Rozdział 11

511 18 3
                                    

Pov:Will

Obudziłem się w nocy, ale no cóż...nie obudziłem się w moim swoim łóżku, a na kanapie.I to nie w domu.

A w domku letniskowym.

Siedziałem na kanapie, i zastanawiałem się, czy to będzie kolejny koszmar.

Nagle usłyszałem dźwięk skrzypiącej podłogi.Podniosłem głowę, a drzwiach zobaczyłem...Theo?

Byłem trochę zdezorientowany, bo wiedziałem, że Theo przecież nie żyje. Kiedy zauważyłem go w drzwiach, nie potrafiłem pojąć, czemu jestem tutaj, i go widzę.Ale potem przypomniałem sobie, że to przecież tylko sen.

- Och, Will. Nie potrafię ci wyjaśnić, czemu jestem tutaj - powiedział Theo z rozbrajającą bezpiecznością, jaką tylko on potrafił mieć.

-Przepraszam, Theo. Czy... Czy jesteś naprawdę tu? - zapytałem.

- Jestem tylko w twoim śnie. - powiedział Theo, słysząc moją obawę w głosie.- Ale tak, w pewnym sensie jestem prawdziwy.

- Skąd mam mieć pewność, że jesteś...że to jesteś ty? - zapytałem.

- Nie mogę teraz ci wyjaśnić, bo wiem, że to będzie dla ciebie zbyt trudne do zrozumienia.

- Znaczy... nie rozumiem. Czy ty jesteś... martwy? Nieważne, po prostu... tęskniłem za tobą.Bardzo. - powiedziałem, mając jeszcze w głowie myśl, że może to być tylko jakiś podstęp.

- Też za tobą tęskniłem.Za kimkolwiek.Byłem tu sam, przez długi czas. - powiedział Theo załamującym się wzrokiem, kładąc się obok mnie.

Przytuliliśmy się do siebie, a ja zacząłem płakać.Theo otarł moje zły.Popatrzył mi się w oczy, a potem wargami musnął moje usta.Uśmiechnąłem się.

- Kocham cię. - powiedziałem, i znowu zacząłem płakać. - wiesz, jak okropnie jest na świecie bez ciebie?...

- Nie wiem, Will, ale musisz po prostu patrzeć na to z innej strony.

- Theo, tak się nie da.Myślisz, że jakbym umarł, to bym był z tobą ma zawsze?

- Prawdopodobnie.Ale Will, nie możesz się zabić.

- Dlaczego?

- Bo masz tam rodzinę.Tęskniliby za tobą.

- Nie wiem nawet, czy oni nie uważają mnie za problem.

- Napewno tak nie jest.Musisz w to wierzyć, mieć nadzieję, Will.

- Ona już dawno temu mnie zawiodła.- westchnąłem. - Przepraszam, po prostu...Chciałbym z tobą wyjść na kawę, nie martwić się niczym.Chciałbym, żebyś nie był martwy.Żebyśmy oboje mieli malutki dom, żebyśmy się tam ukryli i nikt nigdy by nas nie rozdzielił.

- Niestety, ale to już niemożliwe.- również westchnął.- Świat ssie.

- Świat ssie. - powtórzyłem, a potem wybuchnęliśmy śmiechem.

Potem rozmawialiśmy.O wszystkim, czego nie powiedziałem mu od tamtego czasu.

Pocieszaliśmy siebie nawzajem.Oboje mieliśmy trudno, i mogliśmy liczyć na wspólne wsparcie nawet po tym, jak jedno z nas umarło, a drugie załamało.

Nie chciałem z tamtąd wracać.Nigdy, przenigdy.

***

Rano obudziłem się z uśmiechem na ustach, pierwszy raz od dłuższego czasu.

Ale i tak nie chciałem wstawać.Nie chciałem znowu mierzyć się z tym pojebanym światem.

Pomagała mi myśl, że w nocy znowu zobaczę się z Theo.

***

Kiedy się ubrałem, zszedłem na dół, do kuchni gdzie wszyscy już jedli śniadanie.Vincent rozmawiał z Tonym, a Shane, Dylan i Hailie prowadzili jakąś ożywioną rozmowę.

Bez słowa zasiadłem do stołu i zacząłem grzebać w jedzeniu.Wziąłem kęs, i musiałem stłumić odruch wymiotny.

To nie tak, że jedzenie było złe, po prostu straciłem już nawet przyjemność z jedzenia.

Przez całe śniadanie Vincent się na mnie patrzył, dopóki wszyscy pozostali nie odeszli od stołu i nie pojechali do szkoły.

Vincent oparł głowę na rękach.

- Jedz.

- Nie mogę.

- Możesz.

- Nie wiesz, jak to działa.

- Nie odejdę, dopóki nie zjesz.

- Tak nie można.

- Można.

Jęknąłem, i wziąłem kolejny kęs.Odchyliłem głowę do tyłu, i przymknąłem oczy.

Na pewno nie pomagał fakt, że Vincent cały czas, patrzył jak jem.

- A ty nie prowadzisz dzisiaj jakiegoś spotkania? - zapytałem.Przecież musieliśmy jechać za chwilę do pracy.

- Prowadzę.I ty w nim uczestniczysz, więc nie pojadę, do póki nie zjesz.

- aha. - westchnąłem.

Udało mi się zjeść prawie całe.

- Tyle.Musimy jechać, a ja ide do łazienki.

- Dobra. - Powiedział Vincent.A ja wstałem, i skierowałem swoje kroki do łazienki.

Gdy zamknąłem za sobą drzwi, od razu pochyliłem się nad sedesem, i wszystko wyrzygałem.

Mój organizm jest taki wyniszczony, że nawet nie potrafię niczego zjeść bez wyrzygania tego.

***

Wieem, że krótkie, ale ten i następny rozdział są tak jakbyy...połączone?Oba w jednym były za długie, więc je podzieliłam

DO NASTĘPNEGO!!!

WILL MONET | It's okay Where stories live. Discover now