęłam ją łokciem.

- Było okropnie, ja nawet nie lubię dzieci - rozpaczała. Jej ton wypowiedzi był komiczny. - Nie to co ty... - dodała przeczesując czarne włosy ręką, a ja wzruszyłam ramionami.

- Nikt nie każe ci tu pracować - zauważyłam. Dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, jakbym co najmniej ją uraziła, ale wiedziała co mam na myśli.

Oparła się plecami o ścianę, wyciągnęła do przodu nogi i przewróciła oczami. Następnie przełożyła swoje grube, gęste włosy na jedną stronę szyi i zaczęła zaplatać je w warkocza.

- Chcesz moją zmianę? - rzuciła po dłuższej ciszy.

- Kiedy? - W głowie już zaczęłam rozważać wszystkie opcje przesunięci innych aktywności tak, by móc wykorzystać szansę dodatkowego dorobku.

- Kiedykolwiek... - Znowu zaczęła teatralnie wyć, a mnie naprawdę zaczęło to śmieszyć.

- Wstawaj, idziemy - pogoniłam ją. - Kto jak kto, ale ciebie nigdy nie trzeba było zaciągać siłą na lód...

Mina dziewczyny sposępniała, ale obie zostawiłyśmy do bez komentarza. Ją też prześladowała przeszłość, choć udawała, że pogodziła się ze wszystkim. To śmieszne, jak ludzie sami się oszukują.

Ależ byłam hipokrytką.

Środa

Do szkoły weszłam sporo przed dzwonkiem na lekcje i od razu udałam się do odpowiedniej sali lekcyjnej. Zazwyczaj pozostawanie niezauważoną wychodziło mi bardzo dobrze, dlatego fakt, że po pięciu krokach zostałam zaczepiona przez osobę, której chciałam uniknąć mogłam zwalić na pecha.

- Maeve! - zaczepił mnie Will. - Hej - uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Hej - odpowiedziałam i odgarnęłam włosy za ucho.

- Dlaczego wczoraj nie zaczekałaś? - spytał, ale nie wydawał się urażony, bardziej ciekawy.

- Żartujesz? - Zmarszczyłam brwi zaskoczona. - Czekałam półtorej godziny. Dłużej nie mogłam, bo musiałam zdążyć do pracy.

- Co? Fane powiedział, że kazałaś mu przekazać, że nie masz zamiaru jednak czekać i się zawijasz.

- Ale o czy ty mówisz? Nie widziałam go wczoraj w szkole, nie rozmawiałam z nim, a tym bardziej nie kazałam mu nic przekazać... - Sprostowałam. Patrzyłam jak na twarz chłopaka wpływa zakłopotanie.

- Niemożliwe, sam mi powiedział... - Urwał w połowie zdania i chyba to był moment, w którym coś do niego dotarło. Odchylił głowę do tyłu i przyłożył dłoń do czoła. - Zabiję go... Słuchaj, strasznie cię przepraszam za tego idiotę, musiał sobie robić z nas jaja. Może chciałabyś dzisiaj odrobić wczorajsze wyjście? Proszę? - Spojrzał na mnie z góry maślanymi oczami. Nie mogłam się nie zgodzić, skoro już wyjaśniliśmy sytuację i wcale mnie nie wystawił.

bladeWhere stories live. Discover now